Kiedy w 2015 r. wyszła książka niemieckiej publicystki Birgit Kelle „GenderGaga. Jak absurdalna ideologia chce zawładnąć naszą codziennością”, wielu myślało, że dziennikarka przesadza z diagnozowaniem absurdów, a poprzez to wyolbrzymia niebezpieczeństwa ideologii gender. Już samo nazywanie tzw. studiów i teorii gender ideologią nie mieściło się w głowie. Obecnie sama autorka przyznaje, że „rzeczywistość wyprzedziła nawet satyrę”, którą zawiera książka, i sam papież Franciszek otwarcie mówi i pisze o gender jako ideologii.
Ideologia ma to do siebie, że jej wyznawcy będą ją forsować do upadłego poprzez przymus społeczny, zastraszanie sankcjami karnymi, a w najlepszym wypadku poprzez promowanie poglądu, że „inaczej” – czyli normalnie – oznacza „staroświecko, obciachowo, zaściankowo” itd., itp. Rzecznikami ideologii są zazwyczaj politycy wspierani przez „gwiazdy” świata kultury i biznesu. Podczas ostatniego Światowego Forum Ekonomicznego, które odbyło się pod koniec stycznia w Davos, po raz pierwszy uczestnicy zgodzili się co do tego, że należy promować globalny porządek według LGBTI. W Davos odbyła się nawet specjalna sesja poświęcona prawom LGBTI, które świat biznesu pragnie rozpowszechniać i wdrażać.
Siedem międzynarodowych przedsiębiorstw, pośród których znalazły się Accenture, Microsoft, Deutsche Bank, MasterCard, zawiązało „Partnerstwo dla globalnej równości LGBTI” i zapowiedziało, że do 2020 r. zwerbuje kolejnych sto przedsiębiorstw. Na poziomie pojedynczych osób przykłady są jeszcze bardziej wyraziste. Kanadyjski premier Justin Trudeau deklaruje, że swoją trójkę dzieci wychowuje zgodnie z teoriami gender, piosenkarka Celine Dion nie tylko wychowuje swoje dzieci „bezpłciowo”, ale jeszcze promuje ten styl w reklamach, a aktorka Kate Hudson stwierdziła ostatnio, że nie chce „zmuszać” córki, aby była jej córką, że równie dobrze może ona być jej synem.
Kolejny poziom wdrażania ideologii gender to szczebel administracyjny. Otóż w trzech bawarskich gminach: Pullach, Taufkirchen i Garching, powstają szkoły podstawowe, które – jako pierwsze w Niemczech – będą dysponować genderowymi toaletami. To znaczy toalety będą trzy: dla dziewcząt, dla chłopców i dla dzieci interseksualnych. Szkoły przeznaczone są dla dzieci w wieku 6-10 lat. Pierwszoklasiści to dzieci, które nie umieją pisać ani czytać, ale pierwszego dnia w szkole zdobędą już wiedzę, że można czuć się „neutralnie”, czyli nie być ani chłopcem, ani dziewczynką – nie przynależeć do żadnej płci. Pełnomocniczka ds. równouprawnienia ze starostwa powiatowego określiła to jako ważny krok w walce z dyskryminacją. Pytanie tylko: z dyskryminacją kogo? Bo sześcioletnie dziewczynki, które przyjdą do szkoły, skorzystają z toalety damskiej, a chłopcy z męskiej. Kto ma więc czuć się dyskryminowany, tak iż wymaga to wybudowania trzeciego rodzaju toalety? I tak obecnie powstała w Niemczech debata „toaletowa”.
Jeśli jednak taka debata wydaje się komuś absurdalna, to spójrzmy na wytyczne, które wydała pod koniec stycznia Światowa Organizacja Zdrowia, gdzie podkreśla się, że również mężczyźni mogą mieć aborcję. Chodzi o to, że jeśli kobieta czuje się mężczyzną i akurat jest w ciąży, to zgłaszając się do kliniki aborcyjnej będzie miała aborcję jako mężczyzna i tak powinno to zostać odnotowane. Wytyczne nie używają słowa „matka” ale „jednostka ciężarna”.
Tymczasem nawet poważne zagraniczne media, które nie zaliczają się do prawicowych, coraz częściej kpią z absurdów gender, przedstawiając je w formie satyry. Nie należy jednak zapominać, że ideologia gender dostarcza nie tyle tematów do satyry, ile narzędzi do przeprogramowania społeczeństwa i tradycyjnych – normalnych – modeli życia.