26 czerwca
środa
Jana, Pawla
Dziś Jutro Pojutrze
     
°/° °/° °/°

Zakochani w Panu Jezusie

Ocena: 0
412

Postawa adoracji przychodzi jako oczywista konsekwencja wiary, że Eucharystia jest to naprawdę Ciało i Krew Pana Jezusa. - mówi o. Jacek Salij OP w rozmowie z Ireną Świerdzewską

 

fot. xhz

Czym jest adoracja Najświętszego Sakramentu?

Zaczyna się ona od Mszy Świętej, a ta jest sakramentalnym uobecnieniem tego zwycięstwa nad grzechem i szatanem, które Pan Jezus odniósł przez swoją mękę i śmierć na krzyżu. Przez dar Eucharystii Zbawiciel różnorodnie zaprasza nas do udziału w tym swoim zwycięstwie. Także i w ten sposób, że również poza Mszą Świętą możemy adorować Go obecnego w Najświętszym Sakramencie.

Czy to jest adoracja? Kiedyś św. Jan Maria Vianney zapytał wieśniaka, który lubił często pojawiać się w jego kościele: „A o czym ty rozmawiasz z Panem Jezusem?”. Ten mu odpowiedział: „O niczym. Po prostu On patrzy na mnie, a ja na Niego”. Ten prosty człowiek, być może nawet analfabeta, odkrył samą istotę adoracji eucharystycznej – że przychodzę do Pana Jezusa poniekąd jak zakochany do Kochającego.

 

Ważne jest milczenie podczas adoracji?

Zakochani nie boją się milczenia, oni cieszą się wzajemną bliskością. Ale też nie boją się słów. Podczas adoracji można np. naśladować Marię i Martę. Maria siedziała u stóp Jezusa i przysłuchiwała się Jego mowie – dlatego adorując Najświętszy Sakrament, warto czasem mieć przed sobą otwartą Ewangelię. Nie bójmy się też podczas adoracji własnych słów – byleby to były nie tylko różne prośby, ale też słowa uwielbienia i dziękczynienia.

 

Kiedy chrześcijanie zaczęli adorować Najświętszy Sakrament?

Wiara w rzeczywistą obecność Chrystusa podczas sprawowania Eucharystii nie pojawiła w jakimś momencie. Przecież od samego początku Kościół wiedział: „Jeżeli nie będziecie spożywali Ciała Syna Człowieczego i nie będziecie pili Krwi Jego, nie będziecie mieli życia w sobie” (J 6,53). Natomiast postawa adoracji przychodzi jako oczywista konsekwencja wiary, że Eucharystia jest to naprawdę Ciało i Krew Pana Jezusa.

Przypomina mi się teraz poruszające porównanie Mszy Świętej do ofiary proroka Eliasza na górze Karmel, jakie w dialogu „O kapłaństwie” zapisał św. Jan Złotousty: Podczas sprawowania Eucharystii modlimy się już nie o to, żeby ogień spadł z nieba i pochłonął składane ofiary, ale żeby łaska Ducha Świętego rozpaliła serca wszystkich. „O cudzie Bożej względem człowieka miłości! Ten, który siedzi po prawicy Ojca, daje się obejmować przez wszystkich i przyjmować przez tych, którzy Go pragną!”.

Wprawdzie byłoby anachronizmem twierdzić, jakoby już żyjący w drugiej połowie IV wieku Jan Złotousty odprawiał adoracje eucharystyczne. Ale fakt faktem, że niezwykle trafnie umiał podkreślić, że na ołtarzu mamy godne najwyższej adoracji Ciało i Krew Pana Jezusa.

 

Co przyczyniło się do rozwoju kultu Najświętszego Sakramentu?

W XI w. sporo zamieszania spowodował w Kościele zachodnim Berengar z Tours, który proponował sprowadzenie daru Eucharystii tylko do wymiaru symbolu. Kościół wówczas zareagował niezwykle ostro. Kolejne synody potępiały to podejście jako heretyckie, toteż Berengar porzucił swoje doktryny. Ale ponieważ Pan Bóg lubi pisać prosto na krzywych liniach, dzięki jego herezji w Kościele dokonało się wspaniałe pogłębienie pobożności eucharystycznej. Wzrastała świadomość, że Najświętszy Sakrament, który od wieków był przechowywany dla chorych i umierających, to jest dar najszczególniejszej obecności Zbawiciela dla całej wspólnoty wierzących, toteż trzeba go umieszczać w szczególnie czcigodnym miejscu kościoła. W rezultacie w kościołach zaczęło pojawiać się tabernakulum. Powiedzmy w nawiasie, że łacina tym wyrazem określa namiot, a więc jest to termin biblijny nawiązujący do Namiotu Przymierza, najważniejszego miejsca obecności Boga wśród swojego ludu.

Kościół, w odpowiedzi na próbę zdegradowania daru Eucharystii do samego tylko symbolu, zaczął wtedy coraz wyraźniej rozpoznawać, że Msza Święta, Ofiara eucharystyczna, jest podstawowym i centralnym aktem naszej wiary na podobieństwo słońca. Podobnie jak słońce oświetla i ogrzewa wszystko wokół, tak również całe dawanie się nam Chrystusa jako Zbawiciela jest eucharystyczne.

To z tej intuicji bierze swój początek adoracja eucharystyczna, wystawienie Najświętszego Sakramentu oraz różne eucharystyczne nabożeństwa. Warto wiedzieć, że właśnie wtedy – w okolicach XII i XIII w. – zaczęła pojawiać się w kościołach monstrancja, naczynie liturgiczne dotąd nieznane, używane dla podkreślenia znaczenia takich nabożeństw. To nie przypadek, że monstrancja najczęściej ma kształt słońca.

