– Polski problem alkoholowy leży nie w samym zjawisku uzależnienia, ale w nieumiarkowanym – mówi prof. Krzysztof Wojcieszek
fot. Eliza Bartkiewicz / BPJGZ prof. Krzysztofem Wojcieszkiem, współorganizatorem Narodowego Kongresu Trzeźwości, rozmawia Monika Odrobińska
Na czym polega problem polskiego picia?
Mamy do czynienia z dwiema Polskami: 83 proc. to abstynenci lub osoby pijące umiarkowanie, reszta to osoby pijące ryzykownie lub szkodliwie, albo uzależnione. Mimo że osób niemających problemów z alkoholem jest w Polsce przeważająca większość, jest to większość milcząca. A normy nadużywających alkoholu urosły u nas do rangi symbolu. „Na zdrowie!”, „Nie pijesz, nie żyjesz”, „Z nami się nie napijesz?” – hasła te świadczą o błędnym pojmowaniu roli napojów alkoholowych.
Polski problem alkoholowy leży nie tylko w samym zjawisku uzależnienia wielu osób, ale w rozpowszechnionym pijaństwie, czyli nieumiarkowaniu w piciu. Uzależnionych w stopniu ciężkim jest około 600-700 tys., a pijących szkodliwie aż 3 mln. Badania pokazują, że jest kilkunastoprocentowa grupa Polaków, którzy piją, by się upić, lub w niedobrych okolicznościach. W jakich sytuacjach picie jest wykluczone, gdyż bardzo szkodliwe? W przypadku dzieci i młodzieży, matek ciężarnych i karmiących, kierujących pojazdem, w przypadku niektórych chorób, podczas opiekowania się dzieckiem, w pracy, w trakcie uprawiania niektórych sportów i turystyki. Wtedy abstynencja to obowiązek nawet tych, którzy umiarkowanie używają alkoholu.
Mówi Pan nie o ilości, ale o konkretnych okolicznościach.
Właśnie! Najpierw rozstrzyga sytuacja, a następnie ilość i częstość picia. Bo trzeźwość zależy nie tylko od ilości – od niej oczywiście też! – ale szczególnie od okoliczności picia. Jeśli nie zauważamy, że w wymienionych sytuacjach abstynencja jest wymogiem, jesteśmy o krok od naruszenia granicy pijaństwa.
Ilościowo natomiast o pijaństwie mówimy w przypadku przyjęcia dawki czystego alkoholu powyżej 60 mg – to dla mężczyzny dawka o działaniu narkotycznym. Dla kobiety to 40 g. Brak umiaru jest również wtedy, gdy pije się mimo indywidualnego ryzyka uzależnienia. Pod tym względem się różnimy nawet genetycznie; aż 25 proc. dzieci powtarza los uzależnionych rodziców z powodów czysto biologicznych.
Ubolewam, że w kontekście szkód alkoholowych pisze się niemal wyłącznie o uzależnieniach. Tymczasem skala strat w społeczeństwie najbardziej zależy od aktualnej liczby nadużywających alkoholu. Pijących ryzykownie i szkodliwie jest przynajmniej trzy do pięciu razy więcej niż uzależnionych, i to oni generują najwięcej strat. Oczywiście uzależnienie samo w sobie jest strasznym dramatem, ale gdy pytamy o różne straty zdrowotne czy wypadki, to zaczynają przeważać nieuzależnieni „pijacy”. Najnowsze klasyfikacje o tyle ułatwiają zrozumienie tego paradoksu, że uwzględniają uzależnienie w stopniu lekkim i średnim, i to są właśnie owi „pijacy”. My zwracamy uwagę na „ciężko uzależnionych”, bo to łatwiej uchwycić.