Przez opłatkarnię w klasztorze Sióstr Benedyktynek Sakramentek na Nowym Mieście w Warszawie każdego dnia przelewają się hektolitry białego ciasta. Mieszanie go i wypiekanie arkuszy to dopiero początek żmudnej pracy.

Wypiekane tu hostie, komunikanty i opłatki wigilijne robione są wyłącznie z wody i mąki. Siostry nie dodają żadnych przypraw ani ulepszaczy. Przez wiele lat robiły opłatki przy użyciu opalanych węglem kominków, a potem palników gazowych. Po podniesieniu klasztoru z powojennych gruzów produkcję usprawniły tzw. żelazka – ciężkie gofrownice ręczne, którym zdarzało się opłatki przypalać. Problem rozwiązało zainstalowanie dwóch nowoczesnych maszyn z elektronicznymi czujnikami, których zakup siostry w całości zawdzięczają darczyńcom.
Za produkcję opłatków odpowiadają wydelegowane do tego zadania siostry i pracownicy świeccy. – Zamówień jest tyle, że ledwo wyrabiamy się z ich realizacją. Z tego powodu zdarza się, że musimy komuś odmówić – mówi s. Maria Józefina.
– Zbyt delikatne opłatki mogłyby się skruszyć lub pęknąć – dodaje mniszka – dlatego my nasze hartujemy, czyli układamy na wózkach i nawilżamy ciepłą parą. Dopiero po kilku godzinach tak przygotowane tafle można wycinać. Choć produkcja jednej partii trwa średnio dwie doby, gotowe opłatki jeszcze przez tydzień odpoczywają.
Opłatki od sakramentek kupują nie tylko księża z okolicznych parafii. – Zamówienia spływają z różnych części Polski i z zagranicy. Zaopatrujemy m.in. polską parafię w Kanadzie – mówi s. Maria Józefina. – Przez ograniczenia celne opłatki musimy odpowiednio opisać i zapakować próżniowo. Pracy jest więcej, ale nie chodzi o opłacalność, tylko o podarowanie ludziom odrobiny polskości.
Do 1865 r. głównym źródłem utrzymania warszawskiego klasztoru było prowadzenie pensjonatu, a w późniejszych latach szkoły dla dziewcząt. Jednak kontakt ze światem zewnętrznym odciągał mniszki od życia kontemplacyjnego. Dopiero praca w ukrytej za klauzurą opłatkarni zdawała się idealnie harmonizować z ich charyzmatem. – Dla nas, adoratorek Najświętszego Sakramentu, wypiek chleba eucharystycznego jest przedłużeniem adoracji i dodatkową służbą Kościołowi. Ale też głównym źródłem utrzymania – tłumaczy s. Maria Józefina.
Opłatkarnia powstała w dwudziestoleciu międzywojennym. Fundusze na budowę pojawiły się w 1924 r., wraz ze wznowieniem przez polski rząd pensji miesięcznej, dzięki której można było też wzmocnić zarysowane fundamenty budynków, odnowić parter i pierwsze piętro klasztoru oraz naprawić dachy. Miejsce rozwinęło się w szybkim tempie – twierdzą siostry – dzięki wsparciu kard. Aleksandra Kakowskiego, który przez wiele lat regularnie odwiedzał klasztor sakramentek. Kapłanom z archidiecezji warszawskiej polecał zaopatrywać się tu w hostie, komunikanty i opłatki wigilijne.
Działalność opłatkarni wspierał też prymas Stefan Wyszyński. „Pragnę życzyć Wam, abyście nadal podając hostie i komunikanty przed Ołtarze Pańskie, czyniły to z coraz większą wiarą, ufnością i miłością oraz aby Niekrwawe Ofiary Mszy Świętej, w których będzie także udział Waszej pracy, były składane z coraz ofiarniejszym sercem na większą chwałę Boga i na zbawienie wszystkich naszych braci” – napisał w życzeniach wysłanych siostrom w 1975 r. z okazji 50-lecia opłatkarni.
Szczególną rolę opłatkarnia odegrała w czasie II wojny światowej i powstania warszawskiego. Nie tylko ze względu na gwałtownie rosnące zapotrzebowanie ludzi na sakramenty. Kiedy wypiek hostii i komunikantów został wstrzymany, opłatki, kluski z pieczenia i ścianki opłatkowe były dla sióstr, a potem także dla ukrywającej się u nich ludności, pożywieniem. – Kluskami nazywamy resztki ciasta, które podczas pieczenia wychodzą z boków maszyny – tłumaczy s. Maria Józefina. – Odwiedziła nas kiedyś kobieta – dodaje – której mama, babcia i prababcia podczas wojny znalazły schronienie w naszym klasztorze. „Gdyby nie opłatki, którymi karmiły je siostry, umarłyby z głodu”, wyznała.
W czasie pandemii dalsza działalność opłatkarni stanęła pod znakiem zapytania. Potrzebna była rozbudowa i modernizacja pracowni, na co siostry początkowo nie otrzymały zgody. Zawierzenie sprawy św. Józefowi sprawiło, że – choć zakrawało to na cud – pozwolenia udało się uzyskać. Między innymi dlatego w tym roku w klasztornym ogrodzie stanęła rzeźba opiekuna Pana Jezusa. To właśnie św. Józefowi siostry przypisują szczególną opiekę nad opłatkarnią, jemu zawdzięczając możliwość wypiekania opłatków, hostii i komunikantów przez – o ile Bóg pozwoli – kolejne sto lat.