Dotychczas istniało i istnieje skojarzenie: katolik – Polak. Ale Bóg stopniowo pozwala nam odkrywać nową twarz Kościoła w Kazachstanie – azjatycką. - mówi bp. José Luís Mumbiela Sierra, ordynariusz Ałmatów, przewodniczący Konferencji Episkopatu Kazachstanu, w rozmowie z Barbarą Stefańską
Co tak naprawdę wydarzyło się w Kazachstanie w styczniu tego roku, kiedy w zamieszkach zginęło ponad dwieście osób?
Te wydarzenia były walką o władzę w kraju, ale nieuchronnie z uwzględnieniem interesów zagranicznych. Była to wyraźna próba destabilizacji obecnego rządu w celu zdobycia władzy. Nie mówi się oficjalnie, kto wspierał te brutalne działania. Ale wydaje się jasne prawie dla wszystkich, że wszystko – łącznie z początkowymi protestami w sprawie podwyżki cen gazu – było dobrze zaplanowane dla osiągnięcia celu politycznego z użyciem siły. A wszystko to było niemożliwe bez – przynajmniej – wiedzy państwowych służb bezpieczeństwa.
Możemy powiedzieć, że dziś wracamy do normalności. Brakuje tylko, by zakończyła się pandemia, a wtedy będzie dużo lepiej! Prezydent wyznacza drogę odnowy politycznej, która wskazuje na zasadniczą zmianę w sposobie rządzenia. Widoczne jest dążenie rządu do większej demokratyzacji kraju i troska o pomoc w zaspokajaniu rzeczywistych potrzeb ludności. Prezydent zdobywa zaufanie wielu osób, które wcześniej widziały w nim jedynie „podwładnego” byłego prezydenta. Mamy nadzieję, że ta nowa droga będzie prawdziwą służbą, aby utrzymać to, co było dobre, i naprawić błędy.
Katolicy w Kazachstanie stanowią ok. 1 proc. ludności. Jaka jest sytuacja Kościoła katolickiego w tym kraju?
To bardzo optymistyczne statystyki. W praktyce o wiele mniej osób uczestniczy w Mszach świętych. Katolicy znajdują się przede wszystkim na północy kraju, w diecezjach Astana i Karaganda, gdzie żyją potomkowie deportowanych tam Polaków czy Niemców. Abp Tomasz Peta mówił, że ok. 15 lat temu w jednym z regionów jego diecezji było ponad 20 proc. ludności pochodzenia polskiego.
Na północy kraju nawet w okresie sowieckim cały czas istniał jakiś rodzaj opieki duszpasterskiej, która obecnie jest kontynuowana. Na południu – mówię o obecnej diecezji Ałmaty i administraturze apostolskiej Atyrau – jest inaczej.
Diecezja Ałmaty ma powierzchnię dwukrotnie większą od Polski, a tylko 11 parafii…
Na południu kraju w dalszym ciągu nie znamy wielu wiernych. W naszej diecezji próbujemy poznać wszystkich katolików, potomków osób deportowanych do Kazachstanu, rozproszonych na ogromnym terenie.
To jest pierwszy nasz cel: dotarcie do wszystkich katolików i osób wywodzących się z rodzin katolickich, aby objąć ich opieką duszpasterską. Drugim krokiem jest ewangelizacja nowych osób.
Jak ludzie przyjmują Ewangelię?
Dla mieszkańców Kazachstanu prostota Ewangelii jest czymś nowym, nie trzeba używać wyszukanych literacko słów. „Bóg cię kocha”, „Miłujcie się wzajemnie” – to wystarczy. Dotychczas istniało i istnieje skojarzenie: katolik – Polak. Ale Bóg stopniowo pozwala nam odkrywać nową twarz Kościoła w Kazachstanie – azjatycką. Kolejne osoby przygotowują się do chrztu.
Tutaj praca nie polega na utrzymaniu status quo, ale na otwieraniu nowych pól. Pracy jest dużo, efektów często nie widać, jednak kapłani, siostry i zaangażowani świeccy są bardzo oddani swojej misji i mają zapał. Na przykład ks. Szymon Grzywiński, kapłan z Polski (diecezja włocławska) wykonuje bardzo owocną pracę w diecezji Ałmaty.
Ilu kapłanów jest w Kazachstanie?
Dzięki Bogu obecnie jest lepiej, w porównaniu z poprzednią epoką. W całym kraju jest nas ponad 100 księży i około 150 sióstr zakonnych. Dlatego – mimo że niektórzy wierni mieszkają na odległych terenach – myślę, że osoby chore, starsze, mają możliwość wezwania kapłana. Czy wzywają, to inny problem. Czasami przychodzi wiadomość: umarł katolik, o którym nie mieliśmy pojęcia. Brakuje nam kapłanów, aby dotrzeć do większej liczby miejsc.
Są już lokalne powołania. Obecnie w seminarium duchownym w Kazachstanie jest 8 kleryków, w tym 4 z Kazachstanu. Ale w diecezji Ałmaty wszyscy pochodzimy z zagranicy.
A dlaczego katolicy czasami nie ujawniają się i wychodzi to dopiero przy śmierci?
Nie wiemy dlaczego, ponieważ ich nie znamy.
A tak na poważnie, w okresie komunizmu nie było możliwości wypełniania praktyk religijnych, więc obecnie ludzie nie czują potrzeby chodzenia co niedzielę do kościoła. Są natomiast momenty szczególne – pogrzeb czy ślub – które dotykają serc. Ważne jest, by kapłan potrafił wykorzystać ten moment, gdy gromadzą się ludzie, wykorzystać spotkania. I poprzez jedną osobę, np. babcię, można dotrzeć do kolejnych – jej dzieci, sióstr… I tak poznawać jednego po drugim.