Bóg inspiruje nas, abyśmy byli roztropni i brali odpowiedzialność za swoje życie, wybory, inwestycje.
Przypowieść o talentach dodaje jeszcze jedną wskazówkę. Zacznę od zacytowania pewnej piosenki, zupełnie niereligijnej, ale rzucającej właściwe światło na dzisiejszą Ewangelię: „Może w końcu doceń własny dzień, bo może to jest czyjś piękny sen. Może warto choć na chwilę, dwie zatrzymać się, usunąć zegary swe”.
Nie warto się dołować, że masz mniej talentów niż ktoś inny. Każdy z nas powołany jest do tego, aby pomnażać dobro, jakie otrzymał. Masz się rozwijać, dojrzewać, pogłębiać relacje. „Może w końcu doceń własny dzień” – bez przeklinania codzienności, ale w poczuciu hojnego błogosławieństwa. Kiedy ostatni raz dziękowałeś Bogu za to, co masz? Dla ciebie może to być norma, natomiast dla innych to „piękny sen”, czyli rzeczywistość pozostająca w sferze marzeń i snów.
Może należysz do grona osób, które przyzwyczaiły się do dobrostanu. Nie mam tu na myśli opływania w luksusy – pewnie większość z nas chciałaby mieć więcej dóbr duchowych i ziemskich. Chodzi mi o przyjemną strefę komfortu, gdzie czuję się bezpiecznie i nie muszę nic ryzykować. Najgorzej zaś jest być tym, który bał się swego pana, dlatego zakopał talent w ziemi. Kiedy zaczynamy bać się Boga i nie chcemy zrobić dla Niego nic głupiego, wycofujemy się. Owszem, nie zrobimy nic głupiego, ale też nic mądrego. Pomyślmy o potencjale, jaki w nas drzemie. Nie każdy będzie pracownikiem roku albo sportowcem na podium. Trzeba mierzyć siły na zamiary. Jednak każdy z nas może się rozwinąć, choćby odrobinę. Ksiądz Krzysztof Grzywocz powtarzał, że Bóg jest fanem procesu: milimetr po milimetrze. Każde działanie ukierunkowane na rozwój jest dla nas dobre. Chcesz skorzystać i dać się porwać?
Spójrzmy na świętych albo ideowców, którzy mogą inspirować nie tylko gorliwością, ale także szaleństwem dążenia do osiągania stawianych sobie celów. Ksiądz Jan Kaczkowski i puckie hospicjum, o. Jan Góra OP od Lednicy… To nie byli ludzie, którzy zadowalali się półśrodkami. Chcieli od życia czegoś więcej.
Myślę sobie nieraz, odcinając się od medytacji beznadziei na temat złego stanu Kościoła: jakże bardzo zmieniłoby się oblicze Kościoła, tego Kościoła, gdyby każdy z nas zbliżał się każdego dnia o milimetr w kierunku dobra w świecie, w którym dzieje się zło.
Bądźmy ludźmi, którzy odważnie ryzykują, robiąc dobro wokół siebie. Czasem nam się nie uda, często zawalimy i poniesiemy porażkę, co jakiś czas najdą nas chwile zwątpienia – ale nie popełnia błędów tylko ten, kto nic nie robi. Jezus wzmacnia swój przekaz zapewnieniem, że zawsze możemy na Niego liczyć: „Trwajcie we Mnie, a Ja w was trwał będę. Kto trwa we Mnie, przynosi owoc obfity”. Róbmy swoje, póki jeszcze nam się chce. A lednicki dominikanin mawiał: „Ufajmy Bogu, że możemy robić szalone rzeczy. Z Nim się uda”.