27 kwietnia
sobota
Zyty, Teofila, Felicji
Dziś Jutro Pojutrze
     
°/° °/° °/°

Traktaty czy konstytucja?

Ocena: 0
1565

 


MARNOTRAWIENIE SIŁ

Niestety, powyższy rozwój sytuacji nie oznacza końca kłopotów z Krajowym Planem Odbudowy, ponieważ KE wysuwa pod adresem naszego kraju szereg innych zastrzeżeń. W pewnym stopniu rząd już uznał ich zasadność, na przykład obiecał rozwiązać izbę dyscyplinarną Sądu Najwyższego. Zatem w praktyce przekazaliśmy albo wykazaliśmy daleko idącą skłonność do przekazania organom UE pewnych kompetencji władz państwowych w zamian za perspektywę zatwierdzenia KPO i napływu pieniędzy.

Ten stan rzeczy jest wynikiem słabości władzy w stosunkach wewnętrznych i na arenie międzynarodowej. Wojna polsko-polska pochłania niezwykle dużo czasu i wysiłku, a nie widać perspektywy zwycięstwa którejś z walczących stron. Zatem to marnotrawienie sił i środków będzie trwało.

Jeszcze gorzej mają się sprawy na forum międzynarodowym. Do jesieni zeszłego roku mogliśmy się przynajmniej cieszyć z na pozór ciepłych i bliskich stosunków z USA. Piszę „na pozór”, ponieważ ich fundamentem była uległość, a nie zbieżność strategicznych celów.

Niestety, Polska nie jest partnerem zdolnym do wniesienia istotnego wkładu w sojusze. Ani nasza gospodarka, ani nasze siły zbrojne nie są w stanie wnieść czegoś, co pozwoliłoby Warszawie powiedzieć: Oto nasze wiano. Nasza ekonomia, jak to się ładnie określa, ma wszelkie cechy gospodarki poddostawcy. Inaczej mówiąc, produkujemy podzespoły, które są gdzieś indziej projektowane i gdzieś indziej montowane do finalnych towarów. Żadnych technologicznych przełomów u nas się nie dokonuje i żadnymi istotnymi patentami pochwalić się nie możemy. W tym zakresie nawet nie widać przysłowiowego światełka w tunelu.

Podobnie mają się sprawy w zakresie sił zbrojnych. Jesteśmy państwem mającym „deficyt” w tym zakresie. Nie dysponujemy „nadwyżkami”, którymi moglibyśmy służyć sojusznikom, tylko ciągle wymagamy wydatnej pomocy celem obrony naszych granic (mówimy oczywiście o siłach konwencjonalnych). W dodatku nasz przemysł zbrojeniowy leży na obu łopatkach.

 


SYMBOLICZNY TURÓW

O pozycji Polski na arenie międzynarodowej dobitnie świadczy to, że Czechy toczą z nami spór o wpływ kopalni węgla brunatnego w Turowie na zasoby wody w ich pasie przygranicznym. Czesi to jest naród o tradycjach mieszczańskich, kupieckich, i tam wszystko się dobrze liczy przed podjęciem jakiegoś kroku. Gdyby spodziewali się jakichś retorsji z naszej strony, to nawet mając potężnego cichego poplecznika, nie narażaliby się na szwank.

Niestety, o żadnych ujemnych dla nich skutkach mowy być nie może, bo nic wspólnie z Czechami nie robimy. Gdybyśmy w ramach Grupy Wyszehradzkiej prowadzili jakieś wspólne przedsięwzięcia, to posiadalibyśmy jakieś możliwości „odwetu”, ale to ugrupowanie jest wydmuszką, bo nigdy tej idei nie wypełniliśmy treścią, nie mówiąc o nadaniu jej ram instytucjonalnych. Jeszcze większą „wioską potiomkinowską” jest inicjatywa Trójmorza. Tym sposobem nie tak znowu malutki kraj stał się pionkiem na szachownicy europejskiej polityki.

Spór o szkody wyrządzane przez kopalnię w Turowie także obrazuje sposób działania organów UE. Po pierwsze, możliwe straty są nikłe i można je bez większego trudu naprawić, na przykład poprzez zaopatrzenie tamtych terenów w dostawy wody. Tymczasem TSUE postąpił tak, jakby chodziło o wielki kataklizm, i nakazał natychmiastowe zaprzestanie wydobycia, czyli podjęcie kroku, który oznaczał niezwłoczne wyłączenie około 7 proc. potencjału polskiej energetyki. Zatem była to kara zupełnie nieproporcjonalna do szkody. Ponieważ nie popełniliśmy energetycznego seppuku, TSUE nałożył na Polskę karę w wysokości 500 tys. euro dziennie, też zupełnie nieproporcjonalną do możliwych szkód. Co więcej, Polska ma tę karę wypłacać nie poszkodowanemu, tylko Komisji Europejskiej. Nie sposób nie odnieść wrażenia, że całe to postępowanie nie ma nic wspólnego z wymierzaniem sprawiedliwości.

Ta samowola organów KE była do przewidzenia. Po pierwsze, traktaty są niejasne, a artykuły bywają wręcz sprzeczne. Po drugie, UE nie jest żadnym państwem, tym bardziej demokratycznym. Parlament Europejski jest namiastką prawdziwej władzy ustawodawczej, KE nie reprezentuje woli wyborców, ale jest mianowana przez najmocniejszych w UE, to samo dotyczy sędziów TSUE. Mówiąc bez ogródek, UE jest instrumentem, za pomocą którego możni podporządkowują sobie słabszych. O tym, że tak jest, dobitnie świadczył już kryzys w strefie euro. Wykazał on, że tak często wymieniane w traktatach zasady solidarności i pomocniczości są czczymi frazesami, którymi nikt się nie przejmuje, i że w UE panuje prawo dżungli. Po trzecie, media głównego nurtu w pełni akceptują ten stan rzeczy, co nie dziwi, bo albo są one własnością koncernów mających siedziby w czołowych państwach, albo ich dziennikarze w przeważającej części identyfikują się z ideologią promowaną przez UE. Zatem Warszawa winna była z góry podjąć kroki prewencyjne; takie, które wykluczyłyby możliwość blokady pieniędzy w ramach Funduszu, co było możliwe.

Od trzech i pół wieku – z wyjątkiem króciutkiego okresu w latach 1918–1921 – polskie elity wykazują całkowitą niezdolność do dokonania właściwej oceny potencjału Polski, zauważenia otwierających się przed nami możliwości i przewidzenia nadciągających zagrożeń. Niestety, ostatnie sześć lat nie stanowi tu żadnego wyjątku. Konsekwencje tego faktu spadają na nas wszystkich.

PODZIEL SIĘ:
OCEŃ:

Autor jest profesorem ekonomii w Hollins University w stanie Wirginia, USA

DUCHOWY NIEZBĘDNIK - 27 kwietnia

Sobota, IV Tydzień wielkanocny
Jeżeli trwacie w nauce mojej,
jesteście prawdziwie moimi uczniami i poznacie prawdę.

+ Czytania liturgiczne (rok B, II): J 14, 7-14
+ Komentarz do czytań (Bractwo Słowa Bożego)


ZAPOWIADAMY, ZAPRASZAMY

Co? Gdzie? Kiedy?
chcesz dodać swoje wydarzenie - napisz
Blisko nas
chcesz dodać swoją informację - napisz



Blog - Ksiądz z Warszawskiego Blokowiska

Reklama

Miejsce na Twoją reklamę
W tym miejscu może wyświetlać się reklama Twoich usług i produktów. Zapraszamy do kontaktu.



Newsletter