28 kwietnia
niedziela
Piotra, Walerii, Witalisa
Dziś Jutro Pojutrze
     
°/° °/° °/°

Ukraina - będzie trudniej

Ocena: 0
803

Sieć telewizyjna CNN ogłosiła wynik badania opinii publicznej na temat stosunku amerykańskiego społeczeństwa do sprawy popierania Ukrainy w jej zmaganiach z Rosją i niestety nie są to budujące wiadomości dla Kijowa.

fot. PAP/Alena Solomonova

Większość (55 sądzi, że Kongres powinien nadal finansować te zmagania. Podobne badanie zrobione niedługo po rozpoczęciu wojny wykazało, że 62% Amerykanów uważało, że Ukrainie należy pomagać, więc mamy do czynienia z istotną zmianą nastrojów.

Szczególnie niskie poparcie dla Kijowa wykazują osoby o prawicowych poglądach, aż 71. Sprawa ukraińska przegrywa również w opinii bezpartyjnych, w tej grupie wyraźna większość (56, zaś w lewym skrzydle tego stronnictwa ten współczynnik wynosi aż 74%.

 


 

INTERES NARODOWY

Amerykanie od początku istnienia swego państwa w polityce międzynarodowej kierowali się ideą interesu narodowego. Owszem, przeciętny obywatel jest przywiązany do wzniosłych haseł poszanowania integralności terytorialnej państw, obrony demokracji i praw jednostki, ale w istocie rzeczy Amerykanie wykazywali ograniczoną ochotę do poświęcania się w obronie szczytnych ideałów. W zderzeniu z realiami politycznymi prawie zawsze zwyciężał interes.

Trudno jest wykazać, że Ukraina należy do obszarów niesłychanie ważnych dla bezpieczeństwa USA, zaś osoby o poglądach konserwatywnych zawsze z pewną nieufnością odnosiły się do wojen i pomysłu, że Stany Zjednoczone powinny rozwiązywać wszystkie międzynarodowe kłopoty. Przeciętny Amerykanin jest zdania, że jeśli już, to ciężar wsparcia Kijowa winien spoczywać na barkach Unii Europejskiej, dla której status Ukrainy jest bez porównania ważniejszy. Joe Biden, uzasadniając wsparcie przy pomocy argumentów idealistycznych, trafia właśnie do lewicy, ale już nie do większości obywateli.

Z perspektywy Polski sprawy wyglądają inaczej. Dla naszego interesu narodowego los Ukrainy ma pierwszorzędne znaczenie. Stąd paradoksalnie mamy do czynienia z osobliwą koalicją: PiS oraz bardzo liberalny prezydent Biden i jego Partia Demokratyczna. To samo dotyczy części Europejczyków. Na przykład w Niemczech Ukrainę najmocniej wspierają Zieloni na czele z p. Annaleną Baerbock. Z drugiej strony konserwatywny Wiktor Orban nie identyfikuje się z losem Ukrainy, a dużo bardziej dba o interesy swego kraju i swoich ziomków w Rusi Zakarpackiej. Niestety w Warszawie brakuje elastycznych polityków zdolnych do oddzielenia kwestii ukraińskiej od pozostałych. Tym sposobem porzuciliśmy wieloletni wypróbowany sojusz z Węgrami i wszystkie siły rzuciliśmy na pomoc Ukrainie.

 


 

NIESPEŁNIONE NADZIEJE

Chęci pomocy Ukrainie nie wzmacnia przebieg toczącej się właśnie kontrofensywy. Od tygodni amerykański Instytut Studiów nad Wojną mówi, że Ukraińcy nacierają na trzech kierunkach, ale wieści o znacznych zwycięstwach brak. Tymczasem oczekiwania były niemałe i do pewnego stopnia winę za ten stan rzeczy ponoszą sami zainteresowani. W grudniu zeszłego roku naczelny dowódca Sił Zbrojnych Ukrainy gen. Wałerij Załużny udzielił wywiadu tygodnikowi „The Economist”, w którym stwierdził, że jeśli Zachód dostarczy czołgi, transportery opancerzone, haubice i amunicję, to on przegoni Rosjan nawet z Krymu. Dzięki naciskowi kilku krajów, szczególnie Polski, NATO takiej pomocy udzieliło, w tym przeszkoliło dziewięć nowych brygad. Niestety te nowe siły nie są w stanie przełamać umocnień, które Rosjanie zbudowali w międzyczasie wzdłuż praktycznie całej linii frontu.

