Misjonarze i misjonarki są na pierwszej linii ognia ewangelizacji. To właśnie oni docierają do ludzi, pokazują im siebie, swoją wiarę, a niekiedy pozwalają, by się z nich śmiano.
Kiedy niedawno rozmawiałam z pewnym misjonarzem, powiedział mi, że jest mu ciężko. Wydarzyło się kilka niezależnych od niego rzeczy, które sprawiły, że ma więcej pracy, ale najgorsze było to, że przechodził kryzys wewnętrzny. Wielu z nas, być może, zna ten stan, w którym modlitwa idzie źle, a bycie wdzięcznym Bogu przychodzi z jeszcze większym trudem. Gdy jednak stan ten osiągają misjonarze, sytuacja nie wygląda najlepiej. I choć jest w pewnym sensie nieunikniona, misje są trzonem Kościoła. Bez nich Kościół obumiera.
Dlatego powstała akcja „Misjonarz na Post”. Łączy się ona z tym niezwykłym okresem Wielkiego Postu przez intencję jego przeżywania. W inicjatywie, która w tym roku wystartowała już po raz szósty, można wylosować misjonarza i ofiarować za niego swój post, cierpienie bądź po prostu się za niego modlić. Święta Faustyna i wielu innych świętych wiele razy powtarzało, że ofiarowanie postu bądź osobistego cierpienia w czyjejś intencji ma tak ogromną moc, że trudno czasem zdać sobie z tego sprawę.
Misje na Tajwanie
O. Andrzej Kołacz jest misjonarzem, werbistą, posługuje już od ponad 30 lat na Tajwanie. To właśnie jego wylosował bp Artur Miziński, sekretarz generalny Konferencji Episkopatu Polski, podczas konferencji prasowej w Warszawie wprowadzającej w tematykę akcji „Misjonarz na Post”. Ojciec Andrzej urodził się w Bydgoszczy w 1956 r. Pracuje teraz na terenie diecezji Chiayi i jest przełożonym większej wspólnoty werbistów w tym mieście. Jego misja zaczęła się w październiku 1981 r., kiedy przybył na Tajwan po raz pierwszy.
– Najpierw musiałem nauczyć się języka chińskiego (mandaryńskiego), w związku z czym uczęszczałem na kurs językowy na Uniwersytecie Fu Jen w Tajpej, trwający dwa lata. Potem odbyłem roczną praktykę OTP w parafii w Chuchi, wiosce położonej ok. 20 km od naszego domu misyjnego w Chiayi – mówi o. Andrzej. – To było cenne doświadczenie przebywania wśród Tajwańczyków.
Potem na chwilę wyjechał do Polski, by odbyć studia teologiczne w Misyjnym Seminarium Księży Werbistów w Pieniężnie. Wróciwszy na Tajwan, był wikariuszem w parafii św. Józefa Robotnika w Chiayi, gdzie znajdują się relikwie chińskiego kardynała-werbisty, o. Thomasa Tien Ken-sina. Po roku pracy znów zmienił miejsce posługi, na Tefuye, i był proboszczem tamtejszej parafii przez osiem lat. W sumie spędził wtedy przeszło 10 lat z „ludźmi gór”.
– Mają oni swój język i swoje tradycje, ale czują się niedowartościowani, zagubieni. Kultura tajwańska jakby ich wchłaniała, a oni coraz bardziej tracą tożsamość i kulturę. Odbija się to na ich sposobie życia, wpływa na ich postrzeganie wartości. Pojawił się problem alkoholizmu. Jest część osób, które próbują się odnaleźć, ale są też tacy, którzy zrezygnowali i pogubili się – wspomina.
Bywało czasami tak, że choć o. Andrzej jechał na spotkanie 30 kilometrów, nikt na nim się nie pojawiał. Ale to go nie zniechęcało.
– Ważne jest, aby robić to, co się mówi. Chodzi o przykład, o bycie świadkiem. Może zachowanie takie a nie inne sprawi, że młody człowiek zastanowi się np., dlaczego ten ksiądz przyjeżdża, skoro i tak nikt nie przychodzi na spotkanie? I rzeczywiście, z czasem, po trosze, ludzie zaczęli przychodzić. Trzeba mieć nadzieję, że ziarenko wpadnie w ziemię – mówi o. Andrzej. Potem został ekonomem tajwańskiego dystryktu werbistów, co oznaczało, że odpowiada za wielu współbraci, nawet tych wiekowych. Dzisiaj wciąż pełni tę posługę.
Kiedy o. Andrzej dowiedział się, że do „omodlenia” wylosował go bp Artur Miziński, bardzo się ucieszył i polecił się modlitwie nie tylko bp. Mizińskiego, ale także wszystkich, którzy będą o nim pamiętali. Praca na misjach wymaga wciąż wielkiego zaangażowania i energii, którą misjonarz musi mieć.
Każdy gest się liczy
W akcji „Misjonarz na Post” udział wziąć może każdy, bez względu na wiek, zasobność portfela czy miejsce zamieszkania. Przedsięwzięcie jest uniwersalne, a duchowego wsparcia misjonarzy podejmują się osoby mieszkające nawet poza granicami Polski. – Sama nie mogę pojechać na misje, ale przecież mogę się za nie modlić. Dla mnie modlitwa za polskich misjonarzy jest moim duchowym obowiązkiem – mówi jedna z uczestniczek akcji.
Wszystko, co trzeba zrobić, aby wziąć udział w akcji, to wejść na stronę www.misjonarznapost.pl i wypełnić krótki formularz, podając jedynie imię, nazwisko i adres e-mail, na który przyjdzie informacja z danymi wylosowanego misjonarza. Każdy indywidualnie wybiera formę duchowego wspierania przypisanego sobie misjonarza lub misjonarki.