26 kwietnia
piątek
Marzeny, Klaudiusza, Marii
Dziś Jutro Pojutrze
     
°/° °/° °/°

Benedykt XVI opowiada o swojej drodze kapłańskiej i doświadczeniach duszpasterskich

Ocena: 0
1286

Wikarym w parafii Najświętszej Krwi Chrystusa niecałe dziesięć lat przed Ratzingerem był ksiądz Hermann Josef Wehrle. Po zamachu na Hitlera, 20 lipca został aresztowany jako współpracownik ruchu oporu, skazany na karę śmierci i powieszony. W parafii tej pracował również jako proboszcz jezuita ksiądz Alfred Delp. Jako członek Kręgu z Krzyżowej został zamordowany przez hitlerowców na krótko przed końcem wojny. Jaki wpływ wywarli na niego ci dwaj mocni świadkowie wiary i człowieczeństwa, jaki wpływ wywarli na parafię?

Ks. Delp i ks. dr Wehrle zostali uhonorowani na dziedzińcu parafialnym. Istnieje tam już tablica z czterema nazwiskami osób, które zostały zamordowane w związku z zamachem w 1944 roku. Wywiązała się dyskusja, ponieważ jedna z czterech zamordowanych osób była prawdopodobnie odpowiedzialna za aresztowanie ks. doktora Wehrle. Sprawa była bardzo zagmatwana i należy być ostrożnym z przypisywaniem winy. Ponieważ ks. dr Wehrle mieszkał na plebanii jako wikary, wspomnienie o nim było oczywiście szczególnie żywe. Z drugiej strony można już było przeczytać najpiękniejsze teksty księdza Delpa, który zresztą na krótko przed śmiercią złożył swoje czwarte śluby jezuickie na ręce księdza Franza von Tattenbacha, który był naszym kierownikiem duchowym we Fryzyndze i którego krewni mieszkali w parafii Najświętszej Krwi. Trwają przygotowania do beatyfikacji księdza Delpa. Nie wiem, dlaczego nic się nie dzieje z doktorem Wehrle. Święty wikary byłby przecież czymś pięknym i prowokującym.

Do parafii Najświętszej Krwi należy również Sankt Georg, pierwotnie pierwszy kościół w Bogenhausen. Na początku lat pięćdziesiątych był to jeszcze kościół wiejski z cmentarzem przykościelnym w starym stylu. Barokowe cacko, które było chętnie używane podczas specjalnych uroczystości i nabożeństw – i tak jest do dziś. Wejdźmy razem z Josephem Ratzingerem na cmentarz Georgskircherl, gdzie pochowane są ważne osobistości, takie jak Erich Kästner, Liesl Karlstadt czy Helmut Dietl. Który grób odwiedziłby dziś Benedykt XVI?

Pochowany jest tam publicysta i dyplomata Wilhelm Hausenstein. Zastrzegł, że po jego śmierci będę mógł wybrać z jego biblioteki książki, które szczególnie mi się spodobają. Nawiasem mówiąc, znajduje się tam również grób aktorki Liesl Karlstadt, którą wielokrotnie spotykałem w teatrze i darzyłem szczególnym szacunkiem. Wspomnę również Hansa-Jochena Vogela, który zmarł w zeszłym roku i został tam pochowany. Odbierałem go jako polityka, który poważnie traktował wiarę chrześcijańską jako normę, nawet jeśli uważał, że może postulować daleko idącą interpretację w ustawodawstwie aborcyjnym. Chciałbym również wspomnieć aktora Gustla Waldau, którego nie poznałem osobiście. Ale pewna bliska mu kobieta próbowała go nakłonić, żeby przyszedł do mnie do spowiedzi. Była najwyraźniej przekonana, że wewnętrznie pragnie on pojednania z Kościołem i zawsze wzbraniał się przed spowiedzią jako drogą do pojednania. Kobieta była najwyraźniej zdania, że spowiedź u mnie może otworzyć mu drogę do pojednania i w tym sensie przygotowała mnie na spotkanie z Gustlem Waldau. Niestety jednak do tego nie doszło. A na koniec odwiedziłbym grób rzeźbiarza Hansa Wimmera. Dla mnie jest to bez wątpienia jeden z najważniejszych artystów XX wieku, który zasługuje na znacznie większe uznanie również za granicą. Poznałem go jako człowieka pokornego, który wprawdzie wiedział o wielkości swojej misji, ale też pozostawał bardzo skromny.