Poniewczasie okazało się, że zachodnie szkolenie nie całkiem odpowiada ukraińskim wymogom. Przewodnią ideą działania wojsk NATO jest uzyskanie miażdżącej przewagi w powietrzu, zaś siły lądowe wchodzą do akcji dopiero, gdy przeciwnik już jest „zmiękczony” przez lotnictwo. Natomiast w przypadku obecnej wojny mamy do czynienia raczej z odwrotną sytuacją – przewagę w powietrzu mają Rosjanie. Z tego powodu natarcie dwu ukraińskich brygad na początku czerwca załamało się w sieci pól minowych i w obliczu ataku rakietami przeciwpancernymi ze śmigłowców. Prawdopodobieństwo zmiany sytuacji na froncie nie jest wielkie, ponieważ nadzieje na to, że Ukraina uzyska środki niezbędne do osiągnięcia panowania w powietrzu, są nikłe.

Nacierający na ogół ponoszą znacznie większe straty od broniących się i ten stan rzeczy zapewne nie poprawia nastrojów wśród Ukraińców. Ostatnio na łamach „Eurasia Daily Monitor” w publikacji The Jamestown Foundation można było przeczytać, że czerwiec był trzecim z rzędu miesiącem, w którym plan zaciągu do ukraińskiego wojska udało się wypełnić zaledwie w 50%. W każdym narodzie jest ograniczona liczba ludzi gotowych umrzeć za ojczyznę i nad Dnieprem być może już osiągnięto tę granicę.

 


 

GRANICE MOŻLIWOŚCI

Stany Zjednoczone to potężne państwo, ale nawet taka potęga cierpi na syndrom krótkiej kołderki. 1 sierpnia Fitch, brytyjsko-francuska agencja szacująca ryzyko związane z papierami dłużnymi (ratingowa), obniżyła notowanie długu rządu USA z „AAA” do „AA+”, czyli o jeden stopień. Nadal jest to bardzo wysoka ocena, na przykład szacunek dla obligacji polskich wynosi „A-”, niemniej jest to pewna porażka nie tylko prestiżowa. Uprzednio w 2011 r. taki sam krok podjęła amerykańska agencja Standard & Poor’s (S&P). Jedynie trzecia taka globalna instytucja, Moody’s, przyznaje amerykańskim papierom dłużnym najwyższą ocenę.

Od lat szybko rośnie poziom amerykańskiego zadłużenia i najbliższe lata nie zapowiadają się dobrze w zakresie dyscypliny fiskalnej. Pokaźne deficyty budżetowe mają nadal występować. Biorąc pod uwagę wspomniany na początku spadek popularności sprawy ukraińskiej wśród amerykańskich wyborców, jest mało prawdopodobne, żeby amerykański Kongres był skłonny przedłużyć finansowanie rządu Ukrainy na obecnym poziomie. Jeśli taki obrót przyjmą sprawy za oceanem, to i w Europie natychmiast podniosą głowę przeciwnicy szczodrego wspomagania Kijowa.

Sytuacji nie poprawiają ukraińskie władze. Do tej pory działania prezydenta Zełenskiego były bezcenne z punktu widzenia ukraińskiego interesu narodowego. Niestety jego zachowanie w ostatnich miesiącach, szczególnie zapowiadany (ale na szczęście niespełniony) bojkot szczytu NATO w Wilnie z powodu braku jasnej perspektywy uzyskania członkostwa w tej organizacji i brak wyrażenia wdzięczności za uzyskaną pomoc nie zaskarbiły mu nowych zwolenników. Pomoc przecież nie jest ograniczona do sprzętu wojskowego i szkolenia. Bez finansowego wsparcia Zachodu państwo ukraińskie natychmiast musiałoby ogłosić niewypłacalność, ale ten fakt najwyraźniej nie dociera do decydentów w Kijowie.

