26 kwietnia
piątek
Marzeny, Klaudiusza, Marii
Dziś Jutro Pojutrze
     
°/° °/° °/°

Idee mają konsekwencje

Ocena: 0
2511

Wybitny filozof Eric Voegelin (1901-1985) w książce „Od oświecenia do rewolucji” wyszedł od następujących, fundamentalnie ważnych konstatacji: oświecenie radykalnie odrzuciło chrześcijańską transcendencję i Boga jako źródło oraz cel istnienia. Oświecenie zwróciło się ku wyjaśnieniu wewnętrznej struktury człowieka przez analizę jego własnego jestestwa – działanie fizycznej wrażliwości lub mechanizmu przyjemności-bólu. Voegelin pisał: „Odwróceniu kierunku towarzyszy wypaczenie idei ładu: nieporządek namiętności zostaje zaakceptowany jako normalny ład ludzkiej duszy”. Oświeceniowe proklamowanie autonomii rozumu kończy się poddaniem rozumu w niewolę namiętności. Wewnętrzny ład osoby ludzkiej nie może być przywrócony, chyba że funkcję odnowiciela tego ładu przejmie ekspert występujący w roli prawodawcy. Fundament nowego nibyładu, którym jest mieszanka utylitaryzmu i polegania na zmysłach, nie ma sensu. Ale to nie przeszkodziło jego trwałości, ponieważ stał się on dogmatem świeckiej religii ze zbawieniem bez Boga, osiągalnym dzięki właściwie pokierowanemu procesowi historycznemu. „Oświeceniowy utylitaryzm jest pierwszym z szeregu ruchów sekciarskich i totalitarnych. Kolejne to pozytywizm, komunizm i narodowy socjalizm” – pisał Voegelin.

 

Marsz przez instytucje

Po epoce oświecenia przyszedł czas na filozofie pozytywisty Augusta Comte’a (1798-1857) we Francji i idealisty Georga Hegla (1770-1831) w krajach niemieckich. Otworzyły one – pisał Étienne Gilson – drogę szczególnie pojmowanemu pragmatyzmowi. Myśl nowoczesna nie miała odtąd służyć zrozumieniu świata i człowieka, lecz ich zmianie, najlepiej zmianie ostatecznej, kończącej historię człowieka dotąd znanego. Były to filozofie historii, a właściwie końca historii. Nad pokonaniem owej rzekomo złej historii człowieka – przecież pełnej nędzy i cierpienia, nierówności społecznych oraz ludzkiego poczucia niezadomowienia w otaczającym go i wrogim mu świecie przyrody – rozpoczęli pracę np. tacy hegliści jak Feuerbach, Marks i Engels.

W roku 1871 zaczął się w Niemczech skierowany przeciw Kościołowi (i Polakom) Kulturkampf. Wprowadzane przez Ottona von Bismarcka reformy społeczne zostały określone jako tworzenie państwowego socjalizmu. W roku 1895 zdemoralizowany Albert Edward von Sachsen-Coburg und Gotha, później przez kilka lat brytyjski król Edward VII orzekł, że „wszyscy jesteśmy dziś socjalistami”. Agresywnie laicka III Republika Francuska zerwała konkordat z Watykanem, upaństwowiła majątek kościelny i w 1905 r. dokonała kasacji zakonów. Z końcem XIX w. w USA nastała tzw. era progresywna, która stała się kolebką amerykańskiej wersji lewicowej inżynierii społecznej.

Nowy niby-ład stał się
dogmatem świeckiej religii
ze zbawieniem
bez Boga.

Radykalni progresywiści wprowadzali w życie idee Instytutu Marksizmu założonego na Uniwersytecie Frankfurckim, czyli tzw. szkoły frankfurckiej, na długo, nim w 1933 r. jej przedstawiciele przybyli do Ameryki, wygnani z Niemiec przez hitleryzm. Nauczyciele z Frankfurtu przybyli do Ameryki po to, by zniszczyć zastaną kulturę i tym sposobem uczynić możliwym zwycięstwo rewolucji. Wyciągnęli wnioski z błędnego przekonania Marksa, że klasa robotnicza będzie zarzewiem rewolucji. Głoszony przez Gramsciego „marsz przez instytucje” miał przynieść komunistom hegemonię kulturalną w krajach Zachodu. Marksiści z Frankfurtu powtarzali bez końca, że społeczeństwa zachodnie są największymi w historii rezerwuarami rasizmu, seksizmu, szowinizmu, ksenofobii, homofobii, antysemityzmu, faszyzmu i nazimu, czyli narodowego socjalizmu. W 2002 r. tak pisał Patrick Buchanan: „Chociaż szkoła frankfurcka jest nieznana prawie żadnemu Amerykaninowi, jej idee były popularne na uczelniach kształcących przyszłych nauczycieli już w latach 40. i 50. XX w. I tak to w miejsce usuwanej ze szkół religii i modlitwy zaczęło się propagowanie kulturalnego pesymizmu”. Młodzi, żyjący w wolności i dostatku, zaczęli widzieć swe własne społeczeństwo i swój własny kraj jako zły, gnębicielski, niewart miłości i lojalności. I – dodawał Buchanan – „niewarte lojalności stawało się pokolenie rodziców, ich system wartości, ich wiara i ich instytucje”. Ale jak cokolwiek zbudować na gruzach niszczonej kultury?

