W polskim sporcie mamy ostatnio wysyp plag, choć nie jest ich tak dużo, jak tych egipskich.
Najbardziej znane są oczywiście plagi egipskie. Dziesięć plag, czyli klęsk, które spadły na Egipt. Kto ich nie zna zbyt dokładnie, polecam biblijną Księgi Wyjścia. Lektura to fascynująca. W polskim sporcie także mamy ostatnio wysyp plag, choć nie jest ich tak dużo, jak tych egipskich. Każda jest jednak bolesna i dla mnie osobiście niezrozumiała.
Zaczęło się od buntu w kadrze siatkarek, potem przyszły niepokoje w lekkiej atletyce związane z pracą trenera Tomasza Lewandowskiego, a teraz karmi się kibiców kolejnymi konfliktami. Środowisko siatkarskie żyje sporem wywołanym przez trenera kadry, a koszykarskie – zamieszaniem wokół kapitana reprezentacji. Vital Heynen chciałby skrócenia sezonu ligowego w Polsce. Chce, oczywiście, dobrze, ale twierdzenie, że nie każdy ciągnie wózek w jedną stronę i nie wszystkim zależy na olimpijskim sukcesie, brzmi w ustach belgijskiego szkoleniowca mało profesjonalnie. Bo to tania zagrywka. Oczywiście, że każdy zdroworozsądkowo myślący działacz – a bardzo wielu z nich to byli reprezentanci – chce pomóc kadrze. Ale kalendarz naprawdę nie jest z gumy. I z tym fantem niewiele da się zrobić. Jeśli będzie taka możliwość, to reprezentanci dostaną nieco więcej wolnego. Jeśli jednak będą sukcesy w europejskich pucharach, to niestety, nic z tego nie wyjdzie.
W kadrze koszykarskiej ferment zasiał Adam Waczyński. Nie dostał powołania, a powody jego absencji każdy tłumaczy inaczej. Odpowiedział mu najpierw trener reprezentacji, a potem prezes związku. Związku, który rzeczywiście w ostatnich latach nie miał ani dobrej prasy, ani dobrych notowań. I nie brakuje w koszykarskim świecie ludzi twierdzących, że nic się nie zmieniło. A to akurat nieprawda, bo na poprawę klimatu wpłynęła świetna gra reprezentacji Polski na mistrzostwach świata. Ja wiem, że to tylko część pełnego koszykarskiego obrazu. Ale jednak część ważna i pozytywna.
I tu dochodzimy do sedna sprawy, a właściwie sedna plag polskich. Mamy coś takiego w sobie, że gdy jest dobrze lub może być ciekawie i pozytywnie, zaczynamy sami psuć. Czasami są to działania mocno destrukcyjne, a czasami jest to tylko zwykłe zepsucie atmosfery. Efekty za każdym razem są podobne. Jesteśmy mistrzami świata w stwarzaniu problemów tam, gdzie być ich nie powinno. A jeśli już się pojawiają, to naprawdę można poszukać innych rozwiązań niż wywoływanie większych czy mniejszych afer. Znają Państwo to powiedzenie: „sprawę transferu/kontraktu/nowego sponsora załatwimy w zaciszu gabinetu”? Tak często mówią ważni ludzie polskiego sportu. Gdy jednak do rozwiązania są jakieś konflikty, wtedy drzwi tych samych gabinetów wydają się zamknięte – a nikt nie wie, gdzie podziały się klucze.