Wiele jest serc rozdartych między wiernością przekonaniom a miłością do dzieci w sytuacjach „nieregularnych moralnie”.
fot.cristina_gottardi | FreepikJest w „Potopie” scena, gdy oddziały szwedzkie pod wodzą Kannenberga, wysłane przez Karola Gustawa, by ustalić pozycję wojsk Jana Kazimierza, uciekają do Jarosławia, ścigane przez chorągwie Stefana Czarnieckiego. „Na koniec wypadli z lasu. Wieże Jarosławia zarysowały się wyraźnie na błękicie. Już, już nadzieja wstąpiła w serca uciekających. Zapomnieli o tym, iż zaraz po ich przejściu uprzątnięto pomost, aby silniejsze podłożyć dla armat belkowanie”. Wobec odcięcia drogi powrotu Szwedzi w większości zginęli na brzegu albo utonęli w Sanie.
Dlaczego o tym piszę? Niedawno odbył się w Tarnowie kongres „Droga do domu”, poświęcony młodym ludziom, którzy z różnych przyczyn utracili więź z Kościołem. Poproszono też rodziców o podzielenie się nierzadko bardzo trudnymi doświadczeniami. Wiele jest serc boleśnie rozdartych między wiernością przekonaniom a miłością do dzieci, które znalazły się w sytuacjach „nieregularnych moralnie”, takich jak relacje homoseksualne, związki nieformalne czy kwestie związane ze zmianą płci. Jak w sytuacjach będących życiowym dramatem odnaleźć się między wiernością Bogu a miłością do dziecka, rozumianą jako pragnienie jego szczęścia (także wiecznego)? Nie ma tu prostych odpowiedzi. Ale zawsze warto – mówili Monika i Marcin Gajdowie, rodzice i terapeuci – wejrzeć w swoje serce i intencje. Czy patrzymy na takie dziecko jak na „porażkę wychowawczą” i „zakałę rodziny”, czy jest dla nas synem (lub córką) marnotrawnym wprawdzie, ale bez względu na wszystko kochanym?
„Nie chodzi o relatywizowanie i zmianę naszego stylu życia, ale o postawę miłości miłosiernej, bo taką kocha nas, grzeszników, Bóg” – mówił Marcin Gajda. Nawet jeśli nasze dzieci na tym etapie życia odrzucają Chrystusa, to my sami musimy stać się dla nich Chrystusem, przychodzącym do tych, którzy się źle mają. Dlatego niezależnie od tego, jak wielki jest nasz ból i niezgoda, wiedzmy, że właśnie nasza miłość może być tym światełkiem, które wskaże im drogę do domu. „Pierwszym domem, do którego ma powrócić nasze dziecko, jest nasze otwarte i kochające serce. Być może przez ten dom wejdzie kiedyś do domu, którym jest Kościół”. Wychodźmy im więc na spotkanie z lampą modlitwy i nie palmy mostów, żeby w czasie, który zna Ten, który nigdy nie wypuszcza ich z ręki, mogły bezpiecznie powrócić do domu.