26 kwietnia
piątek
Marzeny, Klaudiusza, Marii
Dziś Jutro Pojutrze
     
°/° °/° °/°

Życie to nie event - rozmowa z organizatorami Ogólnopolskiego Spotkania Młodych na Lednicy

Ocena: 0
1110

Jak więc stworzyć platformę, która skłaniałaby młodych do otwarcia serca? Gdzie upatrywać szansy? W synodzie o synodalności? Bardziej zindywidualizowanym duszpasterstwie? W katechezie parafialnej, która uzupełniałaby tę szkolną?

Ks. MB: Kiedy byłem wikariuszem, zakładałem, że przy Kościele pozostanie - to znaczy będzie praktykować, a czasami wejdzie do jakich grup duszpasterskich - jakieś 10 proc. spośród przygotowujących się do bierzmowania. I tak było. W ciągu 5 lat kiedy byłem wikariuszem, pozostało więc około 50 osób, na które zawsze można liczyć. Musimy wyjść z trybu “każdy” i po prostu założyć, że w Kościele pozostanie cząstka.

Druga rzecz, to jest czas. Trzeba dać ludziom czas. Pamiętam z imienia i nazwiska różne osoby chodzące na katechezę. I teraz, kiedy pracuję w Warszawie, po latach wracają do mnie jako studenci, którzy po prostu byli na katechezie, prowadzili zeszyty i tyle. I teraz zdarza się, że ktoś, będąc już małżeństwie, przychodzi i mówi mi: ksiądz był kimś, kto wskazywał nam drogę. To daje do myślenia: ile takich osób, które być może, nawet na katechezie się nie odezwały, żyją tym, co otrzymały.

O. WS: Mam wrażenie, że oprócz pokusy wielkich liczb jest jeszcze druga: pokusa zajmowania się tylko młodzieżą. A to jest coś bardzo ważnego w kontekście transmisji wiary, o czym była już mowa. Otóż wedle badań, ale też moich obserwacji duszpasterskich, grupą, która najszybciej “odpływa” z Kościoła wcale nie jest młodzież ale młodzi małżonkowie. Kiedy zaczyna się życie w dużym napięciu, bo zaczyna się praca, pojawią się pierwsze dziecko, to ci młodzi odczuwają brak czasu. Wtedy znikają i powracają gdzieś tak po 50–tce, kiedy już dzieci wyszły z domu. Wtedy jest więcej czasu, żeby wrócić do Kościoła. Tak więc aby miała miejsce owa transmisja wiary, trzeba jeszcze więcej czasu poświęcić dorosłym, a nie młodzieży.

Mam wrażenie, że nazbyt zaufaliśmy słowom Jana Pawła II, że młodzież jest przyszłością Kościoła. I tak, i nie. Tak, oni będą przyszłością, ale kluczowe rzeczy rozgrywają się, mam wrażenie, w młodych małżeństwach. To wtedy jest najwięcej dramatów. Kiedy już skończymy z tymi dużymi liczbami, to także ta sprawa wymaga przemiany myślenia. Bo, być może, tego pokolenia młodych już nie odzyskamy. Młodzi, którzy teraz odchodzą, to są dzieci rodziców z mojego pokolenia. Więc można by zapytać, co zrobiliśmy dla mojego pokolenia; czy towarzyszyliśmy im w ich małżeństwach, żeby potrafili przekazać wiarę swoim dzieciom czy nie. A my ciągle byliśmy skoncentrowani na katechezie dzieci, katechezie młodzieży, przygotowaniu do bierzmowania, podczas gdy młodzi dorośli zostawali sami, bo też trudno znaleźć dla nich, którzy rzeczywiście mają mało czasu, jakąś formułę.

I kolejna pokusa, którą możemy nazwać przesadnym zaufaniem do ewangelizacji w Internecie. Mam wrażenie, że w Kościele wciąż nie zdajemy sobie sprawy, jak młodzież zmienia rewolucja cyfrowa. Nie mamy żadnych szans z “katechezą”, która idzie ze smartfona, z tym, co ta siła tworzy w ich głowach. W ubiegłym roku zaproponowaliśmy: chcesz się przygotować do Lednicy - wyłącz komórkę, nie wchodź do Internetu. Chodziło o to, żeby powrócić do relacji jeden na jeden. Chrześcijaństwo jest na wyciągnięcie ręki, ale tylko tak można to odbudować.

