Pieczołowicie podtrzymywana kmina ochweśnicka jest jedną z najbardziej niezwykłych tradycji wielkopolskiej gminy Ślesin.
Położona na często uczęszczanym szlaku komunikacyjnym Kalisz-Bydgoszcz gmina ujmuje turystów linią jezior na szlaku Wielkiej Pętli Wielkopolski. Poznawanie Ślesina to jednak podróż przez tysiąclecia.
– Właśnie przez te tereny przebiegał szlak bursztynowy, bo była to najkrótsza droga z Rzymu nad Bałtyk – mówi Beata Kozikowska, inspektor w Urzędzie Miasta i Gminy Ślesin, pasjonatka historii i regionu. Szlak bursztynowy nie przebiegał jednak drogą lądową, lecz wodną – Jezioro Ślesińskie, które się łączy z kolejnymi jeziorami, a następnie z Wisłą, stanowiło otwarte wrota.
– Pierwsza wzmianka historyczna o Ślesinie pochodzi z 1231 r. To informacja, że Konrad Mazowiecki, który uzyskał ziemię w wyniku rozbicia dzielnicowego, oddał wieś Śleszyno we władanie biskupów poznańskich, będących pod jurysdykcją arcybiskupstwa gnieźnieńskiego. Kolejna wzmianka: z 20 stycznia 1358 r., kiedy Kazimierz Wielki, będąc w Kruszwicy, nadaje Ślesinowi prawa miejskie. Daje to miastu możliwość ustanawiania siedmiu jarmarków w roku i cotygodniowych targów. Jarmarki odbywały się na św. Bartłomieja, Andrzeja czy Mikołaja, i tak jest do dziś – informuje Beata Kozikowska.
Od ochwestów do gęsi
W wyniku II rozbioru Polski miasto wchodzi w zabór pruski. Następuje wtedy powołanie rajców i burmistrza – tworzy się pierwotny samorząd. – W 1815 r., w wyniku nowego podziału jesteśmy w Kongresówce, w zaborze rosyjskim. Niedaleko, w Anastazewie i Strzałkowie, przebiega granica z zaborem pruskim, co ma duży wpływ na rozwój kontaktów – opowiada Beata Kozikowska.
Na terenie Ślesina znajdujemy monety, które były w użyciu w innych częściach kraju lub nawet poza granicami, co daje pewność, że handel kwitł tu „od zawsze”. W XVIII w. upowszechnił się handel ochwestami, czyli obrazami świętych, ze Skulska i Ślesina. – Ochwesty to obrazy ręcznie malowane, zwykle w miejscach kultu. Ochweśnicy wędrują z nimi po całym kraju. Pojawia się gwara ochweśnicka, również w okolicach Częstochowy, dokąd docierają nasi kupcy. Jednak handel obrazami nie jest zbyt dochodowy, dlatego rozpoczynają handel medykamentami. Niektórzy kupcy oszukują, udając po wsiach medyków i oferując mikstury mieszkańcom, dopóki ci nie orientują się w sytuacji. Wtedy kupcy uciekają i nie pojawiają się drugi raz w tej samej miejscowości, a więc ten rodzaj handlu również wygasa – wyjaśnia Beata Kozikowska.
Wtedy pojawia się handel gęsiami, z czego Ślesin zasłynął. – Ochweśnicy zajmowali się przepędzaniem gęsi na dość duże odległości, do komór celnych – do Anastazewa, Strzałkowa, a nawet w okolice Braniewa – wymienia Beata Kozikowska. – Gęsiarz to postać w czapce, w uniformie, z gęsią pod pachą, ze specjalną laską zakończoną haczykiem, którą zagania gęsi.
Skicioki w syndziole
Gwara ochweśnicka zwana „kminą” ewoluowała i rozwijała się, bo była językiem „zawodowym”: ochweśnicy mogli ustalać zasady handlu wyłącznie między sobą. – To połączenie czeskiego, niemieckiego, jidysz, staropolskiego, gwary poznańskiej i rosyjskiego. Język jest bardzo trudny, znaczenie słów jest oderwane od tego, które znamy w języku polskim. Na gęsi mówimy „agaty”, kura to „drapicha”, na chłopaków „skicioki”, na kościół „syndzioł”, a na proboszcza „wasiela”. Tą gwarą płynnie mówi mniej więcej ośmiu mieszkańców Ślesina, więc niewielu, ale dbamy, by nie wymarła. W szkołach prowadzone są lekcje gwary i konkursy, żeby dzieci miały z nią cały czas kontakt. W PRL gwara ta była wypleniana, stąd pewnie jej mała dziś popularność – mówi Beata Kozikowska.