 


 

ZAKULISOWE ROZMOWY

Skoro nad Dnieprem brak jest choćby odrobiny realizmu politycznego, to wiele krajów zaczyna się rozglądać, którędy najbliżej jest do „wyjścia”. Robią to też Amerykanie, bo przecież telefon szefa CIA Williama Burnsa do jego odpowiednika, szefa Służby Wywiadu Zagranicznego Siergieja Naryszkina, w którym ten pierwszy zapewniał tego drugiego, że USA nie mają nic wspólnego z puczem Prigożyna, to nie było wyjątkowe zdarzenie. Ci panowie od dawna utrzymują otwarte „linie komunikacji” (więcej na ten temat było w „Idziemy” nr 926). Byłoby zresztą dziwne, gdyby tego nie robili. Wywiady utrzymują ze sobą kontakty nawet wtedy, gdy toczy się wojna między ich krajami.

Waszyngton już w październiku zeszłego roku wysłał do Kijowa wyraźne sygnały, że czas przejść do rozmów pokojowych. Ukraina nie tylko te sugestie zignorowała, ale określiła warunki wstępne, włącznie z natychmiastowym wycofaniem się Rosjan na linię sprzed 2014 r. i postawieniem Władimira Putina przed Trybunałem w Hadze, które to warunki z góry przekreślały rozpoczęcie negocjacji. Niestety Warszawa, wiedziona – nazwijmy to elegancko – skrajnie idealistycznymi przesłankami, ochoczo wskoczyła do ukraińskiego pociągu, nie zdając sobie sprawy, że istnieje ogromne ryzyko, iż zostanie on przestawiony na boczny tor.

Wychodząc przed szereg, dyplomacja polska naraziła się na postawienie w roli kozła ofiarnego, bo jest oczywiste, że Wołodymyr Zełenski będzie musiał jakoś usprawiedliwić przed swoim społeczeństwem konieczność obniżenia oczekiwań co do wyniku wojny. Szukanie kozła ofiarnego rozpocznie się także po stronie pomagających, bo rządy będą musiały wyjaśnić swym podatnikom powody, dla których pomimo wydania w sumie ponad 200 mld USD Ukraina nie odzyskała Donbasu i Krymu, a Putin nadal panuje na Kremlu.

W tym nowym kontekście na przykład fakt, że wymusiliśmy na Niemcach i Amerykanach dostawy czołgów i transporterów opancerzonych łatwo zostanie przedstawiony jako – z jednej strony – czynnik, w którego wyniku Ukraińcy wytworzyli sobie nadmiernie wysokie oczekiwania pomocy (na przykład, że za Leopardami i Abramsami zostaną przysłane także F-16), a z drugiej jako eskalację, w wyniku której NATO niczego nie osiągnęło. Warszawa po prostu „kupiła w ciemno” zapewnienia gen. Załużnego bez dokonania własnej krytycznej analizy skutków tego kroku. Ten fakt zapewne przedłużył działania zbrojne i tym samym przyczynił się do poniesienia przez Ukrainę dalszych strat wojskowych i gospodarczych.

Miejmy jednak nadzieję, że mimo wszystko nastąpi „happy end”, że nastąpi jakiś cud, tym razem nad Dnieprem, i że napastnik poniesie druzgocącą klęskę.

PODZIEL SIĘ:
OCEŃ:

Autor jest profesorem ekonomii w Hollins University w stanie Wirginia, USA

DUCHOWY NIEZBĘDNIK - 27 kwietnia

Sobota, IV Tydzień wielkanocny
Jeżeli trwacie w nauce mojej,
jesteście prawdziwie moimi uczniami i poznacie prawdę.

+ Czytania liturgiczne (rok B, II): J 14, 7-14
+ Komentarz do czytań (Bractwo Słowa Bożego)


ZAPOWIADAMY, ZAPRASZAMY

Co? Gdzie? Kiedy?
chcesz dodać swoje wydarzenie - napisz
Blisko nas
chcesz dodać swoją informację - napisz



Blog - Ksiądz z Warszawskiego Blokowiska

Reklama

Miejsce na Twoją reklamę
W tym miejscu może wyświetlać się reklama Twoich usług i produktów. Zapraszamy do kontaktu.



Newsletter