– Żadna żona nie przetrwałaby tego – śmiał się. Jego meblościanka zastawiona jest pamiątkami z dawnego życia: bibeloty i zdjęcia wprowadzają w świat wspomnień. Na jednym ze zdjęć wysoki przystojny mężczyzna, w czarnym kapeluszu z miękkim rondem. – Miało się ten urok – wzdycha.
Wzrok przyciąga piękny portret kobiety nad łóżkiem – burza ciemnych loków, delikatne rysy twarzy, głębokie oczy. Pan Janusz ma takie same.
– To moja mama – zdradza z uśmiechem. – Była Włoszką, tata ją przywiózł, do Krakowa. W tym mieszkaniu spędzili całe życie – tylko piec kaflowy wtedy działał, a dziś jest pęknięty. Ale łazienka z zimną wodą na zimnym korytarzu – wciąż ta sama.
Pewnego dnia, niemal dwa lata temu poczuł, że dzieje się z nim coś złego – ostatkiem sił doszedł do szpitala i… upadł. Udar mózgu unieruchomił go na wiele tygodni. Nie mógł chodzić, język i struny głosowe przestały reagować na bodźce z mózgu.
– To było ciężkie doświadczenie, wszystko widziałem, słyszałem, co do mnie mówiono, ale nic nie mogłem zrobić. Uwięzienie w ciele jak w trumnie z szybką – opowiada.
Jednak wewnętrzna siła i optymizm nie pozwoliły mu się złamać. Z ogromnym samozaparciem na nowo uczył się mówić, ruszać rękoma, później siadać na wózek.
– Najtrudniej było – opowiada – kiedy odwieziono mnie do pustego domu. Był listopad, zimno, ale ja śpiewałem – lekarz mówił, że śpiewanie bardzo pomaga.
Ćwiczył w samotności całymi dniami, zaczął wstawać z wózka, uczył się chodzić.
– Ale to był dopiero początek. Nowy Początek – podkreśla pan Janusz. Pewnego dnia do maleńkiej kuchenki pana Janusza weszły dwie młode kobiety i zapytały, czy mogą porozmawiać. – Oczywiście – powiedział pan Janusz.
– I tak to się zaczęło. Nie wiem, kto je do mnie przysłał, ale te anielice zmieniły moje życie – wzrusza się pan Janusz – jakbym się na nowo narodził.
– Zaczęły ze mną rozmawiać i pytać o moje życie, o to, jak się czuję i czego mi brakuje. Boże – pomyślałem – przez całe życie nikt nie był dla mnie tak troskliwy i serdeczny. Poszły, mówiąc, że zadzwonią. Nie spodziewałem się wiele, raczej myślałem, że to takie jednorazowe szczęście. Po dwóch tygodniach – telefon: będziemy u pana, dostanie pan to, czego panu potrzeba.
Anioły, które trafiły do pana Janusza, to dwie Agnieszki – wolontariuszki Stowarzyszenia Wiosna, które organizuje Szlachetną Paczkę. – To najmądrzejsze pomaganie – mówi jedna z nich, Agnieszka Krawczyk, która pierwsze 30 lat życia spędziła w RPA, a od roku mieszka w Polsce. Zaproszona przez koleżankę, drugą Agnieszkę, do zaangażowania się w Szlachetną Paczkę, szybko przekonała się do działania.
– Poznałyśmy pana Janusza, jego niezawinioną biedę i samotność. Aby spełnić listę jego potrzeb, skrzyknęło się ponad 60 osób, i to nie tylko w Polsce. W rezultacie 12 grudnia starszy pan oniemiał! – opowiadają.
– Mówiły mi, że przyjdą, że może będzie jeszcze kilka osób, ale to przeszło moje najśmielsze oczekiwania. Dwanaście osób niosło trzynaście wielkich paczek! Cała kamienica zbiegła się, żeby to zobaczyć. A były tam pralka, piecyk, ciepłe ubrania, żywność, ukochane książki podróżnicze.
Starszy pan ma łzy w oczach, wspominając to wydarzenie. – Ale nie te paczki były najważniejsze – mówi – a one. Agnieszki, moje anielice.
Światło w oczach pana Janusza, kiedy mówi o dwóch Agnieszkach, dotyka serca.
– Są przy mnie już rok! Wiedzą, że żyję, pamiętają o mnie. Chodzimy na spacery albo po prostu pijemy herbatę i rozmawiamy. Nie ma tygodnia, żeby nie dzwoniły.
– Byłem na dnie, a one dały mi skrzydła! Teraz wiem, że nie można się załamywać, poddawać beznadziei. Czuję się tak, jakbym narodził się na nowo!
17 listopada start tegorocznej akcji. Ponad 14 tysięcy rodzin w trudnej sytuacji czeka w bazie Szlachetnej Paczki. Każdy z nas może sam, z przyjaciółmi lub bliskimi wejść na stronę: www.szlachetnapaczka.pl i dać nadzieję na lepsze życie kolejnym osobom, które niezawiniona bieda wyrzuciła na margines życia.
Elżbieta Ruman |