Poniekąd uwieńczeniem tego trwającego dwa stulecia rozwoju pobożności eucharystycznej było ustanowienie w 1264 r. przez papieża Urbana IV święta Bożego Ciała.

 

Jak odczytać sens procesji Bożego Ciała?

Takie lub inne procesje były dobrze znane już w Kościele starożytnym. Podejmując tę formę kultu Bożego, wierzący uprzytamniali sobie, że wszyscy odbywamy swoją pielgrzymkę do życia wiecznego. W naszych czasach procesje jako szczególny sposób oddawania czci Bogu pozostały w Kościele raczej rzadkością. Toteż jeśli u nas w Polsce możemy jeszcze wyjść na ulice, żeby adorować Najświętszy Sakrament, to jest skarb, który naprawdę warto docenić. Okazuje się, że również w czasach zwyciężającego indywidualizmu wiarą można się cieszyć nawet na ulicach i nie tylko w pojedynkę.

 

Dlaczego jedne formy adoracji Najświętszego Sakramentu tracą na znaczeniu, a inne upowszechniają się?

To wielka mądrość Kościoła, że pilnuje tego, co najważniejsze – coniedzielnej Mszy Świętej. Na inne przejawy pobożności eucharystycznej reagujemy w Kościele najczęściej życzliwie. Jednak Kościół co najwyżej je zaleca, ale do nich nie zobowiązuje.

 

Jeżeli w świątyni nie ma wystawienia w monstrancji, to czy przed tabernakulum mogę tak samo przeżywać adorację Najświętszego Sakramentu?

Wielkie wrażenie zrobiła kiedyś na mnie siedemnastolatka, która podczas spotkania młodzieżowego powiedziała: „Kiedy klęczę przed Najświętszym Sakramentem, to jakbym się przy Panu Jezusie opalała”. Dobrze, że nie przyszło mi wtedy do głowy zapytać ją, którą z tych dwóch form adoracji preferuje – tę, kiedy Najświętszy Sakrament jest „tylko” w tabernakulum, czy kiedy jest wystawiony w monstrancji. Bo pewnie by ją to pytanie bardzo zdziwiło.

 

Jak prowadzić do spotkania z Jezusem ludzi starszych i chorych, którzy nie są w stanie dotrzeć na adorację do świątyni?

Problem jest szerszy, bo dotyczy nie tylko osób starszych i chorych. Nazwałbym go problemem zamkniętych kościołów. Wskutek powtarzających się wizyt złodziejskich albo i przypadków profanacji zaczęliśmy kościoły zamykać. Jednak rozwiązywanie problemów po linii najmniejszego oporu rzadko jest najlepszym wyjściem z kłopotliwych sytuacji. W tym przypadku zamknięcie kościoła chroni może przed złodziejami, ale zarazem odcina wiernych od niezwykle ważnego źródła żywej wiary. Jest to wielka krzywda wyrządzona nawet tym, którzy w ogóle nie mieli zwyczaju choćby tylko od czasu do czasu wpadać do pustego kościoła na krótką modlitwę. Wielu z tych ludzi miało w każdym razie świadomość, że coś takiego jest możliwe – i w końcu jednak czasem z tej możliwości korzystało.

Słusznie zwraca Pani uwagę na osoby starsze i chore, którym stan zdrowia zamyka dostęp do Eucharystii. W wielu parafiach przynosi się im Komunię Świętą przynajmniej raz w miesiącu, zazwyczaj w pierwsze piątki. W starożytnym Kościele chorym starano się zanosić Komunię po każdej niedzielnej Eucharystii. Dzisiaj, kiedy jest coraz więcej świeckich szafarzy Eucharystii, mamy realne szanse, żeby powrócić do tego starożytnego zwyczaju.

 

Żeby adorować Najświętszy Sakrament, trzeba dojrzeć do zakochania się w Jezusie?

Zapewne tak. Jednak tak jak pan Jourdain nie wiedział, że mówi prozą, podobnie można być zakochanym w Panu Jezusie, nie do końca zdając sobie sprawę z tego, że jest się zakochanym. Z życiem wiary jest podobnie jak z małżeństwami – są takie zaczynające się od wielkiego zakochania, które szybko okazuje się słomianym ogniem. Ale są też małżeństwa bardzo udane, którym wydaje się, że nawet początkowego zakochania nie zaznały.

Naprawdę nie chcę bagatelizować emocji zakochania w Panu Jezusie. Raczej dziękujmy Bogu, jeśli czujemy się w Nim zakochani. Jednak ostatecznie ważne jest to, co na temat miłości napisał apostoł Jan: „Jeśliby ktoś mówił: Miłuję Boga, a brata swego nienawidził, jest kłamcą, albowiem kto nie miłuje brata swego, którego widzi, nie może miłować Boga, którego nie widzi. Takie zaś mamy od Niego przykazanie, aby ten, kto miłuje Boga, miłował też i brata swego”.

PODZIEL SIĘ:
OCEŃ:

Dziennikarka tygodnika „Idziemy”, absolwentka ziołolecznictwa na SGGW i dziennikarstwa na UW, korespondentka Vatican News


irena.swierdzewska@idziemy.com.pl

DUCHOWY NIEZBĘDNIK - 25 czerwca

Wtorek, XII Tydzień zwykły
Dzień powszedni
Ja jestem światłością świata,
kto idzie za Mną, będzie miał światło życia.

+ Czytania liturgiczne (rok B, II): Mt 7, 6. 12-14
+ Komentarz do czytań (Bractwo Słowa Bożego)



Blog - Ksiądz z Warszawskiego Blokowiska

Reklama

Miejsce na Twoją reklamę
W tym miejscu może wyświetlać się reklama Twoich usług i produktów. Zapraszamy do kontaktu.



Newsletter