Zawsze, gdy Joseph Ratzinger miał odprawić Mszę w kościele św. Jerzego przechodził również obok grobu Johanna von Lamonta. Był on astronomem i do końca życia dyrektorem Królewskiego Obserwatorium, które do dziś stoi w zasięgu wzroku wieży kościelnej. Dzieci i potrzebujący regularnie zaglądają w dłoń płaskorzeźby Johanna von Lamonta, bo zwykle cudem leży w niej kilka monet. Pozostałość pobożności ludowej i przesądu, które racjonalnie pobożnemu Ratzingerowi są chyba raczej obce. Czy nie było to szczególnie dobre miejsce do przebywania w czasie zmagań z pytaniem o Boga i poszukiwaniem dowodu na istnienie Boga?

Szczerze mówiąc, nie znałem Johanna von Lamonta kiedy byłam wikariuszem. Dlatego przejście obok jego grobu nie poruszyło mnie. O wiele bardziej interesowały mnie osobowości, które były bliskie mojemu życiu lub mieszkańcom Bogenhausen. I trochę smutno mi się zrobiło, że ta wspólnota żywych i umarłych, cmentarz wokół kościoła, już dziś nie istnieje. Ale przede wszystkim śmieszyło mnie to, że młodzież katolicka przejęła małą, starą kostnicę i przekształciła ją w centrum młodzieżowe dla siebie. Spędzałem więc wieczory z młodzieżą katolicką w tym miejscu, które z miejsca śmierci stało się miejscem jak najbardziej tętniącym życiem.

KAZANIA NA MSZACH DZIECIĘCYCH

Jeden z ówczesnych młodych wspomina z perspektywy czasu, że to przede wszystkim młodzież była oczarowana młodym wikarym poprzez wieczory biblijne i spotkania grupowe, kółko śpiewu i Mszę św. dla młodzieży, która odbywała się w każdy czwartek wcześnie rano, tuż po godzinie szóstej. Czy nie było nazbyt trudno sprowadzić chrześcijańskie nauczanie do poziomu wieczorów biblijnych i Mszy młodzieżowych? Czego starszy o kilka lat człowiek mógł się nauczyć od ludzi młodych?

Tego, czego nauczyłem się od ludzi młodych, nie da się wyrazić w formie zdań czy treści. Chodziło raczej o sposób rozumienia odziedziczonej wiary dzisiaj i życia nią, zwłaszcza w wymianie myśli z ludźmi, którzy jej szukają, ale nie mogą jej znaleźć. Każde z pięciu niedzielnych nabożeństw w Bogenhausen miało swoją publiczność. Wczesną Mszę św. o godz. 6.30 sprawował ksiądz ze Śląska, który w tradycyjny sposób interpretował Ewangelię. O 7.30 przychodzili ludzie wymagający duchowo, ale mocno zakorzenieni w Kościele. O godzinie 9.00 odbywała się główna Msza parafialna z organami, chórem, a w dni świąteczne z orkiestrą. Kazanie głosił proboszcz, ale nie używał do tego ambonki, lecz ze względu na słaby głos stał w pierwszej ławce. Wyrzucał z siebie zazwyczaj hasła, więc audytorium było bardzo skromne. O godz. 10.30 odbywała się Msza św. dla dzieci, za którą odpowiedzialny był wikary. Następnie o godzinie 11.30 miała miejsce Msza święta dla chrześcijan w większości intelektualistów. O godz. 7.30 kazania wygłaszali zwykle jezuici z kręgu redaktorów «Stimmen der Zeit». O godz. 11.30 głosili głównie oratorianie, zwłaszcza ks. Philipp Dessauer. Kazanie dla dzieci, które wygłaszałem, sprawiało mi wiele przyjemności i było w widoczny sposób dobrze przyjmowane. Stało się jasne, że w wierze dorośli są tak naprawdę także dziećmi i dlatego najłatwiej można ich prowadzić do dorosłości w wierze. W każdym razie frekwencja na Mszy św. o godz. 10.30 wzrastała: było to zdecydowanie najlepiej odprawiane nabożeństwo, na którym ludzie zadowalali się miejscami stojącymi, a kościół był wypełniony po brzegi. Tak więc radca kościelny ks. Blumschein wyznaczył mnie wtedy także na kaznodzieję podczas Mszy św. o godz. 7.30, co oznaczało, że przez wiele niedziel musiałem przygotowywać dwa różne kazania.

