Zawsze pomagał innym. Społecznikostwo w organizacjach katolickich, zamienione w aktywność polityczną w szeregach socjalistów, zawiodło Antonia Guterresa na fotel sekretarza generalnego ONZ.
Na ogrodzeniu lizbońskiej siedziby franciszkanów wielki plakat przypomina o Roku Miłosierdzia. Dla członków dawnej Grupy Światła jest symbolem przekonań wybranego właśnie na sekretarza generalnego Organizacji Narodów Zjednoczonych Antonia Guterresa. Twierdzą oni, że zainicjowana w ich dyskusyjno-społecznym kręgu – założonym pod koniec lat 60. XX w. – kariera portugalskiego socjalisty do dziś bazuje na uczynkach miłosierdzia. I – jak zapewniają – Guterres konsekwentnie wprowadza je w życie. Ksiądz Tony Neves, bliski znajomy polityka, gwarantuje, że podczas bogatej kariery Guterres, sprawujący wiele ważnych funkcji, nie sprzeniewierzył się zasadom chrześcijańskim i misji pomocy drugiemu człowiekowi.
Nowy sekretarz generalny ONZ wyjaśnia zaś, że zanim na dobre związał się z socjalistami, przeszedł przez kilka ugrupowań politycznych, szukając w nich zrozumienia dla swej społecznikowskiej pasji. Bezskutecznie.
Podróżnych w dom przyjąć
Pochodzący z Lizbony Antonio Manuel de Oliveira Guterres od zawsze był wrażliwy na problemy ubogich. Urodzony w roku 1949, w młodość wchodził w warunkach kończącego się reżimu salazarystów, którzy wprawdzie szermowali hasłami narodowo-chrześcijańskimi, ale przez ponad 40 lat sprawowali władzę autorytarną. Po upadku dyktatury niewielu młodych Portugalczyków miało odwagę przyznać się do katolicyzmu. Guterres się nie wstydził. Wiedział, że reżim wciągnął tylko część Kościoła do swej politycznej gry, a prześladowania dotknęły zarówno opozycję świecką, jak i odcinających się od dyktatury duchownych. Sam Salazar niechętny był Pawłowi VI za jego sprzyjanie procesowi dekolonizacji i bezskutecznie próbował zablokować papieską wizytę w Fatimie w 1967 r.
Guterres przyjaźnił się z wieloma duchownymi z „czarnej listy” reżimu. Jednym z nich był ks. Vitor Melicias, którego nowy szef ONZ poznał podczas spotkań dyskusyjnych organizowanych przy franciszkańskim kościele Luz. Z czasem przyjęły one nazwę Grupy Światła od nazwy świątyni i placu, przy którym się znajduje. To tam polityk spotkał dzisiejszego prezydenta Portugalii Marcela Rebela de Sousę i utwierdził w przekonaniu, że słowa należy wprowadzać w czyn. Wprawdzie poglądy obu różniły się znacząco, ale nie przeszkodziło im to wspólnie przygotowywać okolicznościowych Mszy Świętych, debatować o sytuacji w kraju i na świecie oraz studiować dokumenty świeżo zakończonego Soboru Watykańskiego II. Krótko potem, w 1974 r., bezkrwawa rewolucja goździków i demokratyzacja Portugalii wrzuciła Sousę i Guterresa na głębokie wody polityki.
Choć pierwszy przyłączył się do prawicy, a drugi do lewicy, to obaj zaangażowali w pomoc dla przybywających masowo z kolonii Portugalczyków, a później także imigrantów afrykańskich.
Głodnych nakarmić
Antonio Guterres swoje pierwsze publiczne wystąpienia zaczynał przy ołtarzu, służąc do Mszy jako ministrant w wiosce swoich dziadków w północno-wschodniej Portugalii. Odwiedzał ich z rodzicami często, szczególnie w weekendy. To od dziadka, długoletniego zakrystiana, złapał „kościelnego bakcyla”. Mały Tonik nie poprzestał jednak na tradycyjnym przekazie wiary. Wgryzał się w Biblię i zastanawiał, „dlaczego świat dzieli się na biednych i bogatych”. Za cel postawił sobie dążenie do zniwelowania tych różnic.
W 1973 r., na rok przed upadkiem dyktatury Salazara, Guterres przyłączył się do tworzonej wówczas Partii Socjalistycznej. Z jej ramienia został deputowanym, a później dwukrotnie premierem. Z czasem zyskał międzynarodowe uznanie, głównie wśród europejskich socjalistów. Pod koniec lat 90. zaproponowano mu objęcie funkcji szefa Komisji Europejskiej, ale odmówił. Nie chciał porzucać swego mniejszościowego gabinetu. Mniej zahamowań miał jego rodak, premier Jose Barroso, który w 2004 r. opuścił rząd i kraj aby objąć stery KE.
Portugalska dziennikarka Paula Sa, która latami śledziła karierę Guterresa, potwierdziła, że nowy sekretarz generalny ONZ nie jest typem rasowego polityka. – Wiedzieliśmy niemal wszystko o jego działaniach jako socjalisty, mało zaś o jego pasji pomagania innym. Robił to dyskretnie, „po godzinach”, włączając się w przeróżne akcje pomocowe, np. dawał bezpłatne korepetycje z matematyki w ubogich dzielnicach Lizbony. Nie obnosił się z tym jednak. Przypuszczam, że wielu na jego miejscu wykorzystałoby sytuację, aby zwrócić uwagę dziennikarzy i w blasku fleszy poprawić swój wizerunek – powiedziała tygodnikowi „Idziemy” redaktor lizbońskiego dziennika „Diario de Noticias”.