Podczas watykańskiego szczytu o ochronie nieletnich i wokół niego, nie zabrakło głosów mądrych kobiet. Coś się rzeczywiście zmienia.
fot. Pixabay, CC0Nie podziękowałam s. Małgorzacie Borkowskiej, benedyktynce, za jej dwie niezwykłe książeczki – zdrobnienie oddaje ich objętość, treść kazałaby mówić wręcz o księgach – wydane, jedna po drugiej, w ubiegłym roku: „Oślica Balaama. Apel do duchowych panów” oraz „Ryk oślicy”. Wydane przez Wydawnictwo Benedyktynów Tynieckich, co bardzo im się chwali i niejako zadaje kłam snującej się tu i ówdzie tezie, ze żaden ksiądz tych książeczek wspierać nie będzie. Są one bowiem lekko, choć całkiem serio napisanym wykładem wybitnej intelektualistki – mniszki, pisarki i konsultantki wielu gremiów katolickich – na temat, m.in. oczywiście, stosunku różnych rozlicznych duchownych do sióstr zakonnych, ich wiedzy i możliwości intelektualnych, ich znajomości liturgii i modlitwy, a nawet samej istoty kontemplacji i życia zakonnego. Siostra Borkowska spokojnie, chwilami z uśmiechem, może nawet pobłażliwym, ale stanowczo i merytorycznie objaśnia swoją niezgodę na taki stan rzeczy.
Pisze, że czekała z tym tematem wiele, wiele lat. Przemyśliwała, gromadziła przykłady, modliła się w tej sprawie. Ja z kolei przez wiele lat nosiłam w pamięci obraz, jakiego niechcący byłą świadkiem podczas działań charytatywnych podejmowanych w stanie wojennym. W małej recepcji księżowskiego domu – gdzie zresztą toczy się wiele spraw – siedzi na dyżurze niemłoda już zakonnica, skądinąd utytułowana naukowo i bywała w tzw. świecie. Z hukiem otwierają się drzwi i wpada młody księżyk, raczej bez większego – jak choćby z młodego wyglądu można sądzić – doświadczenia czy stanowiska, choć z tym przecież nigdy nie wiadomo. Wpada i żąda, pokazuje, „kim to on jest”, rzuca na blat płaszcz, jakby z oczekiwaniem, że siostra podniesie. A siostra pokornie i nawet potulnie odnosi się do jego postulatów i nic nie mówiąc podejmuje – z klasą – kolejne zadania. Można, oczywiście, skwitować moją historyjkę kwestią, że był to prostu brak kindersztuby, ale to nic nie rozwiązuje.
Moja satysfakcja z lektury książek s. Borkowskiej nie sprowadza się też do prostej pociechy: oto wreszcie ktoś się odważył i wyłożył kawał trudnej prawdy. Chodzi raczej o nadzieję, jaką budzi postawa tej – dla mnie niezwykłej – autorki. Że można i że trzeba. I że nie pozostaje to bez echa.
Na konferencji dla wyższych przełożonych zakonnych, kilka miesięcy temu, kiedy media już szalały prześcigając się w doniesieniach o nadużyciach seksualnych, s. Borkowska podkreślała, że wymiar kontemplacyjny życia dotyczy zarówno modlitwy, jak i działania. „Ci, którzy narobili w Kościele tyle szkód nadużyciami seksualnymi, czyż nie istnieli tylko w swoim świecie i nie przestali traktować Boga poważnie? Nasz wybór Bożej perspektywy powinien być wciąż na nowo ponawiany, w przeciwnym razie dochodzić będzie do tak drastycznych wydarzeń” – ostrzegała.
Teraz, podczas watykańskiego szczytu o ochronie nieletnich i wokół niego, także nie zabrakło głosów mądrych kobiet. Coś się rzeczywiście zmienia.