W Dziecięcym Szpitalu Klinicznym przy Żwirki i Wigury w Warszawie na przestrzeni dwóch miesięcy na świat przyszli Staś, Miecio, Lara i Olek. Nie byłoby w tym nic nadzwyczajnego, gdyby nie to, że mamami są… cztery rodzone siostry.

– Sprawa wyszła na jaw w tłusty czwartek – śmieje się Jacek Kępiński, tata czterech dorosłych sióstr. – Najpierw podczas rodzinnej kolacji wieścią o swojej drugiej ciąży podzielili się z nami najmłodsza córka Zuzanna i jej mąż Jakub. Niespełna pół godziny później na spotkanie dotarli Dominika z mężem Jakubem i ogłosili, że po dwóch latach starań o dziecko wkrótce zostaną rodzicami. Po policzkach popłynęły nam łzy szczęścia i wzruszenia – relacjonuje dziadek. – I takich zapłakanych zastała nas ostatnia z córek, Paulina, która przyszła z mężem Wojtkiem i po wysłuchaniu wszystkich tych dobrych nowin z niedowierzaniem w głosie oznajmiła: „Ale ja też jestem w ciąży!”.
Radości, którą wtedy wspólnie przeżyli, nie sposób opisać. Do końca wieczoru rozmawiali już tylko o jednym. Niespełna miesiąc później dowiedzieli się, że dziecko poczęło się również u Karoliny i Piotra, u których pamiętny tłusty czwartek był świętowany.
GÓRKI I DOŁKI
Tak oto 16 września 2024 r. Zuzanna przywitała na świecie Stasia, 1 października Paulina – Miecia, 12 października Dominika – Larę, a 15 listopada Karolina – Olka. Rodzina Kępińskich nie ma wątpliwości, że równoczesne zaistnienie czterech nowych żyć nie jest dziełem przypadku, lecz ewidentnym Bożym działaniem. Szczególnie że Paulina i Dominika długo nie mogły zajść w ciążę. Niepłodność stawała się dla nich powodem coraz większej frustracji. Wraz z siostrami cierpiała cała rodzina. Zresztą, nie tylko cierpiała, ale i wspierała – rozmową i dobrym słowem. I modlitwą. Narodzone już w rodzinie dzieci, Pola i Stefcia, każdego dnia klękały podczas apelu jasnogórskiego, by prosić Maryję o rodzeństwo. Jesienią 2023 r. Katarzyna i Jacek Kępińscy rozpoczęli nowennę pompejańską. Jedno błagało Maryję o cud poczęcia u Dominiki, drugie – u Pauliny. Obu córkom udało się zajść w ciążę niemal od razu po zakończeniu 54-dniowej modlitwy.
Nie bez przyczyny Katarzyna i Jacek na powierniczkę rodzinnych spraw wybrali Matkę Bożą. Tradycja pielgrzymowania na Jasną Górę jest mocno zakorzeniona w ich rodzinie. Panu Jackowi zaszczepiła ten zwyczaj mama – stała bywalczyni pątniczych szlaków, która kolejnych pielgrzymek oczekiwała przez cały rok. Jej syn ma ich na koncie ponad pięćdziesiąt. To właśnie w drodze do Częstochowy poznał swoją żonę. I tak od przeszło czterdziestu trzech lat pielgrzymują razem i zamierzają robić to dopóty, dopóki wystarczy im sił.
Pani Katarzyna pielgrzymowała zarówno w ciąży, jak i z kilkumiesięcznymi dziećmi. – Z dziećmi jest nawet łatwiej – twierdzi – bo trzeba się nimi zająć, a wtedy nie ma czasu na myślenie o zmęczeniu, odciskach i bolących nogach.
W ślad za mamą poszły cztery córki, które pielgrzymowanie – można by rzec – wyssały z jej mlekiem. Podobnie jak rodzice wszystkie cztery ślub brały w pielgrzymkowym kościele ojców paulinów pod wezwaniem Świętego Ducha na warszawskiej Starówce, a podczas przysięgi małżeńskiej miały dłonie związane tą samą stułą. Mimo że każda jest świeżo po porodzie, żadna z nich nie wyobraża sobie nie pojawić się w sierpniu na pątniczym szlaku. – Tym bardziej – mówi Karolina – że w tym roku naprawdę mamy za co Maryi dziękować.
Rodzice czterech córek zdążyli już podziękować. W niedzielny poranek kwietniowy wsiedli w samochód, by po pokonaniu 2150 km ze łzami radości w oczach klęknąć przed Matką Bożą Pompejańską w bazylice w Nowych Pompejach koło Neapolu. Nie mają żadnych wątpliwości, że wielkim cudem jest wszystko to, czego w ostatnim czasie doświadczyli. – Zaprzyjaźniony ginekolog z 45-letnim stażem powiedział mi, że nigdy o podobnym przypadku równoczesnych ciąż u czterech rodzonych sióstr nie słyszał – mówi Jacek.
