Skoro mam być biskupem pomocniczym, to chcę być pomocny. - mówi nowy łódzki biskup pomocniczy Piotr Kleszcz OFMConv w rozmowie z ks. Pawłem Kłysem
fot. ks. Paweł Kłys | Z Małym Chórem Wielkich SercJak zrodziło się Ojca powołanie zakonne?
Chrzest przyjąłem w parafii Przemienienia Pańskiego w Łodzi. Poza tym całe moje dziecięce życie związane było z parafią św. Anny. Byłem ministrantem, zaangażowałem się mocno w Ruch Światło-Życie. Opiekunem ministrantów był ks. Stanisław Jaworski. Pewnego dnia zabrał nas na wycieczkę do Niepokalanowa, zaprowadził do rektora niższego seminarium i powiedział: „Przywiozłem czterech kandydatów”. Bardzo się zdziwiłem, ale rzeczywiście, z naszej czwórki dwóch złożyło dokumenty do niższego seminarium. Jeden z nich odszedł po pierwszej klasie. Ale również z tych czterech jeden później został księdzem diecezjalnym, a ja – franciszkaninem.
Czy był jakiś szczególny moment powołania?
W siódmej klasie pojechałem sam do sanktuarium św. Antoniego z Padwy do łódzkich Łagiewnik. Siedząc w ławce, zobaczyłem, jak wielu młodych zakonników wchodzi do kościoła, zajmuje miejsca i zaczyna pięknie śpiewać. Poczułem się bardzo szczęśliwy. Wtedy zapragnąłem być w takiej właśnie wspólnocie.
Przygotowanie do kapłaństwa to nie tylko nauka w seminarium…
Wszystko rozpoczęło się podczas rocznego nowicjatu w Smardzewicach. Uczyliśmy się żyć we wspólnocie, posługiwać w kuchni, ogrodzie, gospodarstwie rolnym, bieliźniarni, pralni… Ponieważ grałem na gitarze, mistrz nowicjatu polecił mi, abym pełnił obowiązki organisty. Musiałem się szybko tego nauczyć. Po roku poszedłem do wyższego seminarium do Łagiewnik, gdzie były nie tylko studia, ale też gra i śpiew w zespole muzycznym Pokój i Dobro. Wówczas zacząłem pisać teksty i komponować piosenki.
Przed piątym rokiem w WSD mieliśmy tzw. drugi nowicjat, podczas którego zdałem sobie sprawę z tego, że gdy złożę śluby wieczyste, nie będzie odwrotu. Wtedy pojawiły się poważne wątpliwości, czy wytrwam w powołaniu. Była modlitwa, słuchanie konferencji, rozmowy z braćmi. Kiedy podjąłem decyzję i złożyłem śluby wieczyste 4 października 1991 r., wątpliwości już nigdy nie wróciły. Kolejnym etapem rozwoju powołania były święcenia kapłańskie, które przyjąłem 29 maja 1993 r. w Łagiewnikach.
Czy posługiwał Ojciec tylko w Polsce?
Pierwsza parafia, w której posługiwałem dwa lata, była w Łodzi-Łagiewnikach. Tam zostawiłem pół serca, pracując z dziećmi i młodzieżą. Ale jeszcze w seminarium napisałem podanie do prowincjała, że chciałbym pracować w USA – żeby przynajmniej zobaczyć, czy to moje miejsce. Prowincjał na trzeci rok kapłaństwa posłał mnie jeszcze do klasztoru przy parafii Matki Bożej Anielskiej w Łodzi, a potem na rok do USA. Ten rok mi wystarczył, abym nauczył się angielskiego, nie tak jak w szkole, ale z życia. Po roku wróciłem do Łodzi do Matki Bożej Anielskiej, gdzie posługiwałem w parafii i w szkole, a potem jako proboszcz.
W 1997 r., zainspirowany włoskim chórem dziecięcym Piccolo Coro dell’Antoniano, postanowiłem założyć Mały Chór Wielkich Serc, dla którego pisałem piosenki. Dzisiaj, kiedy patrzę na ten zespół, który ma już 27 lat, widzę, że było warto! Chór jest dla mnie powołaniem w powołaniu. Wierzę, że jest to dzieło Pana Boga, a Pan Bóg dał mi przywilej, bym zobaczył, jak się ono rozwija. Współpracowało i współpracuje ze mną wielu dobrych ludzi. Jest to również spełnienie mojego marzenia, żeby ewangelizować przez muzykę.
Jak dowiedział się Ojciec o nominacji biskupiej?
Od roku widziałem, że wokół mojej osoby jest jakieś poruszenie. Niektórzy zaczęli zadawać mi dziwne pytania, ktoś stwierdził: „Piotr, a może ty będziesz biskupem?”. „Ja biskupem? Nie mam doktoratu, zapomnij!” – odpowiedziałem. Kiedy jednak na kapitule w Niepokalanowie poszedłem do kaplicy, na modlitwie zapytałem Pana Jezusa i otworzyłem Pismo Święte. Trafiłem na fragment: „Jeśli ktoś dąży do biskupstwa, pożąda dobrego zadania” (1 Tm 3, 1). Poważnie traktuję słowo Boże.
Po kilku tygodniach, w dzień Stygmatów św. Franciszka, zadzwonił do mnie sekretarz nuncjatury, że nuncjusz chce się ze mną widzieć w ważnej sprawie. Dwa dni później pojechałem do nuncjatury, gdzie powiedziano mi o decyzji Ojca Świętego. Odpowiedziałem, że czuję, że nie jestem godzien, ale jeżeli Pan Bóg tego chce i daje mi zadanie, to da też łaskę, bym sobie poradził. Zgodziłem się!
Jak zareagowali najbliżsi?
Moja mama ma 77 lat, słabo chodzi i słabo słyszy, ale jest bardzo kochana. Przyszedłem do niej i powiedziałem: „Mamo, będę biskupem”. Mama, choć ma problem ze wstawaniem, nagle wstała i powiedziała: „Urodziłam cię, zostałeś franciszkaninem, księdzem, proboszczem, teraz biskupem – czym sobie na to zasłużyłam?”. I się rozpłakaliśmy.
Czego życzyć nowemu biskupowi?
Żebym był posłuszny Panu Bogu. Żebym nie popsuł Jego roboty. Był dobrym współpracownikiem księdza kardynała. Skoro mam być biskupem pomocniczym, to chcę być pomocny. Umówiłem się z przyjaciółmi i braćmi franciszkanami, że jeśli „zbiskupieję”, to mają mi o tym otwarcie powiedzieć.