Wysiłek, który poszedł na ewangelizację w Internecie - co widzimy także po naszych, dominikańskich stronach, gdzie jest masa filmików itp. - stanowi na pewno jakieś dobro, natomiast nie zastąpi ono tego doświadczenia, które jest specyficznie chrześcijańskie, bo chrześcijaństwo to jest wcielenie. Musimy więc dotknąć go w sakramentach, w drugim człowieku, we wspólnocie. A to się zaczyna dziać najpierw w rodzinie, a potem w jakiejś grupie, ale małej. O tym przypominała nam papież Franciszek w Orędziu na 53. Światowy Dzień Środków Społecznego Przekazu. Mówił, że trzeba przechodzić od wspólnot wirtualnych do realnych. A to zaczyna się od świadomego przeżywania Eucharystii. Ojciec Święty mówił, że musimy przejść od „polubieni” do „amen” wypowiadanego na liturgii. Zadanie jakie staje przed nami, na które zwracał też cały czas uwagę ks. Blachnicki, to pokazanie młodym liturgii jako misterium.

Czy może temu pomóc Lednica?

O. WS: Tylko w jakimś sensie, bo Lednica jest eventem. Ma to swoje plusy i minusy, ale event nie może być wszystkim. Nie zastąpimy nim normalnej formacji i kształtowania młodej osoby w przeżywaniu wiary. To musi być uzupełnione o jakąś stałą formację.

Staramy się nieco “dostroić” spotkania lednickie w tym kierunku, wprowadzamy różne nowe elementy, które mają temu służyć. Chcemy, na przykład, nieco to spotkanie “rozdrobnić”, organizując więcej namiotów, scen, gdzie w grupach po 20-30 osób młodzi mogliby uczestniczyć w warsztatach czy dyskusjach. Chodzi o zapraszanie ich do konkretnych relacji międzyludzkich. Nazywamy to formą bardziej festiwalową: w różnych miejscach dzieją się różne rzeczy, a spotykamy się dopiero na Mszy świętej, która jest centrum całego wydarzenia. Ale wcześniej, przez cały dzień co się dzieje i pozwala młodym uczestniczyć w czymś konkretnym, zorganizowanym w małej grupie, gdzie te relacje są bardziej zindywidualizowane.

A więc - Lednica ma przyszłość.

O. WS: Oczywiście!

O. WP: Jeszcze a propos misyjności. Pamiętamy ubiegłoroczne marsze z “błyskawicami”, tzw. Strajk kobiet. Otóż mam wrażenie, że misyjność zaczyna się od pracy nad językiem i nad wstrzymaniem się od zbyt wczesnych diagnoz, oceniania i reagowania. A mówię o tym, ponieważ niektóre słowa, jakie w środowiskach kapłańskich niekiedy pojawiały się jako komentarze na Strajk kobiet, raczej dalekie były od Ewangelii. Kiedy patrzyłem na tłumy maszerujące pod naszym klasztorem, pomyślałem: przecież z góry wygląda to, paradoksalnie, jak Lednica. To była młodzież.

Dramat, w jakim my się w tym momencie znajdujemy jest dramatem “sektorów”. Społeczeństwo przypomina sektory Legii i Lecha, gdzie nie ma rozmowy, tylko przerzucanie się “argumentami”. W momencie, gdy przebywamy w sektorach tracimy ze sobą kontakt. A problem polega na tym - i dla mnie to jest misyjność na co dzień - żeby zawalczyć o utrzymanie tego kontaktu. Bo naszymi reakcjami i sposobem mówienia o ludziach, którzy w danym momencie inaczej niż my formułują swoje stanowisko, automatycznie możemy wypychać ich z Kościoła. Z kolei jako kontrreakcja następuje wypychanie nas z przestrzeni publicznej.

Jako rodzic wie pan, że kiedy dzieci krzyczą na rodziców, to jest to bardzo ważny element w procesie formowania przez młodych swojej tożsamości. Jeśli nie rozumiemy, że odchodzenie młodzieży jest elementem procesu formowania się ich tożsamości, nie wsłuchamy się w te głosy tylko od razu będziemy mieć odpowiedzi sformułowane w świetle naszego tylko doświadczenia, to niewiele to da. I, na przykład, będziemy mówić że powodem strajku kobiet jest to i tamto, a za chwilę się pojawiają raporty na temat naszej, hierarchicznej, nieautentyczności w kwestiach rozwiązywania problemu wykorzystywania seksualnego. A wtedy ta młodzież mówi: no to jak, na nas krzyczycie, że chodzimy na te marsze, a sami w taki sposób postępujecie? Dlatego, powtarzam, czasami lepiej przyznać, że czegoś nie wiemy, nie rozumiemy, nie ogarniamy. Nie w ramach taktyki, tylko po prostu dlatego, że jest to tak złożone zjawisko, że inaczej się po prostu powiedzieć nie da.

