Nigeria jest w bardzo trudnej sytuacji społeczno-religijnej. Ten najludniejszy kraj Afryki jest niemal równo podzielony na chrześcijan i muzułmanów.
Chrześcijańska część rozwija się znacznie lepiej aniżeli muzułmańska, co rodzi napięcia, zazdrość, frustrację i nienawiść u ludności muzułmańskiej, będącej ciągle w nieznacznej mniejszości. Ideologia muzułmańska wskazuje, że niewierni nie mogą sprawować władzy nad muzułmanami. Aparat państwowy jest skorumpowany, szaleje wojna domowa, a terroryści z Boko Haram chcą jej nadać religijny charakter. Władza centralna tego federacyjnego kraju, przejęta przez muzułmańskiego polityka Muhammadu Buhariego, nie radzi sobie z kryzysem.
Jednym z wielu przykładów na bezradność – lub bierność – polityków nigeryjskich jest sprawa dziewczynek z Chibok. Uprowadzone ze szkoły w kwietniu 2014 roku młode chrześcijanki (12-17 lat) wciąż znajdują się w rękach porywaczy. Pomimo szumnych deklaracji oraz obiecywanych prób odbicia dziewcząt ponad dwieście uczennic do dziś nie wróciło do rodziców. Relacje dziewcząt, którym udało się zbiec oprawcom, są ponure. Według danych chrześcijańskiej organizacji Open Doors osiemnaścioro rodziców zmarło w międzyczasie z powodu tej straty. Smutkiem napawa, że o dziewczętach z Chibok zrobiło się głośniej tylko dlatego, że początkowo pojawiła się plotka, że Boko Haram uprowadziło muzułmanki. Kiedy potwierdzono, że chodzi wyłącznie o dzieci chrześcijan, już nie można było tej tragedii przemilczeć. Oprócz powszechnego oburzenia, jakie wyrażono w internecie (także przez prezydenta USA i jego żonę), w rzeczywistości nowy prezydent Nigerii – muzułmanin – i współpracujące z nim kraje Zachodu niewiele uczynili, aby uwolnić dzieci. Dramat uczennic z Chibok to tylko jedna z odsłon okrucieństwa, jakie dotyka chrześcijan.
Czytaj dalej w e-wydaniu |
Tomasz Korczyński
fot. Open Doors
Idziemy nr 36 (570), 4 września 2016 r.