Niestety, ostatnie miesiące po raz kolejny pokazują, że na Zachodzie bez zmian. Nie słychać stamtąd głosów żalu wobec zaniechań powojennej polityki ani głosów, że już nigdy nie możemy się biernie przyglądać, jak rosyjskie czołgi rozjeżdżają kolejne europejskie stolice.
Na tym tle znakomicie kontrastuje głos Andrzeja Dudy, opozycyjnego kandydata na prezydenta RP. Na pytanie, czy wyklucza wysłanie polskich wojsk na Ukrainę, Duda odpowiedział: „Jesteśmy członkiem NATO i powinniśmy to respektować, jeżeli [pomoc dla Ukrainy] zostanie uzgodniona w obrębie NATO i jakieś siły NATO zostaną wysłane”; realistycznie jednak zastrzegł, że „to jest bardzo poważna decyzja i trzeba by się było nad nią dobrze zastanowić”. Krótko mówiąc, jasno oświadczył, że nasz kraj nie może w sprawie ukraińskiej podejmować działań jednostronnych, ale na pewno nie powinien zniechęcać sprzymierzeńców – w praktyce Amerykanów – do większej odpowiedzialności za bezpieczeństwo naszej części świata. Czy kandydat na prezydenta RP mógł odpowiedzieć inaczej?
Niestety mógł, nawet urzędujący prezydent. Komentarze Bronisława Komorowskiego – według którego wypowiedź jego konkurenta oznacza „wysłanie polskich żołnierzy na wojnę rosyjsko-ukraińską” – nie mówiąc już o premier Kopacz („PiS zawsze ciągnęło do wojny”), kompromitują nie tylko ich najzupełniej świadome „nierobienie polityki”, ale zupełną niezdolność do myślenia w kategoriach polskiej racji stanu. Na ich wypowiedzi można by machnąć ręką, gdyby nie to, że ci ludzie reprezentują Polskę.
Jaką sugestię bowiem formułują przywódcy dzisiejszej władzy, niestety – w imieniu Rzeczypospolitej? Że gdyby Amerykanie proponowali państwom NATO umieszczenie wojsk w ramach operacji typu peacekeeping, ochrony pokoju, w rejonach nieobjętych działaniami wojennymi, na przykład w okolicach Odessy czy nad Morzem Azowskim, aby zniechęcać Rosję do dalszej agresji i opanowania całego ukraińskiego wybrzeża – Polska powinna być przeciwna i stanąć po stronie „wyrozumiałych dla Rosji” polityków Unii Europejskiej? Że w ogóle powinniśmy odwodzić sprzymierzeńców od zainteresowania bezpieczeństwem naszego regionu? A Rosję zapewniać, że jej kolejne agresywne kroki nie spotkają się z żadną realną reakcją Zachodu? Takie orędzie nie jest sygnałem zniechęcającym Putina do kontynuacji agresji. Niestety, rządzą dziś ludzie, którzy intelektualną bezradność wobec wyzwań dla naszego bezpieczeństwa potrafią jedynie odreagowywać agresją wobec innych Polaków.
Marek Jurek |