„Ducha nie gaście” – te słowa Jana Pawła II z czerwca 1979 r. stanowią esencję tego, co jest niezbędne do zachowania suwerenności.
Słowa te, zaczerpnięte od św. Pawła (1Tes 5,29), były dopełnieniem tego, co papież powiedział kilka dni wcześniej w Warszawie: „Niech zstąpi Duch Twój! Niech zstąpi Duch Twój i odnowi oblicze ziemi. Tej ziemi!”. Albowiem Duch może zstąpić, ale do sukcesu jest niezbędne współdziałanie człowieka, ponieważ Bóg nie zbawia, ani tym bardziej nie wspiera innych celów, na siłę. Nawet bowiem podbity naród, tak jak tego sami doświadczyliśmy, pozostaje wolny, jeśli się nie poddaje.
Jan Paweł II, modląc się o przyjście Ducha, miał na myśli nie tyle romantyczne uniesienie, co skutki Jego przyjścia, owe siedem darów – mądrości, rozumu, rady, męstwa, umiejętności, bojaźni Bożej i pobożności – o których tylekroć walczący o naszą niepodległość zapominali. I, ośmielę się dodać, nadal zapominają.
Ziarno „Solidarności”
Właśnie wzloty ducha wynikające z stosowania się do wskazówek rozumu kierowanego mądrością pozwoliły nam odzyskać niepodległość. Ziarno zasiane przez Jana Pawła II zaledwie rok później zaowocowało zrodzeniem się „Solidarności”. W 1980 r. Polska (oficjalnie zwana ludową) była częścią składową bloku sowieckiego, rządziła nią partia, która zaledwie kilka lat wcześniej wprowadziła do konstytucji „poprawki” głoszące nasz wieczny sojusz z ZSRR. Mimo to Polacy czuli się wolni i nie bali się rzucić wyzwania supermocarstwu, jakim bez wątpienia były Sowiety. To właśnie ten zryw był jedną z głównych przyczyn upadku ZSRR.
Powstanie NSZZ „Solidarność” było ciosem w samo serce ideologii komunistycznej, która głosiła, że motorem napędowym dziejów jest klasa robotnicza, partia komunistyczna zaś – jej siłą przewodnią. „Dyktatura proletariatu” miała być komunistyczną odpowiedzią na brak wolności i demokracji. Wydaje się, że w dzisiejszym nastawionym na konsumpcję świecie ideologia nie ma znaczenia, ale wówczas była to nadzwyczaj istotna sprawa. Setki milionów ludzi cierpiały skrajną nędzę i komunizm jawił się im jako wybawienie z tego stanu rzeczy. Natomiast zrodzenie się „Solidarności” bezsprzecznie wykazało fałsz tej doktryny.
Klasa robotnicza w swej masie wystąpiła przeciw komunistycznej partii i okazało się, że partia to zaiste „nowa klasa wyzyskiwaczy”, jak już w 1957 r. ogłosił Milovan Dżilas (1911-1995). Wprowadzenie stanu wojennego bezspornie to wykazało, i od 1982 r. partie komunistyczne w Europie Zachodniej gwałtownie traciły popularność.
Nie tędy droga
Lata 1918-1921 też cechowały się męstwem połączonym z rozumem i mądrością. Rozbrajanie Niemców i Austriaków czy powstanie wielkopolskie zostały podjęte w chwili, gdy wszyscy trzej zaborcy już byli pokonani. W wojnie z bolszewikami wykazaliśmy się niezwykłym bohaterstwem i hartem ducha.
Wypadki te doskonale wpisywały się w najlepsze okresy historii Rzeczypospolitej Obojga Narodów. Na przykład hetman Stanisław Żółkiewski przebił swego konia i własną piersią, walcząc do ostatniej kropli krwi, osłaniał odwrót wojska. Podobnie. Wielki hetman litewski Jan Karol Chodkiewicz pod Chocimiem – na dziesięć dni przed śmiercią, a zmarł z wycieńczenia i starości – osobiście prowadził szarżę husarii. Wieki wcześniej Władysław Łokietek, władca Kujaw, jednego z najmniejszych piastowskich księstewek, niestrudzonym wysiłkiem doprowadził do odrodzenia się państwa polskiego. Ci ludzie nie gasili ducha.
Niestety, nasza historia ma i odwrotną stronę medalu, szczególnie ostatnie ponad trzy i pół wieku obfituje w nadmiar osób, które śmiało można nazwać „gasicielami” ducha. Od śmierci takich postaci jak Żółkiewski (1620) czy Chodkiewicz (1621) minęło niewiele więcej niż jedno pokolenie, gdy „gasiciele” zaczęli wywierać niezatarte piętno na polskich umysłach i polityce. W 1648 r. doszło do niespotykanego uprzednio zjawiska: pod Piławcami wojska koronne pierzchły na wieść o nadciągnięciu przeciwnika. Zaledwie siedem lat później miało miejsce jeszcze bardziej znamienne wydarzenie: pod Ujściem armia koronna nie tylko bez większego oporu poddała się Szwedom, ale wypowiedziała posłuszeństwo Janowi Kazimierzowi i prawem kaduka obrała sobie władcę najeźdźców za króla.