25 maja 1948 r. strzałem w tył głowy został zabity rotmistrz Witold Pilecki. Sławę bohatera zyskał w sytuacjach granicznych w obozie w Auschwitz, powstaniu warszawskim i ubeckim więzieniu, ale jego postawa może inspirować także w codziennym życiu.

Witold Pilecki w trakcie procesu, 1948 r.
„Miał usta związane białą opaską. Prowadziło go pod ręce dwóch strażników. Ledwie dotykał stopami ziemi. I nie wiem, czy był wtedy przytomny. Sprawiał wrażenie zupełnie omdlałego” – wspominał ostatnie chwile rotmistrza ks. Jan Stępień, więzień na warszawskim Mokotowie, gdzie w tym czasie odbywało karę wielu wrogów komunistycznego reżimu. 75 lat temu wykonano wyrok śmierci na Pileckim – w więziennej kotłowni, jednym strzałem. Sąd skazał go na śmierć za „najcięższą zbrodnię zdrady stanu i zdrady Narodu”. Pilecki organizował bowiem w Polsce siatkę wywiadowczą, która informowała dowództwo II Korpusu Polskiego – polskiej armii na Zachodzie – o sytuacji w kraju. Proces był pokazowy, miał na celu zastraszenie opozycji antykomunistycznej. Dlatego nie mogło być mowy o ułaskawieniu Pileckiego, mimo że podjęto wiele prób, powołując się na bohaterską przeszłość rotmistrza.
Jednym ze świadków wykonania wyroku był ks. Wincenty Martusiewicz, który przedtem prawdopodobnie udzielił Pileckiemu ostatnich sakramentów. Rotmistrz był więc przygotowany na śmierć. Na ścianie w swojej celi napisał cytat z książki „O naśladowaniu Chrystusa”: „Starałem się żyć tak, aby w godzinie śmierci móc się raczej cieszyć niż lękać”. Jako były więzień Auschwitz i uczestnik powstania warszawskiego widział śmierć wielu ludzi. Zauważył, że „człowiek w ostatnich chwilach swego życia, jeśli się zechciał zwierzyć szczerze, przyznał zawsze, że tylko to po nim zostało na ziemi wartością trwałą i pozytywną, co dać potrafił z siebie innym ludziom (…)”.
Czytaj dalej w e-wydaniu lub wydaniu drukowanym
Idziemy nr 22 (916), 28 maja 2023r.
całość artykułu zostanie opublikowana na stronie po 15 czerwca 2023