110 lat temu urodził się Jan Karski – emisariusz, którego misje w czasie II wojny światowej można by rozdzielić między kilku kurierów i każdy z nich zasłużyłby na miano bohatera.
fot. Irena ŚwierdzewskaNaprawdę nazywał się Kozielewski. Nazwisko poświęcił dla dobra sprawy. Kiedy jesienią 1942 r. przybył do Londynu, otrzymał od polskiego rządu zadanie informowania brytyjskich polityków o sytuacji politycznej w Polsce. Celem było przekonanie ich do wsparcia polskiego podziemia. Kozielewski jako naoczny świadek miał zwiększać wiarygodność i siłę przekazu. Przydługie nazwisko „Kozielewski” zmieniono na „Karski”, żeby Brytyjczykom łatwiej było je zapamiętać.
Rozmowy z najważniejszymi notablami zostały poprzedzone wizytami u dentysty. Bez zębów – straconych podczas przesłuchań Gestapo – robiłby złe wrażenie. „Ma pan wyglądać jak amant filmowy, wtedy chętniej będą pana słuchali – tłumaczył mu Jan Ciechanowski, ambasador Polski w USA, kiedy Karski kontynuował swoją misję za Atlantykiem. – Muszą wyjść przekonani (…), że inwestując w nasze podziemie, będą mieli całe bataliony takich jak ty kowbojów”.
Pod tym względem Karski nadawał się do swojej roli doskonale. Był mężczyzną „wysokim, przystojnym i niesłychanie pewnym siebie”, „o uderzającej powierzchowności, jakby przeszedł przez wielkie cierpienia (…)”.
DOŚWIADCZENIE
W tym ostatnim opisie nie ma cienia przesady. Karski przeżył rzeczy, które musiały zostawić na jego powierzchowności trwały ślad. Po kampanii wrześniowej trafił do niewoli. Udało mu się z niej wydostać i zaraz potem wszedł do konspiracji. W styczniu 1940 r. wyruszył z pierwszą poważną misją kurierską do rządu gen. Władysława Sikorskiego w Angers we Francji. Tam podyktował raport o sytuacji w kraju, znany dziś przede wszystkim z fragmentów dotyczących losu Żydów. Karski pisał w nim m.in. o obecnych w polskim społeczeństwie uprzedzeniach antyżydowskich. Te fragmenty zostały ocenzurowane przez emigracyjnych polityków polskich, co dziś niektórzy historycy ujawniają w atmosferze skandalu. Zapomina się, że cele raportu Karskiego były polityczne, a rząd polski nie miał żadnego interesu w przedstawianiu Polaków w niekorzystnym świetle.
Karski miał 25 lat, więc polityki dopiero się uczył. Został jednak doceniony i do Warszawy wracał jako emisariusz rządowy do przywódców podziemia. W kraju stał się pośrednikiem między nimi w procesie budowania struktur państwa podziemnego. Konieczna stała się ponowna podróż do Francji w celu przekazania rządowi obrazu rozwoju sytuacji. Pisał: „Wyraźnie zakreślono mi rolę spowiednika, a właściwie swoistego «kanału» konfesyjnego między Warszawą a Paryżem”.
Tym razem jednak Karski wpadł. Został aresztowany na Słowacji. Torturowany przez Gestapo, obawiał się, że się złamie. Znał niemal całe dowództwo podziemia, odpowiedzialność była więc ogromna. Przerosła go – Karski próbował samobójstwa, podcinając sobie żyły. Wyczerpanego więźnia Gestapo kazało przewieźć do szpitala w Nowym Sączu, gdzie przez spowiadającego go księdza Karskiemu udało się skontaktować się z podziemiem. Po spektakularnej ucieczce, zorganizowanej przez Związek Walki Zbrojnej i Polską Partię Socjalistyczną, dowiedział się, że partyzanci biorący udział w akcji dostali dwa rozkazy: uwolnić go lub – w razie niepowodzenia – zlikwidować.
PŁYTA GRAMOFONOWA
Z kolejną misją na Zachód Karski wyruszył pod koniec września 1942 r. Miał przekazać informacje o sytuacji w kraju oraz postulaty podziemnych stronnictw politycznych do polityków na emigracji. Wśród wielu osób zwracających się do Karskiego o pośrednictwo znajdował się przedstawiciel konspiracji żydowskiej Leon Feiner, który umożliwił Karskiemu dwukrotne wejście na teren warszawskiego getta i obecność w getcie tranzytowym w Izbicy.
Podróż do Londynu trwała aż dwa miesiące. W tym czasie dotarły tam już mikrofilmy, których przesyłkę Karski nadzorował – list żydowskiej partii socjalistycznej Bund na temat sytuacji Żydów w kraju oraz słynny „Protest!” Zofii Kossak – odezwa będąca wyrazem sprzeciwu katolików polskich wobec zagłady Żydów. Nie były to pierwsze informacje o zagładzie, jakie dotarły na Zachód, ale ich wymowa była wzmocniona przez osobiste świadectwo Karskiego, który odwiedzał getta i potrafił o tym przejmująco opowiadać.
Sam Karski twierdził, że spełniał funkcję „żywej płyty gramofonowej”. Porównanie jest trafne odnośnie do jego roli pośrednika między podziemiem a emigracją, która angażowała przede wszystkim jego niesamowitą pamięć. Ważniejszą częścią jego misji były jednak spotkania z politykami krajów alianckich. Na nich już Karski nie był „płytą gramofonową”, ale raczej muzykiem, który nie tylko musi doskonale zagrać wyuczoną piosenkę, ale i dostosować wykonanie do wrażliwości publiczności.
TO NIE SEZON NA POLSKĘ
Pod koniec 1942 r. rozpoczął serię spotkań z politykami krajów zachodnich najwyższego szczebla, starając się pozyskać sympatię establishmentu do sprawy polskiej. Szczytowym momentem misji było spotkanie z prezydentem USA Franklinem Delano Rooseveltem. Z jednej strony Karski odniósł sukces, zrobił bowiem na Roosevelcie ogromne wrażenie. Sekretarz stanu Cordell Hull relacjonował: „Prezydent jest tak wstrząśnięty opowieścią tego młodego człowieka, że nie mówi o niczym innym”. Z drugiej strony nie udało się uzyskać nic poza ogólnikowymi zapewnieniami o przyjaźni. Dodatkowo Roosevelt oznajmił, że konieczna będzie korekta wschodnich granic Polski, a jedynym sposobem uratowania Żydów (część rozmowy dotyczyła holokaustu) jest wygranie wojny – co w praktyce oznaczało odmowę udzielenia dodatkowej pomocy.
Karski podejmował kolejne próby zainteresowania opinii publicznej sprawą polską. Udał się nawet do Hollywood z propozycją scenariusza filmu wojennego o polskim podziemiu. Odbił się jednak od muru – producentów „raziła antysowieckość” przekazu. Jan Ciechanowski tłumaczył mu: „Nie martw się, Johnny, po prostu to nie sezon na Polskę”. Tak jest chyba do dzisiaj, skoro Jan Karski przedstawiany jest przede wszystkim – również w polskiej polityce historycznej – jako działacz na rzecz ratowania Żydów. Perspektywa Karskiego była inna. Jak wyznał kiedyś skromnie: „Wszyscyśmy robili, co mogliśmy, dla ojczyzny”.