Ślub z Emilką wzięli w Polsce i planowali wyjazd na stałe do Anglii. Ale Bóg miał inny plan. – Miałem wcześniej sen, który był jak wizja przyszłości. Stało się, że kolega zaprosił nas do Warszawy na konferencję w kościele. Wchodzimy do kościoła i widzę tam wysokiego, dwumetrowego człowieka wykładającego Słowo Boże – to był obraz z mojego snu. Zrozumiałem, że zamiast do Londynu, mamy z żoną przyjechać do Warszawy. Sprowadziliśmy się z jedną torbą, prawie nikogo nie znając. Na drugi dzień znalazłem pracę, a po miesiącu – w księgowości – Emilka. No i skończyłem szkołę biblijną – opowiada Piotr.
Jego marzenia zaczęły się spełniać. Nagrał pierwsze klipy i puścił je w sieć. Coraz więcej zainteresowanych ludzi dzwoniło, w rezultacie zagrał sto koncertów. W przygotowaniu jest płyta „Szepty sumienia”, która wymaga jeszcze zebrania środków finansowych. Śpiewa o najważniejszych wartościach, o ojcostwie. Z inicjatywy Emilki oboje zajmują się produkcją filmową, kręcą spoty, teledyski, wideoklipy.
Każdy koncert to nie tylko muzyka, ale dzielenie się świadectwem życia. Między utworami opowiada o swoim nawróceniu. Z łatwością dociera do młodych ludzi. Zapraszany jest do więzień, ośrodków dla nieletnich.
– Jeżdżę tam z wielką chęcią. Potrafię dotrzeć do tych, którzy żyją w mroku, bo sam tam byłem – mówi o swojej misji. Stworzył projekt „Jedno życie” i od kilku lat nie tylko w szkołach prowadzi profilaktykę przeciwko uzależnieniom. – Mam nadzieję, że uda nam się otrzymać dotacje z ministerstwa sprawiedliwości, żeby za darmo mogły nas zapraszać chętne placówki – mówi.
Nie zmienił swojej ksywy sprzed nawrócenia. Poison – trucizna, nabrało innego znaczenia. – Mówią mi czasem, że tylko truję o Panu Bogu. Może to jest dla innych niewygodne, ale zmienia życie, tak jak moje. Będę do końca życia mówił o Nim – deklaruje nawrócony raper.
Pierwszy raz
trzymam cię w rękach.
Boże to cud!
Chyba wymiękam
„Łzy w oczach faceta. Patrzą na mnie jak na wariata. P.S. Trzymam Cię. Tata” – śpiewa Piotr Plichta w utworze „Pierwszy wdech”. W refrenie dzieci z Gospel Joy wtórują: „My chcemy żyć, kochamy być, czujemy razem z tobą”.
– Chciałem zamanifestować za życiem, przeciwko aborcji. Nie jest w porządku, kiedy dorośli decydują, które dziecko ma żyć. Znam ludzi bez rąk i nóg potrafiących żyć pełnią życia lepiej niż osoby w pełni sprawne fizycznie. Znam dzieci z zespołem Downa, są wspaniałymi ludźmi, takimi sami jak pozostałe dzieci – mówi.
– Kiedy żona zaszła w ciążę, coś we mnie zaczęło zmieniać, zacząłem dojrzewać do ojcostwa – opowiada o sobie. – Pojechaliśmy na poród, Emilkę zabrano na cesarkę. Krążyłem po korytarzu. Kiedy wśród różnych głosów usłyszałem krzyk dziecka, wiedziałem, że to moja córeczka. Śmiałem się i płakałem. Pamiętam, kiedy dostałem pierwszy raz Polę na ręce. Trudno opisać radość, to było czymś niesamowitym, Bożym cudem. Ludzie przyglądali mi się, kiedy stałem tak ze łzami w oczach – wspomina wzruszony.
Zadzwonili ziomale i miałem odwagę powiedzieć: „Stary, ale ja już nie biorę”
Jak mówi, dziecko wywraca wszystko do góry nogami. Zaczyna się od poświęcania siebie, zwłaszcza kiedy rodzina jest daleko, a rodzice muszą dzielić obowiązki na dwoje.
– Zmęczenie dawało się we znaki – nie ukrywa młody ojciec – ale była też radość nie do opisania. „Nieprzespane godziny, miesiące, lata, z każdym uśmiechem na twarzy twej latam, siła powraca” – śpiewa w utworze o córeczce. – Kiedy pojadę na koncert i nie ma mnie nawet kilka godzin w domu, już tęsknię, żeby być z dzieckiem, bo każda chwila jest cenna – mówi o ojcostwie. Czytają z Polą książki, z jej ulubionym „Kubusiem Puchatkiem”.
Pola ma już rok i dziewięć miesięcy. – Wczoraj zaczęła jeździć na hulajnodze. Jest na etapie powtarzania wszystkiego, co usłyszy. Trzeba uważać, co się mówi – śmieje się tata, szczęśliwy, że już niedługo dzieci będzie dwoje.
– Chciałbym przekazać jej dobre wartości, wiarę, prawdę o tym, że Pan Bóg jest i nas kocha. Chciałbym być dla niej ojcem, który ma zawsze otwarte ręce, jak Bóg Ojciec w niebie, który do końca zawsze czekał na mnie, nawet jak ja nawalałem. Nawet kiedy potrafiłem odejść jak syn marnotrawny. Chcę być takim ojcem na pierwowzór naszego Ojca w niebie, od niego czerpać i dawać siebie rodzinie – mówi raper. – Bóg jest dla mnie niesamowitym ojcem, który zawsze się mną opiekuje. Jeśli czegoś w życiu brakuje, można to odnaleźć właśnie w nim – podkreśla.
Kiedy ten numer „Idziemy” trafi do naszych czytelników, Emilia i Piotr Plichtowie będą witać na tym świecie synka.
Śródtytuły pochodzą z utworów Piotra Plichty „Poisona”