O. WS: I tu się trochę nie zgodzę, bo chodzi o to, żebyśmy nie mylili empatii z sympatią. Bo to nie jest tak, że niezależnie od tego, jakie ktoś przejawia uczucia, to ja go muszę zaafirmować. W empatii nie chodzi o afirmowanie wszystkiego. Muszę też bowiem pokazać młodemu człowiekowi jakie są fundamenty. Ojciec Wojciech ma rację mówiąc, że poprzez bunt młodzież nas sprawdza, jak w pokerze. Oni mówią podobnie: pokażcie, czy macie rację. Jak widzą, że zawalamy, to w te wartości nie idą, skoro sami głosiciele tego nie przestrzegają.

Czym innym jest jednak zachowanie kontaktu pomiędzy wspomnianymi “sektorami” (już nawet nie dialogu…), a czym innym stanie na gruncie pewnych wartości czy prawd nawet wtedy, gdy ja czy Kościół do którego należę, nie zawsze wiernie je naśladuje. Pewne rzeczy są po prostu obiektywne, bo to wynika z racjonalności. Zakazu przerywania ciąży nie trzeba argumentować “z wiary”, lecz wyłożyć w oparciu o przesłanki racjonalne.

Wydaje mi się, że młodzież potrzebuje jasnego pokazania jakie są fundamenty. Oni i tak są bardzo rozchwiani, dlatego w swoim myśleniu muszą mieć stałe elementy, którym zaufają, albo które odrzucą, ale nie wolno pozbawiać ich odniesienia do tradycji.

Ksiądz Luigi Giussani mówił, że jednym z podstawowych fundamentów wychowania jest spójność w stosunku do proponowanego ideału. Tradycja, jak mawiał założyciel ruchu Comunione e Liberazione, jest dla młodego człowieka rodzajem „hipotezy wyjaśniającej rzeczywistość”. Wychowawca, czy też duszpasterz, jest odpowiedzialny za przekazanie tej „hipotezy” młodemu człowiekowi. Aby krytycznie odnosić się do tradycji trzeba ją po prostu znać.

To prawda, my także tym fundamentom nie zawsze jesteśmy wierni, ale to nie znaczy, że prawda nie jest prawdą.

Giussani zwrócił uwagę na jeszcze jeden bardzo ważny aspekt wychowania. Ta spójność w stosunku do proponowanego ideału, zwłaszcza w okresie dorastania, nie jest przede wszystkim spójnością moralną, ale intelektualną. Młody człowiek zdaje sobie sprawę, że wszyscy jesteśmy słabi, nie oczekuje od nas, że będziemy herosami, ale że upadając nie zrezygnujemy z dążenia do ideału. Dlatego największym zagrożeniem jest nie słabość, ale nie przyznanie się do niej. Największym zagrożeniem dla wychowania jest kłamstwo.

Kiedy w Kościele jako jednostki tracimy moralny autorytet raczej nie odbudujemy go nawet przez przyznanie się do winy. Natomiast przyznając się do winy, czyli stając w prawdzie, zachowamy ważność owej spójnej wizji rzeczywistości, którą proponujemy młodym. Innymi słowy zachowamy autorytet Kościoła.

Od jakiegoś czasu pojawiają się wobec was, duszpasterzy Lednicy, zarzuty, że chcecie ją „zaorać” i macie zupełnie inne spojrzenie niż zaangażowani w spotkania lednickie świeccy. Czy moglibyście odnieść się do takich opinii?

O. WS: Rzeczywiście od jakiegoś czasu trwają rozmowy z pewną częścią środowiska lednickiego na temat zredefiniowania współpracy. Myślę jednak, że zarówno to, jak moi poprzednicy angażowali się w Spotkania Lednickie po śmierci o. Jana, to co robiłem i mówiłem przez ostatnie dwa lata, a nawet ta nasza rozmowa, świadczą o tym, że dominikanie nie mają zamiaru porzucać młodzieży i przestać organizować Spotkań Lednickich.

PODZIEL SIĘ:
OCEŃ:

DUCHOWY NIEZBĘDNIK - 25 kwietnia

Czwartek, IV Tydzień wielkanocny
Święto św. Marka, ewangelisty
My głosimy Chrystusa ukrzyżowanego,
który jest mocą i mądrością Bożą.

+ Czytania liturgiczne (rok B, II): Mk 16, 15-20
+ Komentarz do czytań (Bractwo Słowa Bożego)


ZAPOWIADAMY, ZAPRASZAMY

Co? Gdzie? Kiedy?
chcesz dodać swoje wydarzenie - napisz
Blisko nas
chcesz dodać swoją informację - napisz



Blog - Ksiądz z Warszawskiego Blokowiska

Reklama

Miejsce na Twoją reklamę
W tym miejscu może wyświetlać się reklama Twoich usług i produktów. Zapraszamy do kontaktu.



Newsletter