- Kiedy dwadzieścia dwa lata temu podejmowałem decyzję, aby zostać dominikaninem zapytałem pewnego nieżyjącego już zakonnika: - Czy życie w klasztorze może być szczęśliwe? - pisze o. Krzysztof Pałys OP na swoim profilu Facebook.
Usłyszałem wówczas słowa, które do dzisiaj noszę w sobie i uważam za niezwykle prawdziwe:
- Jeżeli wstępujesz tutaj dla ludzi, ponieważ pociągnęli cię swoim sposobem życia, to się zawiedziesz. Jeśli wstępujesz tutaj dla pracy, bo wydaje ci się atrakcyjna, albo dlatego, że boisz się świata i chcesz od niego uciec - to wiedz, że nic z tego cię w zakonie nie utrzyma.
Bracia całkiem szybko cię rozczarują, następnie rozczarujesz się samym sobą, a w wykonywanej pracy zaczniesz odkrywać coraz więcej niepowodzeń. Dodatkowo towarzysząc ludziom i słuchając ich problemów poczujesz się wielokrotnie bezsilny. Po jakimś czasie po tobie przyjdą bardziej utalentowani i zdolniejsi, a ty zostaniesz odsunięty na bok.
Pytasz, czy więc życie w zakonie może być szczęśliwe? Tak, ale tylko pod jednym warunkiem: jeżeli spotkasz tutaj żyjącego Boga. Cała reszta przeminie. Nie żeby to wszystko było bez wartości, ale po prostu nie jest Bogiem.
Bardzo mi się wówczas to spodobało i jeszcze bardziej zapragnąłem takiego życia.
Nie potrafię tego wytłumaczyć, ale intuicyjnie wyczułem, że przede mną otwiera się droga pełna samotności, upokorzeń, codziennego przekraczania własnej pychy, walki z namiętnymi myślami, umierania od swojego pretensjonalnego: "musi być tak jak ja chcę" czy definiowania życia po swojemu.
A jednocześnie to droga pełna radości, nieporównywalnego z niczym sensu, niespodziewanych spotkań "bratnich dusz" niczym Abraham z Melchizedekiem, ale i także przygód i szczęścia, wprost niepojętego dla świata.
Tą drogę każdego dnia rozpoczyna się od początku. Bywa, że prowadzi przez Golgotę, ale i przez Górę Tabor. To jednak wciąż ta sama droga.