Tak właśnie, z uśmiechem, przywitała mnie Oaza Chorych w Licheniu. Oaza, która ma kilkudziesięcioletnią tradycję, trwa 12 dni. – Jestem już po raz 33. Urzekła mnie tu najbardziej młodość, bo dzięki młodzieży mogłem przetrwać moje kalectwo. Przyjechałem do Lichenia po raz pierwszy w 1985 r., pierwszy raz widziałem tylu ludzi na wózkach. Ktoś nagle zaśpiewał: „Witaj gościu drogi” – byłem zdumiony i zawstydzony jednocześnie moim kalectwem. Myślałem, że będzie tu rozpacz, ale ci młodzi ludzie wprowadzają tyle radości! To jest piękne! – mówi Henryk Jankowski ze Szczepidła.
– Jak rączka, panie Heniu? Pomóc panu? – przyjacielsko wołają wolontariusze. Energia na oazie nie gaśnie do godzin wieczornych. Pan Henryk zwraca uwagę, że to ważne spotkania, cenne doświadczenie także dla wolontariuszy. – Nastolatkowie nie zawsze mają odwagę powiedzieć o swoich rozterkach rodzicom. Tu panuje przyjacielska atmosfera, która sprzyja rozmowom. Nie tylko przyjaźnie, ale nawet małżeństwa tu powstawały! – zauważa. – Najmilej przez cały rok wspominam tę dobroć wolontariuszy, okazywaną przecież wobec obcych ludzi.
Czytaj dalej w e-wydaniu lub wydaniu papierowym
Idziemy nr 28 (666), 15 lipca 2018 r.
Artykuł w całości ukaże się na stronie po 25 lipca 2018 r.