Unia Europejska przeżywa trudne chwile. Niedawno, po długiej i burzliwej dyskusji, opuściła ją Wielka Brytania. To jednak dopiero początek kłopotów.
Niesłychanie skomplikowane negocjacje w sprawie przyszłej umowy handlowej Bruksela-Londyn będą teraz trwały miesiącami. Jednocześnie narasta problem z przyjmowaniem nowych członków UE: zainteresowanych nie brakuje, ale są państwa Unii niechętne poszerzeniu w ogóle.
Tymczasem trzeba normalnie funkcjonować, a dyskusje w sprawie budżetu na następne lata pokazały, że interesy bogatszych i mniej zamożnych członków UE mogą być rozbieżne. A w tle widać narastające problemy międzynarodowe.
To stawia bardzo wysoko poprzeczkę dla polskiej dyplomacji, bo wszystko, co dzieje się w UE, jest dla nas bardzo ważne. Jeśli budżet będzie dla nas korzystny, będziemy mogli liczyć na rozwój gospodarczy. Jeśli Unia będzie jednym głosem rozmawiała z Moskwą (co ostatnio staje się coraz trudniejsze), wówczas nasza wschodnia granica stanie się bezpieczniejsza. Ale co w razie niepowodzenia w tych i innych sprawach?
BREXIT I KANDYDACI
Bez umowy unijno-brytyjskiej pojawią się gigantyczne problemy, dokładnie takie, jakich obawiano się przed brexitem. Kiedy ten numer „Idziemy” oddawaliśmy do druku, w Brukseli miała rozpocząć się pierwsza runda rozmów negocjacyjnych. Następna zaplanowana jest w Londynie, a kolejna znów w Brukseli. Oddzielnie negocjowanych będzie co najmniej dziesięć kluczowych tematów. Unijne rozmowy z innymi krajami trwały zwykle po kilka lat, tu pozostał niecały rok.
– Wielka Brytania będzie trzecim co do wielkości partnerem handlowym UE, prawie dziesięć razy większym niż Kanada. A Kanada znajduje się w odległości około 5 tys. km. Zasady nie mogą być takie same, to logiczne – mówił główny unijny negocjator Michel Barnier; po stronie brytyjskiej jego partnerem ma być David Frost. Jak podkreślił Barnier, strona unijna „będzie kłaść nacisk na uczciwe i zrównoważone partnerstwo, oparte na solidnych ramach zarządzania”. Wskazał przy tym, że Unia nie zamierza kończyć negocjacji „za wszelką cenę”. A to oznacza wyraźną groźbę, że jeśli nie uda się osiągnąć satysfakcjonującego porozumienia, to Unia raczej zrezygnuje z podpisania umowy, niż zgodzi się na coś niekorzystnego.
Tym niemniej brak porozumienia może być wstrząsem dla obu stron. Już teraz wiadomo, że propozycje brytyjskie stanowią zagrożenie dla współpracujących ze sobą firm po obu stronach kanału La Manche. Jak podkreślają eksperci, negocjacje są przejawem niezwykłej historycznej anomalii: po dziesięcioleciach liberalizacji handlu na całym świecie przedstawiciele Wielkiej Brytanii i Unii Europejskiej mają określić nowe, dzielące je bariery.
Tymczasem, gdy trwają rozmowy w sprawie współpracy byłego już członka UE z Unią, są kraje pragnące do Unii przystąpić – a te, które, jak się wydawało, mają największe szanse, to Macedonia Północna i Albania. Jednak sprzeciwiła się temu Francja. Mają więc zostać zmienione zasady przyjmowania nowych członków. Jak mówił unijny komisarz ds. sąsiedztwa i rozszerzenia Olivér Várhelyi, chodzi o intensywniejszy dialog na wysokim szczeblu, wyraźnie określone zasady prowadzenia negocjacji w sześciu grupach tematycznych. Unia obiecuje zwiększone finansowanie i inwestycje w państwach kandydujących, przy czym im szybciej kandydat wdraża reformy, tym więcej pieniędzy dostanie.
Czyli z jednej strony Unia będzie prowadzić trudne, ale niezwykle ważne rozmowy z Brytyjczykami w sprawie nowej umowy handlowej, a z drugiej zapewne otworzy negocjacje z Macedonią Północną i Albanią (jeśli stanowisko prezydenta Francji Emmanuela Macrona ulegnie złagodzeniu). To pochłonie sporo sił unijnej dyplomacji. Niestety, nie ma szans na zaproponowanie członkostwa naszym wschodnim sąsiadom: Ukrainie, Mołdawii i Gruzji. Podjęte zostaną natomiast próby ożywienia Partnerstwa Wschodniego.
BUDŻET NIEZGODY
Najważniejszą, także dla Polski, sprawą bieżącą jest budżet UE – ostatni szczyt zakończył się niepowodzeniem. Przywódcy państw nie porozumieli się bowiem w sprawie dochodów i wydatków na lata 2021-2027. Kraje podzieliły się na dwie grupy: jedna, w której jest Polska, nie chce cięć. Druga chciałaby ograniczenia wydatków.
Po obradach premier Mateusz Morawiecki wskazał, że „w Brukseli, trochę półżartem mówi się, że jest grupa skąpców”, czyli „państw bardzo bogatych, które oczywiście chcą być jeszcze bogatsze”. – My to rozumiemy, ale jednocześnie wskazujemy na konieczność tego, żeby środki były przeznaczane tam, gdzie są najbardziej potrzebne do wyrównania poziomu rozwoju, a więc do Polski, do Europy Środkowej – powiedział. A kanclerz Angela Merkel oceniła, że różnice w poglądach „były po prostu zbyt duże”.