Po wakacjach na ekrany kin wchodzi nowy repertuar filmowy.
fot. Warner Bros PolandNa przełomie sierpnia i września, po przerwie spowodowanej epidemią, pojawiają się premierowe wysokobudżetowe produkcje amerykańskie. „Tenet”, zrealizowany z wizualnym rozmachem, szpiegowski dreszczowiec z gatunku fantastyki, wszedł na ekrany 26 sierpnia, równocześnie na świecie i w Polsce. Film Christophera Nolana zrealizowany został na zasadzie kombinacji wątków z wszelkich możliwych utworów sensacyjnych, szpiegowskich i fantastycznych – od obrazów z Jamesem Bondem, sensacji z okresu zimnej wojny, po rozmaite produkcje klasy B. Nolan, autor znakomitej „Dunkierki”, wycisnął jednak na tym filmie piętno autorskie. Niektóre wątki utworu wydają się bardzo aktualne. Reżyser swobodnie prowadzi akcję w czasie, mnożąc kolejne niewiadome i często myląc tropy.
Czarnoskóry agent amerykański, funkcjonariusz CIA z niewiadomymi powiązaniami, zwany Protagonistą, zostaje wplątany w dziwną intrygę. Wpada na trop szajki, posiadającej klucz do tajemniczej broni, przesyłanej przez ludzi z przyszłości, którzy uniknęli katastrofy. Walka toczy się o uniknięcie zagłady ludzkości, a śledztwo prowadzi bohatera do rosyjskiego oligarchy, który po ucieczce z Rosji zajmuje się na Zachodzie handlem bronią i innymi nielegalnymi interesami. Przy złowrogim Andrieju Satorze, owym diabolicznym przestępcy, przeciwnicy Jamesa Bonda, w stylu Dr No czy Goldflingera, wydają się zabawnymi, subtelnymi barankami. Protagonista prowadzi z Satorem makabryczną grę w celu wydarcia z jego rąk tajemnicy kontroli nad światowymi zasobami broni jądrowej oraz zdobycia kodu dostępu do tajemniczej broni, mogącej przynieść ludzkości zagładę. Nic nie jest tu proste i oczywiste. Widzom nasuwają się pytania. Jakie wywiady biorą udział w tej grze? Kim jest Neil, wspólnik głównego bohatera? Jaką rolę odgrywa Kate, żona Satora?
Na końcu seansu jesteśmy podniesieni na duchu, jednak nurtuje nas poczucie, że nie dowiedzieliśmy się wszystkiego o niepewnych losach naszej planety. Czy grozi nam wojna jądrowa, czy coś w rodzaju zarazy? Film jest nieco za długi, w kilku momentach akcja niebezpiecznie zwalnia, a dialogi stają się napuszone i drętwe. Ratują go świetne role aktorskie, zwłaszcza drugoplanowe. Brytyjski aktor i reżyser Kenneth Branagh, często występujący w ekranizacjach sztuk Szekspira, błyszczy na ekranie w roli diabolicznego Satyra. Tylko odtwórca roli Protagonisty wydaje się nieco drętwy. Ale mamy takie czasy, że herosi w amerykańskich utworach sensacyjnych muszą być grani przez kolejne czarnoskóre gwiazdy, niezależnie czy mają one talent i charyzmę. U bohatera „Tenetu” charyzmy nie widzimy.
„Tenet”; USA, Wielka Brytania, Kanada; 2020; reżyseria i scenariusz: Christopher Kolan; aktorzy: John David Washington, Robert Pattison, Elizabeth Dębicki, Kenneth Branagh, Michael Caine i inni; dystrybucja: Warner Bros Poland