Relacja z drugim człowiekiem jest postrzegana jako coś, co się testuje i odrzuca, jeśli nie spełnia oczekiwań.

Nadciąga epidemia „singlozy” – alarmują media. I to bynajmniej nie te zaściankowe, lecz nowoczesne, z tzw. głównego nurtu. Zaglądając do sąsiedniej „bańki”, nieraz z radością stwierdzam, że nawet wychodząc ze skrajnie odmiennych stanowisk, ostatecznie często dochodzimy do bardzo podobnych wniosków. Anna Lewandowska z portalu WP pisze: „W Polsce mamy obecnie ok. 8 mln singli, a z badań Politechniki Warszawskiej wynika, że w 2030 r. będą oni stanowić aż 36 proc. wszystkich dorosłych w kraju. Eksperci twierdzą, że zaczynamy zmagać się ze zjawiskiem «epidemii singlozy»”. Perspektywa dość ponura, ale cieszy to, że problem dostrzeżono i nazwano również tam, gdzie dotąd promowano indywidualizm i samorealizację. Autorka z niepokojem wskazuje na młodych, którzy nie zakładają rodzin, gdyż „są skoncentrowani na samorealizacji, karierze zawodowej, rozwoju osobistym, a także na czerpaniu satysfakcji z relacji, które nie muszą wiązać się z formalnymi zobowiązaniami”. Do życia w stałym związku zniechęcają ich też „skomplikowane modele rodzinne, rodziny patchworkowe i ciągła presja materialna”, sprawiające, że życie w rodzinie wydaje im się czymś zbyt trudnym, a życie singla, niewymagające „dostosowywania się do oczekiwań innych”, odbierają jako mniej stresujące i bardziej komfortowe. Autorka pisze też o „kulturze porzucania”, gdzie jednym kliknięciem można nawiązać relację i równie łatwo ją zakończyć. Relacja z drugim człowiekiem jest tu postrzegana jako coś, co się testuje i odrzuca, jeśli nie spełnia oczekiwań, nie zaś długotrwała inwestycja wymagająca poświęcenia, cierpliwości i zaangażowania.
Co ciekawe, opinia dziennikarki WP wygląda niczym wyjęta z encykliki „Amoris laetitia”, gdzie papież Franciszek pisze o kulturze tymczasowości, w której „miłość tak jak w sieciach społecznościowych można podłączyć lub odłączyć na żądanie”, perspektywa stałego zaangażowania budzi lęk, a człowieka traktuje się jak przedmiot, który „wykorzystuje się, jak długo służy. A potem: żegnaj!”.
Dwa dość odległe bieguny, lecz uderzająco zbieżne wnioski. Daje to nadzieję na stopniową zmianę panujących trendów i na to, że prawda i zdrowy rozsądek ostatecznie zwyciężą. Tymczasem jednak pomyślmy, czy wychowując nasze dzieci, pilnujemy, by w ich sercach nie rozwinął się wirus singlozy.