Przeciwnicy węgierskich zmian powtarzali, że narasta tam zagrożenie demokracji, a jeden z deputowanych neokomunistycznych dojrzał nawet widmo totalitaryzmu. Jednak całe „zagrożenie demokracji” sprowadziło się w zarzutach atakujących do jednego podatku i jednego przemówienia. Do podatku, który Viktor Orbán nałożył na reklamodawców i media komercyjne praktycznie po to, aby w ogóle płaciły podatki. I do jednego przemówienia, w którym powiedział, że epoka demokracji liberalnej dobiega końca. Prawda boli, bo najlepiej ten ideowy rozkład liberalnej demokracji było widać w argumentacji jej najbardziej entuzjastycznych orędowników.
Posłanka Sophie in ‘t Veld (z holenderskich Demokratów 66), w imieniu wszystkich europejskich liberałów powiedziała wprost, że zarzuty przeciw Węgrom nie dotyczą żadnej konkretnej ustawy, bo żadna węgierska ustawa nie narusza traktatów europejskich. Chodzi jednak o to, że ustawy te łącznie wywierają niedopuszczalny wpływ. Wpływ, który wymaga reakcji, więc na koniec pani Sophie in ‘t Veld wyraziła nadzieję, że przyszła Komisja Europejska będzie wobec Węgier „odważniejsza” i (!) „mniej legalistyczna” od poprzedniej.
Zwolennikom rozprawy z Węgrami i „mniej legalistycznego” liberalizmu odpowiedziałem, że dziś stosunek do Węgier stał się testem na poszanowanie przez Unię Europejską praw narodów i różnorodności, o której uczestnicy antywęgierskiej nagonki tak chętnie mówią. Bo chodzi o uszanowanie dwukrotnego wyboru narodowego, któremu Węgrzy mają prawo być wierni. A ich „winą” jest po prostu to, że chcieli cywilizacji chrześcijańskiej, chcieli rozliczenia komunizmu, chcieli silnego, sprawiedliwego państwa i przełamania kryzysu demograficznego, który zagraża ich przyszłości. I za to są bez przerwy atakowani. Bo, co ciekawe, nikt z uczestników antywęgierskiej kanonady ani słowem nie skrytykował wschodniego zwrotu w polityce Węgier. Bo to bynajmniej nie stosunek do Putina jest testem na stosunek do „wartości Unii Europejskiej”. Powiedziałem więc naszym węgierskim przyjaciołom otwarcie, że mam nadzieję, iż wycofają się z niefortunnego zbliżenia z Rosją. A ich przeciwnikom przypomniałem, że nie byłoby tego zwrotu w polityce Węgier, gdyby nie groźby sankcji ze strony tych, którzy Węgier powinni byli bronić. Raz więc jeszcze zaapelowałem, by przestali atakować Węgry i niszczyć elementarną europejską solidarność.
Marek Jurek |