Wydawało się, że wojna za naszą wschodnią granicą stanęła w miejscu i przekształciła się w długotrwały, wyniszczający konflikt. Ukraińska ofensywa w rosyjskim obwodzie kurskim spowodowała jednak, że sytuacja uległa zmianie.
fot. PAP/EPA/PRESS SERVICE OF 24 MECHANIZED BRIGADE / HANDOUTUkraińcy zajęli zaledwie 1300 km kw. i nie udało się im w pełni odciążyć wojsk broniących się w Donbasie. Ale też pokazali, że Rosja jest nieprzygotowana na ich natarcie. Żołnierze rosyjscy stawiali słaby opór, a dla zwykłych Rosjan wydarzenia ostatnich dni są wstrząsem. Po raz pierwszy od lutego 2022 r. uświadomili sobie, że ich kraj toczy wojnę, która może dotknąć ich bezpośrednio.
Z ZASKOCZENIA
Już wcześniej ukraińscy żołnierze przekraczali granicę rosyjską, ale nie zostawali tam dłużej. Tymczasem 6 sierpnia niespodziewanie weszli na terytorium Rosji sporymi siłami z obwodu sumskiego, zajmując kolejne wioski i miasteczka. Ważnym wydarzeniem stało się błyskawiczne przejęcie Sudży, choć to miasto liczące niecałe 5 tys. mieszkańców. Ataku dokonały trzy brygady desantowo-szturmowe, trzy brygady zmechanizowane, a także inne jednostki – takie są oficjalne informacje. Źródła zachodnie mówią o łącznej liczbie 10 tys. ukraińskich żołnierzy i nawet 600 pojazdów opancerzonych. Dziś są to większe siły – co najmniej 15 tys. żołnierzy.
W Moskwie 7 sierpnia mówiono o „ogromnej prowokacji” ze strony Ukrainy. Dzień później Ukraińcy kontrolowali już 350 km kw. Rosjanie nie stawiali dużego oporu. Władze w Moskwie 10 sierpnia ogłosiły rozpoczęcie w obwodach kurskim, briańskim i biełgorodskim „operacji antyterrorystycznej”. Dzień później pojawiły się informacje, że wojska ukraińskie umacniają swoje pozycje. Jednak na kilku kierunkach posuwały się naprzód. Celem stały się mosty na niewielkiej rzece Sejm (rosyjska Wikipedia twierdzi, że Polacy fałszywie wiążą tę nazwę z Sejmem RP…). Siły ukraińskie niszczyły mosty, uniemożliwiając otoczonym wojskom rosyjskim wycofanie się na północ.
Nie wiadomo, jakie są straty obu stron. Rosjanie twierdzili, że zginęło około tysiąca Ukraińców. Z kolei strona ukraińska informowała o wzięciu do niewoli rosyjskich żołnierzy. „New York Times” pisał w połowie sierpnia, że było ich 320; media ukraińskie tydzień później wspominały o „co najmniej 247”, ostatecznie naczelny dowódca Sił Zbrojnych Ukrainy gen. Ołeksandr Syrski powiedział pod koniec sierpnia, że jest ich 594.
Co ciekawe, najwyższe władze rosyjskie (w tym Władimir Putin) o wydarzeniach w obwodzie kurskim mówią niewiele. Podkreślają, że Kurska Elektrownia Atomowa (wbrew nazwie nie znajduje się w Kursku) działa normalnie, choć jakoby Ukraińcy próbowali ją zaatakować. Poza tym unikają tematu. Ale rosyjskie media nie milczą. Portal News.ru cytował znanego politologa Siergieja Markowa, który wskazał, że są dwie narracje: rosyjska – że sytuacja się ustabilizowała i Rosjanie wypychają Ukraińców ze swojego terytorium, oraz ukraińska – że ofensywa odniosła sukces i szykowane są nowe ataki.
WSTRZĄS DLA ROSJI
Z obwodu kurskiego zaczęli uciekać cywile. Chodzi o dużą liczbę – 150 tys. ludzi. Ci, którzy opuścili domy, mają otrzymać zasiłek w wysokości 25 tys. rubli (równowartość około 1 tys. zł). Władze zapewniają, że każdy dostanie odszkodowanie – przynajmniej za zniszczone podstawowe meble i urządzenia, jak lodówka, kuchenka czy łóżko. Przy utracie całości mienia będzie to 150 tys. rubli (równowartość 6,2 tys. zł). Niewiele… Pojawiają się informacje, że uchodźcy napotykają problemy: miejsca, do których trafiają, są nieprzygotowane, a pomoc mniej niż skromna. Rosjanie wcale nie są skłonni pomagać swoim rodakom. Nie udzielają im schronienia, nie udostępniają swoich mieszkań.
Nie ma też akcji ochotniczego wstępowania do wojska w obronie ojczyzny – w „wojenkomatach”, czyli komendach uzupełnień, nie widać kolejek. Sprawia to wrażenie – jak pisała opozycyjna i wydawana na emigracji „Nowaja Gazieta” – jakby obywatele Federacji Rosyjskiej nie czuli związku ze swoim państwem i rodakami z Kurska.