Jeśli rozmawia się dziś z parafianami kościoła Najświętszej Krwi Chrystusa, którzy spotykali wikarego Ratzingera, to widać, że odcisnął on na nich głębokie piętno, choć był tam tylko niecały rok. Na przykład młody ksiądz tak bardzo zaimponował dziewczynce z lekcji religii w szkole podstawowej, że po jego odejściu napisała do niego list. Wraz z siostrą była jego uczennicą w szkole podstawowej w latach 1951/52. A młody, ubrany na czarno wikary wywarł na dzieciach wielkie wrażenie, jak sama mówi: „Nie pamiętam dokładnie jego lekcji. W każdym razie kazania cieszyły się dużą popularnością. Był też obecny przy mojej Pierwszej Komunii Świętej, obok księdza Blumscheina. Do dziś pamiętam, jak mój ojciec powiedział: «To jest dobry ksiądz-nauczyciel. Uważaj, będzie z niego ktoś ważny». Kiedy Joseph Ratzinger po roku pobytu w Bogenhausen wyjechał do Fryzyngi, napisałyśmy z siostrą do niego list. Odpowiedział na niego”. W liście zwrotnym do uczennic Ratzinger pisze: „Nawiasem mówiąc, to, czy ktoś jest po jasnej czy ciemnej stronie, nie zależy ostatecznie od tego, co dana osoba mówi, ale od tego, jaka jest”. Dalej czytamy: „Cieszę się, że wasz wikary jest surowy, bo słowa starożytnych Greków, które przytoczyłem wam w kazaniu na początku szkoły, naprawdę mają zastosowanie: Bóg przedłożył pot i trud nad wydajność”. Wobec kogo był w końcu surowszy – wobec siebie czy wobec uczniów? Patrząc wstecz, czy był to najbardziej pracowity rok w jego działalności?

Brakowało mi siły, by być naprawdę surowym w szkole. Korzystając z okazji, chciałbym jeszcze raz podziękować nauczycielom, którzy umożliwili mi nauczanie religii bez surowej dyscypliny, gdyż ich sama obecność gwarantowała dyscyplinę uczniów. Radca kościelny ks. Blumschein był również zbyt wewnętrznie dobroduszny, aby być surowym. Rodzinna atmosfera w Bogenhausen zachęciła nas w tym czasie wszystkich do pracy i pomogła nam nie dać się przytłoczyć.

PODZIEL SIĘ:
OCEŃ:

DUCHOWY NIEZBĘDNIK - 26 kwietnia

Piątek, IV Tydzień wielkanocny
Ja jestem drogą i prawdą, i życiem.
Nikt nie przychodzi do Ojca inaczej jak tylko przeze Mnie.

+ Czytania liturgiczne (rok B, II): J 14, 1-6
+ Komentarz do czytań (Bractwo Słowa Bożego)
+ Nowenna do MB Królowej Polski 24 kwietnia - 2 maja

ZAPOWIADAMY, ZAPRASZAMY

Co? Gdzie? Kiedy?
chcesz dodać swoje wydarzenie - napisz
Blisko nas
chcesz dodać swoją informację - napisz



Blog - Ksiądz z Warszawskiego Blokowiska

Reklama

Miejsce na Twoją reklamę
W tym miejscu może wyświetlać się reklama Twoich usług i produktów. Zapraszamy do kontaktu.



Newsletter