PRZEPIS NA RODZINĘ
– Przez dziewięć miesięcy ciąży praktycznie non stop byłyśmy na łączach – śmieje się Dominika. – Im bliżej porodu, tym nasza zażyłość wydawała się większa.
W utrzymywaniu bliskich relacji pomagało to, że wszystkie cztery mieszkają w promieniu dwóch kilometrów od siebie. Z Nieporętu przeprowadzili się do nich również rodzice. Tylko po to, by wesprzeć córki w trudach opieki nad maluszkami.
– Podczas ciąży doświadczałyśmy zarówno chwil radości, wzruszenia i ogromnej wdzięczności, jak i momentów pełnych strachu, niepokoju i obaw o zdrowie naszych dzieci. Jedne i drugie każda z nas przeżywała z czterokrotną siłą – mówi Karolina. Szczególnie w sytuacjach stresu i niepewności wspólnie się modliły, oddając się w ręce Maryi i starając się wierzyć, że Bóg ma dla ich rodziny najlepszy plan.
Tym razem – młode mamy twierdzą, że za sprawą św. Ignacego z Loyoli – wszystkie cztery porody przebiegły sprawnie, a dzieci urodziły się zdrowe. Jednak Zuzanna i Paulina mają za sobą także doświadczenie straty dziecka. Dużym błogosławieństwem w trudnym czasie był dla nich fakt, że mogą przeżywać go razem – we dwie, ale i w łączności z siostrami i rodzicami.
Kępińscy nie tylko chodzą razem na pielgrzymki, wyjeżdżają na wspólne wakacje i świętują rozmaite okazje, ale też spędzają ze sobą sporą ilość czasu na co dzień. Czy miewają siebie dość? – Nigdy! – zapewnia Zuzanna. – Jasne, że tak jak w każdej rodzinie, i u nas dochodzi czasem do kłótni i ostrej wymiany zdań. Staramy się jednak wszystkie sporne sytuacje rozwiązywać na bieżąco.
Karolina uważa, że głównymi budowniczymi bliskich relacji w ich rodzinie są rodzice. – Miłości uczyłyśmy się przez obserwację serwowanych nam przez nich wzorców – mówi. – Patrząc na uczucie i szacunek, z jakim od zawsze się traktowali, można było odczuć, że są dla siebie najważniejsi. Bez względu na okoliczności rodzinę stawiali konsekwentnie na pierwszym miejscu.
Paulina dorzuca do tej recepty na szczęśliwą rodzinę jeszcze jedną rzecz. – Mama zrezygnowała z pracy zawodowej i została z nami w domu, przez co była zawsze dostępna i miała dla nas czas – mówi. – Każdego dnia gotowała dwudaniowy obiad i jak przystało na opiekunkę domowego ogniska dbała, byśmy całą rodziną celebrowali go razem, przy wspólnym stole.
DAWCA ŻYCIA
Doświadczenia z przeszłości zaowocowały bliską relacją w teraźniejszości, o czym świadczy chociażby założona przez mamę rodzinna grupa na Messengerze. Córki mogą liczyć na jej pomoc niemal na okrągło. – Dotychczas kiedy w naszej rodzinie rodziło się dziecko, było: wszystkie ręce na pokład. Teraz jest trudniej, bo dzieci jest jednocześnie czworo – śmieje się Paulina. Choć cztery siostry twierdzą, że ich mamie należą się porządne wakacje, ona sama o odpoczynku nawet nie myśli. Po to, by móc wesprzeć każdą z córek choć raz w tygodniu, stworzyła nawet specjalny grafik.
Paulina, Dominika, Karolina i Zuzanna przyznają, że droga do momentu, w którym wszystkie się dziś znajdują, nie była usłana różami. Tym bardziej w siostrzanym cudzie, jaki stał się ich udziałem, pragną dostrzegać palec Boży. Od znajomego księdza usłyszały ostatnio, że para może stawać na głowie, by zajść w ciążę, jednak bez Bożego błogosławieństwa te starania spełzną na niczym. Bo ostatecznie to Chrystus jest dawcą życia i śmierci. Za doznane łaski rodzina Kępińskich zamierza jeszcze raz podziękować Maryi na początku grudnia na Jasnej Górze, podczas zamówionej z tej okazji Mszy Świętej pod przewodnictwem wieloletniego przyjaciela i opiekuna duchowego rodziny o. Sebastiana Mateckiego.
– Same byśmy lepiej tego nie zaplanowały – mówią młode mamy – dlatego dziś staramy się już nie planować, lecz wszystko oddawać Bogu. Ale kto wie – uśmiecha się jedna z nich – czy za jakiś czas, jak Bóg zechce, a my już nieco odpoczniemy, nie przyjdzie czas na drugą turę?