26 kwietnia
piątek
Marzeny, Klaudiusza, Marii
Dziś Jutro Pojutrze
     
°/° °/° °/°

Święci nigdy nie umierają. Rozmowa z rodzicami Nicoli Perin, kandydata na ołtarze

Ocena: 0
1285

A kiedy wracał po meczu z siniakami, co na to mama?

Adriana Vanzan: Na szczęście nie było dużo takich sytuacji. Jeśli już to miałam mnóstwo piachu w koszu z praniem. Nicola chętnie się rzucał na ziemię w czasie gry. Jak tylko zaczynał padać deszcz ich boisko stawało się od razu bajorem. Myślę, że to naturalne środowisko rugbisty. A nie jest łatwo wstać jak się jest pełnym błota. Wtedy też widać, czy lubisz albo nie lubisz taki rodzaj sportu. A on zawsze kochał rugby.

Roberto Perin: Na pozycji, na której grał rzadko zdarzało się, żeby ktoś go zahaczył. Koledzy z drużyny go zabezpieczali. Był albo łącznikiem młyna albo łącznikiem ataku. Zawsze otaczali go więksi koledzy.

Co się działo jeśli jego drużyna przegrywała? Poddawał się?

Roberto Perin: Zdarzało się, że przegrywali dwudziestoma punktami. Nie poddawał się tylko głośno zagrzewał kolegów do walki. Krzyczał: "Naprzód! Damy radę zrobić przyłożenie! Trzeba zdobyć punkt".

Adriana Vanzan: Wychodziła z niego odpowiedzialność. Jeden z kolegów z drużyny złapał kontuzję. Chyba uszkodził kość udową. Syn był kapitanem drużyny. W niedzielne popołudnie szukaliśmy w szpitalu jego kolegi, bo Nicola chciał być pewien, że lekarze dobrze się nim zaopiekowali i że nic mu nie grozi. Czuł się odpowiedzialny za swoich kolegów z drużyny.

Czy zwierzał się wam, że koledzy z drużyny mogliby bardziej się angażować w grę, w treningi?

Adriana Vanzan: O tym zawsze rozmawiał ze swoim tatą. Do mnie mówił: "Mamo ty tylko trochę rozumiesz rugby".

Roberto Perin: Tak, zwierzał mi się. Starałem się mu wytłumaczyć, że nie wszyscy mają talent do gry. Nie wszyscy też tak mocno się w nią angażują. Do pewnego wieku gra chłopców nie jest stabilna, jest dużo wzlotów i upadków. Niestety, w wieku kiedy mógł mieć już satysfakcję z gry, Nicola się rozchorował.

KAI: Jego trenerzy mówią, że przychodził jako pierwszy na treningi i wychodził jako ostatni.

Adriana Vanzan: I jako ostatni wracał do domu.

Roberto Perin: Musiał pójść do szatni i ich popędzać, że trzeba wracać do domu. Ja zawsze odwoziłem go i kolegów na trening i zabierałem z powrotem. Byłem swego rodzaju taksówkarzem. Często mówiłem: "Czekam trzy minuty, inaczej wracacie pieszo do domu". A oni cały czas rozmawiali o meczu, o taktyce.

Czy w jakiś sposób zauważaliście jego momenty modlitwy, szukanie na nią przestrzeni i czasu?

Roberto Perin: Nic takiego nie zauważaliśmy. Modlił się w swoim zaciszu. Nie pokazywał tego, że się modli.

Adriana Vanzan: Jeśli już coś na ten temat mówił to tylko: "Idę do pokoju odmówić moje modlitwy" i zamykał drzwi. Mówił nam tylko: "Chcę być sam". Później niektóre rzeczy odkryliśmy w jego zeszytach do religii, w jaki sposób pisał o swoich wyborach. Nauczyciel zapytał: wymień trzy spośród 40 wskazanych rzeczy, które chciałbyś zabrać w podróż. Jako pierwszą Nicola zaznaczył Ewangelię, manierkę, a jako trzecią opcję wybrał zdjęcie drogiej mu osoby. Motywując te wybory napisał: "Ewangelię - bo to dla mnie punkt odniesienia, manierkę - żeby przeżyć a zdjęcie bliskiej osoby, żeby mieć towarzysza podróży". Miał wtedy 11 lat.

Kiedy w gimnazjum był świadkiem, jak silniejsi znęcali się na słabszymi, bez cienia strachu stawał po stronie słabszych. Starał się rozwiązywać konflikty. Jedna jego koleżanek z gimnazjum powiedziała mi już po jego śmierci, że najlepiej czuła się w jego towarzystwie, ponieważ inni ciągle stroili sobie z niej żarty, a on nie. Widzieliśmy, że jest wrażliwy, że jego odpowiedzi są bardzo dojrzałe, może nawet za bardzo, jak na jego wiek. Dopiero później zrozumiałam wiele rzeczy.

Z opowieści innych osób, które go poznały?

Adriana Vanzan: Tak, ale też znaleźliśmy różne jego notatki, pamiętniki. My widzieliśmy go jako rodzice. Inne osoby patrzyły na niego zupełnie inaczej. Te opowieści są bardzo cenne.

Jak dowiedzieliście się o jego chorobie? Białaczka pokazała się nagle?

Adriana Vanzan: Bardzo łatwo zaczął się zaziębiać. Łatwo się męczył. To był czerwiec, było bardzo gorąco. Koniec szkoły i tym samym koniec treningów. Mówił: "Mamo bolą mnie nogi, plecy". Lekarz rodzinny nic nie zauważył, ale polecił zrobić badania. Jak tylko wyniki były gotowe, zadzwonili do nas ze szpitala, była 12.35. Pamiętam to jak dziś. "Proszę jedźcie szybko na izbę przyjęć, wyniki badań krwi są złe" - powiedział lekarz. I jak z katapulty znaleźliśmy się w zupełnie innym świecie. Po badaniu szpiku kostnego Nicola został przyjęty do szpitala w Padwie. Wchodzimy do pokoju a tam już było dwóch chłopców, obydwaj bez włosów. To było na hematologii pediatrycznej. "Mamo, dlaczego ci chłopcy nie mają włosów?" - pytał. Nie bardzo wiedziałam co mu odpowiedzieć. Zobaczyć swoje dziecko na takim oddziale to już nie jest łatwe. Jak mu to wytłumaczyć? Ja sama sobie nie umiałam odpowiedzieć.

PODZIEL SIĘ:
OCEŃ:

DUCHOWY NIEZBĘDNIK - 26 kwietnia

Piątek, IV Tydzień wielkanocny
Ja jestem drogą i prawdą, i życiem.
Nikt nie przychodzi do Ojca inaczej jak tylko przeze Mnie.

+ Czytania liturgiczne (rok B, II): J 14, 1-6
+ Komentarz do czytań (Bractwo Słowa Bożego)
+ Nowenna do MB Królowej Polski 24 kwietnia - 2 maja

ZAPOWIADAMY, ZAPRASZAMY

Co? Gdzie? Kiedy?
chcesz dodać swoje wydarzenie - napisz
Blisko nas
chcesz dodać swoją informację - napisz



Blog - Ksiądz z Warszawskiego Blokowiska

Reklama

Miejsce na Twoją reklamę
W tym miejscu może wyświetlać się reklama Twoich usług i produktów. Zapraszamy do kontaktu.



Newsletter