 

Koniec historii?

Na różne sposoby, już Rousseau (1712-1778), a później Hegel i jego następcy, wreszcie XX-wieczni pragmatyści i niektórzy inni filozofowie zapraszają naszą cywilizację do zakończenia ludzkiej historii. Wszystko, co specyficznie ludzkie – nauczał Rousseau – w tym język, jest zdobyczą historyczną, wynikiem samostworzenia. Język nie jest zdolnością naturalną i nie daje nam żadnego wiarygodnego dostępu do jakiejkolwiek rzeczywistości poza tą, która jest wytworzona przez człowieka. Wszedłszy na drogę historycznego rozwoju – głosił – ludzie do pewnego stopnia opuścili stan zwierzęcy i stali się „nieuporządkowani”. Odejściu od natury towarzyszy wzrost samoświadomości. Człowiek, coraz mocniej umiejscowiony w czasie, coraz bardziej świadomy czasu, i przeto własnej śmiertelności, odczuwa niezadowolenie coraz większe. Nędza jego losu coraz bardziej mu doskwiera. Historia dowodzi wolności człowieka, ale z perspektywy natury jest błędem. Pragmatysta Richard Rorty (1931-2007) nauczał, że ludzie powinni uznawać za prawdziwe tylko to, co uznają za pomocne w spełnieniu ich pragnień. Obaj filozofowie byli za powrotem człowieka do stanu inteligentnego zwierzęcia.

Współcześni mieszkańcy Zachodu żyją coraz dłużej i coraz dłużej są zdrowi oraz w pełni sprawni. Dokładają też coraz więcej starań, by taki stan przedłużyć. Oddają się konsumpcji i chwilowym przyjemnościom. A jednak jednostka, zanurzona w swojej autonomii i niezdolna do życia we wspólnocie wiążącej pokolenia, nie radzi sobie z samoświadomością śmierci i nie bardzo potrafi znaleźć się na końcu historii. Odpowiedzią staje się tyleż nieuświadomiony, co ostateczny bunt.

Nowoczesna mniejszość opowiada się za nieograniczoną wolnością negowania ludzkiej natury – ogłasza, że wszystko, co dotyczy człowieka, jest sprawą ludzkiego lub społecznego wyboru. Bardzo nieliczni – i może szczególnie niebezpieczni dla naszej ludzkiej przyszłości – rozumieją, że samoświadomości śmierci nie da się „zagadać” i lokują nadzieję w postępie technologicznym, ponieważ to on pozwala ludziom coraz bardziej odseparować się od przyrody. I może – snują swoje rojenia – pozwoli osiągnąć nieśmiertelność ludzkiej świadomości.


Autor jest profesorem nauk technicznych, dr. hab. nauk matematycznych, publikował m.in. w „Arcanach” „Teologii Politycznej co Tydzień” i „Rzeczpospolitej”. W 2015 r. wydał zbiór miniesejów o amerykańskim konserwatyzmie na progu XXI w.

PODZIEL SIĘ:
OCEŃ:

DUCHOWY NIEZBĘDNIK - 26 kwietnia

Piątek, IV Tydzień wielkanocny
Ja jestem drogą i prawdą, i życiem.
Nikt nie przychodzi do Ojca inaczej jak tylko przeze Mnie.

+ Czytania liturgiczne (rok B, II): J 14, 1-6
+ Komentarz do czytań (Bractwo Słowa Bożego)
+ Nowenna do MB Królowej Polski 24 kwietnia - 2 maja

ZAPOWIADAMY, ZAPRASZAMY

Co? Gdzie? Kiedy?
chcesz dodać swoje wydarzenie - napisz
Blisko nas
chcesz dodać swoją informację - napisz



Blog - Ksiądz z Warszawskiego Blokowiska

Reklama

Miejsce na Twoją reklamę
W tym miejscu może wyświetlać się reklama Twoich usług i produktów. Zapraszamy do kontaktu.



Newsletter