Ma więc pomóc rosyjska Cerkiew. Do Kurska przewieziono Kazańską Ikonę Matki Bożej – jakiś czas temu patriarcha Moskwy i całej Rusi Cyryl „cudem” odnalazł ją w swoich magazynach i oświadczył, że to właśnie ona towarzyszyła oddziałom Minina i Pożarskiego podczas zwycięskiej walki z Polakami o Moskwę w 1612 r. Kilka dni później metropolita stawropolski Cyryl (Pokrowski) przybył do Kurska i powiedział miejscowym hierarchom, że powinni wysłać księży do walczących rosyjskich oddziałów. „Dziś coraz więcej wierzących żołnierzy walczy o Świętą Ruś. Wrogowie ich nie pokonają!” – mówił. To właśnie ten metropolita przekonywał wcześniej, że Rosja walczy na Ukrainie z „nazizmem, satanizmem i Antychrystem”.
Ale oczywiście Rosja mobilizuje siły. Według strony ukraińskiej pod Kurskiem znalazło się już 30 tys. żołnierzy przeciwnika. Są ściągani z frontu – ale nie z rejonu Pokrowska w Donbasie, bo Rosjanie koniecznie chcą zdobyć to miasto. Przybywają więc głównie z obwodu chersońskiego, zaporoskiego i charkowskiego. Są to przede wszystkim oddziały piechoty morskiej i wojsk powietrzno-desantowych. Minister obrony Rosji Andriej Biełousow mówił o stworzeniu zgrupowania zadaniowego z sił w rosyjskich obwodach briańskim, kurskim i biełgorodzkim; powołana została specjalna grupa odpowiedzialna za rozwiązywanie problemów logistycznych, transportowych i fortyfikacyjnych oraz ewakuacji i ochrony cywilów.
HANDEL WYMIENNY
Wołodymyr Zełenski podkreślił, że operacja pod Kurskiem stanowi jeden z głównych elementów ukraińskiej strategii wygrania wojny z Rosją (pozostałe dotyczą głównie działań dyplomatycznych i w sferze gospodarki). Być może nie chodzi tylko o obwód kurski; strona rosyjska poinformowała o ukraińskim ataku w obwodzie biełgorodzkim (z ukraińskiego Charkowa do Biełgorodu jest zaledwie 80 km). „Sytuacja na granicy pozostaje trudna, ale pod kontrolą” – pisał w sieci społecznościowej Telegram Wiaczesław Gładkow, gubernator obwodu białogrodzkiego.
Tak czy owak, Ukraina przeszła do ofensywy – nie tylko lądowej. Ukraińskie rakiety i drony trafiają w cele na terytorium rosyjskim, a także na Morzu Czarnym, gdzie zniszczonych zostało już blisko 30 okrętów. Rosjanie odpowiadają uderzeniami rakiet i dronów w ukraińskie miasta, zwłaszcza w elektrownie i sieci przesyłowe, ale też w domy mieszkalne.
Kijów twierdzi, że nie zamierza przyłączać zajętych terenów rosyjskich. Są jednak inne pomysły. Ilja Ponomariow, żyjący za granicą rosyjski opozycjonista i były deputowany do Dumy, mówił w wywiadzie dla ukraińskiego pisma „New Voice”: „Jestem na 100 proc. pewien, że konieczne jest utworzenie alternatywnego [rosyjskiego] rządu, który będzie twarzą nowej władzy i pokaże, jak może ona działać na wyzwolonych terytoriach”. Miałby to być „magnes dla tych ludzi, którzy chcą przejść na stronę dobra”. W efekcie powinno przybyć ochotników, którzy dołączą do Rosyjskiego Legionu Wolności i innych rosyjskich jednostek walczących po stronie Ukrainy.
Jak miałoby to się odbyć? Wsie i miasteczka wyłoniłyby swoje władze. Według Ponomariowa taka władza miałaby działać na trzech poziomach: lokalnym, obwodu kurskiego oraz krajowym. Wydaje się to jednak nierealne. Po pierwsze, mieszkańcy zajętych miejscowości raczej nie będą się narażać na zemstę Moskwy w razie odbicia obwodu kurskiego. Po drugie, nie ma aż tak wielu znaczących rosyjskich polityków za granicą, którzy do takiej akcji mogliby się włączyć. Żona zmarłego w więzieniu rosyjskiego opozycjonisty Aleksieja Nawalnego, Julia (obecnie w Waszyngtonie)? Były oligarcha Walerij Chodorkowski (w Londynie)? Ekspremier Michaił Kasjanow (w Rydze)? Wątpliwe. Zwłaszcza że powstanie alternatywnego rządu zablokowałoby rozmowy pokojowe.
A Ukrainie chodzi właśnie o pokój. Rosyjscy jeńcy przydadzą się do wymiany za jeńców ukraińskich, rosyjskie terytoria – za ukraińskie. Mało prawdopodobne, by Moskwa odstąpiła większość zajętych ziem, ale część, np. cały obwód charkowski – na pewno. Obwód kurski może więc stać się ważną kartą przetargową.