Ówczesny ambasador RP w Mińsku Leszek Szerepka w wywiadzie radiowym stwierdził: – Słyszę dość często od polskich duchownych, że na Białorusi pracuje się trudniej niż w Afryce. Tu są pod pełną kontrolą władz.
Apel biskupów
Wobec zagrożenia dla dalszego funkcjonowania Kościoła katoliccy biskupi napisali apel do prezydenta Aleksandra Łukaszenki. Przypomnieli w nim, że od kwietnia 2006 r. pełnomocnik ds. religii i narodowości kieruje do ministerstwa obrony wniosek o odroczenie służby wojskowej dla kapłanów i studentów wyższych szkół religijnych. I tak, w sierpniu 2017 r. został przekazany wniosek w sprawie odroczenia służby wojskowej na 2018 r. Mimo to w maju 2018 r. seminarzyści i księża w wieku poborowym zaczęli otrzymywać wezwania.
Jak stwierdzili hierarchowie w specjalnie wydanym komunikacie, „w związku z tym, jak również ze względu na wciąż niewystarczającą liczbę miejscowych kapłanów do posługi w parafiach na Białorusi, a także biorąc pod uwagę fakt, że w przypadku powołania studentów do wojska wyższe seminaria duchowne nie będą mogły funkcjonować, Konferencja Biskupów Katolickich na Białorusi zwróciła się do Aleksandra Łukaszenki, by rozważył kwestię odroczenie służby wojskowej dla kleryków i księży w wieku poborowym”.
I zapewne apel ten został uwzględniony. Księża będą mogli dalej pracować, seminarzyści – kontynuować naukę. Jednak o ile problemy Kościoła katolickiego są w jakiejś mierze zrozumiałe, o tyle prawosławnego – o wiele mniej.
– Aleksandr Łukaszenka pozostaje w nie najlepszych stosunkach z metropolitą Pawłem, kierującym Egzarchatem od czterech lat – mówi Walery Karbalewicz. – Na przykład prezydent zawsze pojawiał się na Mszy wielkanocnej odprawianej przez egzarchę w głównym soborze Mińska. Tym razem poszedł do innego soboru. Wezwanie prawosławnych kleryków do wojska jest więc rodzajem nacisku na kierownictwo białoruskiej Cerkwi – podkreśla.
Sam Łukaszenka powiedział kiedyś: „Jestem ateistą. Ale prawosławnym ateistą!”. Cerkiew określił mianem „najlepszego ideologa” Białorusi. Ale też zachowuje ostrożność wobec hierarchii Kościoła prawosławnego, bo Patriarchat Moskiewski ma ścisłe związki z Kremlem i prezydentem Rosji Władimirem Putinem, a współpraca Łukaszenki z Putinem układa się nie najlepiej.
Tymczasem metropolita Paweł („w cywilu” – Gieorgij Wasiliewicz Ponomariow) nie pochodzi z Białorusi i do niedawna chyba w ogóle jej nie znał. Urodził się w kazachskiej Karagandzie, a od czasów ZSRR jako duchowny wielokrotnie wyjeżdżał za granicę. W 1981 r. mianowano go członkiem, a potem zastępcą szefa misji Cerkwi w Jerozolimie, w 1999 r. został biskupem Wiednia i Austrii, a do Mińska w 2013 r. przyjechał z rosyjskiego Riazania. Z pewnością nie jest „człowiekiem Łukaszenki”, lecz raczej patriarchy Moskwy i całej Rusi Cyryla.
Wszystko pod kontrolą
Niezależnie od tego, jakie białoruski prezydent ma stosunki z Rosją i Zachodem – a usiłuje lawirować między jednymi i drugimi – stara się kontrolować całość państwa i społeczeństwa. Jeśli w parlamencie pojawiły się dwie opozycjonistki, to wyłącznie za jego zgodą; nadzieje na liberalizację skończyły się po ostatnich wyborach samorządowych, gdzie w lokalnych radach pojawiło się zaledwie kilku przeciwników władz, na kilkadziesiąt tysięcy nowo wybranych radnych.
W tym kontekście Kościoły pozostają strukturami szczególnie niepokojącymi Łukaszenkę. Katolicy mają swego zwierzchnika w Watykanie, a prawosławni – w Moskwie. I jeszcze spora grupa katolickich księży pochodzi z Polski, od czasu do czasu kreowanej przez państwowe media na „wroga numer jeden”. To powoduje, że hierarchia, tak katolicka, jak i prawosławna, musi funkcjonować w bardzo trudnych warunkach. I to w kraju, gdzie trzeba odbudowywać i budować nie tylko kościoły i cerkwie, ale też przezwyciężyć efekty wieloletniej ateizacji społeczeństwa.
Ostatnie działania władz wymierzone w kleryków katolickich i prawosławnych musiały być podjęte jeśli nie z inicjatywy, to przynajmniej za zgodą Aleksandra Łukaszenki. Ich cel jest prosty: zapewnić, żeby Cerkiew i Kościół rzymskokatolicki były posłuszne wobec władz i jeśli nie chwaliły ich otwarcie, to przynajmniej w ogóle nie wypowiadały się na jakiekolwiek tematy polityczne.