Z prof. Januszem Odziemkowskim, historykiem, rozmawia Irena Świerdzewska.
Fot. ks. H. ZielińskiJak Pan Profesor przyjął wiadomość o usunięciu z wystawy Muzeum II Wojny Światowej w Gdańsku wizerunków św. Maksymiliana Kolbego, bł. rodziny Ulmów czy rtm. Witolda Pileckiego?
Ze smutkiem, bo to są postaci, które stały się symbolami niezwykle mocno zapisanymi w dziejach II wojny światowe na ziemiach polskich. Dlatego ich usunięcie ich z Muzeum spotkało się ze złym odbiorem społecznym. Charakterystyczne jest, że niemal wszyscy, bo 6 na 7 internautów jest temu przeciwnych. Także politycy obozu rządzącego apelują o rozsądek. Dyrekcja Muzeum wskazuje, że wprowadzenie na wystawę o. Kolbego i rtm. Pileckiego zburzyło antropologiczny charakter narracji, a obecność rodziny Ulmów rozbiła kompozycję artystyczną i spójność wystawy. Usunięte postaci w dniach mroku i zbrodni w stopniu najwyższym pokazały, czym jest człowieczeństwo i poświęcenie dla bliźniego. Z pewnością nie są dla takiej wystawy przeszkodą, a mogą wzmocnić jej przekaz.
Czy można mówić o braku fachowości obecnej ekipy zarządzającej placówką czy o zamierzonych działaniach?
Orientuję się w dorobku naukowym obecnego dyrektora Muzeum, prof. Rafała Wnuka. Nie sądzę, że jest to brak fachowości, ale pewna koncepcja przekazu historii, jeśli miałbym politycznie ją za zaszeregować – koncepcja liberalna.
Przypomnijmy, że właściwy kształt Muzeum przywrócił jako dyrektor Karol Nawrocki, dając w 2017 r. miejsce właśnie tym trzem brakującym postaciom, co obecna dyrekcja usuwa…
Sąd Apelacyjny w Gdańsku i Sąd Apelacyjny w Warszawie przyznały, że prawa autorskie zostały wtedy naruszone. Sądy jednak nie nakazały powrotu do pierwotnej koncepcji wystawy. Z szesnastu punktów żądających zmian, Sąd uwzględnił jeden, inne odrzucił. W tym przypadku nie jest to krytyka wystawy prywatnej, ale wystawy muzealnej.
Twórcy wystawy mówią natomiast o autonomii Muzeum i o tym, że każdy artysta ma prawo przedstawić swoją wizję.
Artysta ma takie prawo, ale czy historyk nie ma obowiązku przedstawiania wystawy zgodnie z faktami, szczególnie kiedy tworzy państwową placówkę edukacyjną i za publiczne pieniądze?
Muzea mają do spełnienia istotną rolę edukacyjną. Nie mogą przekazywać wiedzy o historii wybiórczo. Nie mogą pomijać ważnych elementów przeszłości tylko dlatego, że nie mieszczą się one w koncepcji artystycznej twórców wystawy.
Wystarczy, że dyrektor muzeum przypomni sobie dokumenty określające, jaka jest rola muzeów w edukacji historycznej społeczeństwa. Mam nadzieję, że dojdzie wówczas do podobnej refleksji.
For. ks. H. Zieliński
Usunięte postaci to osoby wyniesione na ołtarze, lekturą rtm. Witolda Pileckiego było „O naśladowaniu Chrystusa”. Czy to więc zapowiadane „opiłowywanie” katolików?
Można w ten sposób też to odbierać. W postawach osób, o których mówimy, wyrażają się uniwersalne, najwyższe wartości wiążące się z człowieczeństwem, z moralnością, etyką, miłością bliźniego, czytelne dla wszystkich kultur i religii.
Dyrekcja Muzeum zapowiada dalsze zmiany np. w sekcji system obozów koncentracyjnych. W pierwotnej wersji można było zobaczyć obok miejsca upamiętnienia martyrologię polskiego duchowieństwa prezentację obozowych burdeli. Co Pan Profesor na to?
To taka socjotechnika, którą łatwo odczytują, a niestety czasem ulegają pokusie jej zastosowania, historycy i socjologowie. Polega na przedstawianiu prezentacji, konstruowaniu ankiet czy pytań do referendów w taki sposób, by ankietowanego skłonić do myślenia w kierunku pożądanym przez autora prezentacji czy ankiet i w ten sposób uzyskać odpowiedzi, które będą wspierać określoną tezę. Jeśli dla przykładu ktoś przedstawia nam jednego człowieka w sąsiedztwie burdeli, a drugiego kontemplującego piękno ogrodu, odruchowo poczujemy większą sympatię do osoby w ogrodzie.
Inny przykład to gigantyczne zdjęcie z dużymi opisami: Żydzi pędzeni do transportu – ofiary, niemiecki żołnierz – oprawcy, rozentuzjazmowany tłum – świadkowie. Na nim słabo widoczny napis: scena Węgier, choć sugestia, że z Warszawy. Czy istnieją mechanizmy zobowiązujące naukowca do prawdy historycznej?
Po udanej obronie doktoratu historycy, odbierając dyplom, składają po łacinie przyrzeczenie, które ujmuje zasady, jakimi mają kierować się w swojej pracy badawczej. Deklarują, że badając dzieje, będą przedstawiać je właśnie zgodnie z prawdą historyczną, wedle swojej najlepszej wiedzy. Niestety, czasem nad deklarowaną uczciwością przeważają inne względy i pojawia się pokusa, aby tę zasadę złamać.
Jestem całkowicie przekonany, że Maksymilian Kolbe, Rodzina Ulmów, rotmistrz Pilecki, pozostaną w pamięci przyszłych pokoleń, kiedy czas zatrze już nasze dzieła i nasze ambicje. Obyśmy tylko my sami nie zapisali się w tej pamięci jako pokolenie, które tonąc w kłótniach politycznych, okazało się niezdolne do zaakceptowania prostej prawdy, że wolnością artystyczną nie może usprawiedliwiać niepełnego lub mało rzetelnego przedstawiania historii.