Dobrze, jeśli kampania wyborcza ma przedmiot, jeśli naprawdę społeczeństwo może w jej trakcie przygotować się do dokonania konkretnych politycznych rozstrzygnięć. Taką sprawą osiową, choć nie zawsze dostatecznie przebijającą się w medialnym zgiełku, była w tych wyborach sprawa waluty narodowej. Kilka dni przed wyborami miałem na ten temat, w Polsat News, najbardziej może merytoryczną dyskusję medialną z Adamem Szejnfeldem i Ryszardem Kaliszem. Tym razem rozmowa nie sprowadziła się do komentarzy dotyczących ekstrawaganckich wypowiedzi czy personalnych konfliktów. Po krótkiej wymianie zdań dla widzów stało się jasne nie tylko to, co nas różni, ale o czym wszyscy, jako wyborcy, będziemy wkrótce decydować. Oni – rządowe i pozarządowe środowiska liberalne i lewicowe – chcą likwidacji złotego, my chcemy własną walutę zachować, bo widzimy w niej instrument polskiej konkurencyjności potrzebny tym bardziej, że działamy na otwartym wspólnym rynku. I jest to dla nas instrument ochrony poziomu życia polskich rodzin, ponieważ wprowadzenie euro wszędzie powodowało wzrost cen i kosztów utrzymania.
Polska wyraźnie w tych wyborach potwierdziła swą katolicką tożsamość – głosując na prawicę przeciwstawiającą się rządowej polityce antywychowawczej, ale przede wszystkim odrzucając działalność posła Palikota. Polacy powiedzieli stanowcze DOŚĆ antykatolickiej nienawiści i pogardzie. Miejmy nadzieję, że raz jeszcze powiemy to za rok.
Dla mnie osobiście były to chyba najbardziej satysfakcjonujące wybory w ciągu ostatnich 25 lat. Prawica Rzeczypospolitej walczyła o program Polski wiernej cywilizacji chrześcijańskiej, animującej współpracę Europy Środkowej, domagającej się od naszych partnerów w Europie rzeczywistej solidarności, a więc szacunku i wsparcia dla naszej racji stanu. Ale podejmując kampanię ze skromnymi środkami, bez uprzywilejowanych miejsc na liście naszych sprzymierzeńców z Prawa i Sprawiedliwości, walczyliśmy również o przywrócenie Polakom wiary w siłę i wartość głosu każdego z nas, w znaczenie – społeczne znaczenie! – indywidualnego zaangażowania i indywidualnego sumienia. Chcieliśmy przekonać jak najwięcej osób, szczególnie młodych, że jeśli trzeba, to warto iść pod prąd. W imię wierności, nie dla próżnej kontestacji. Bóg nam pobłogosławił, a wyborcy wyrazili swą solidarność.
Wybory są drogą, nie celem. To początek, a nie koniec polityki. W polityce nie chodzi o popularyzację zasad, ale o budowanie dla nich instytucji. A to bynajmniej nie jest sprawą tylko polityków. Polityka, w zależności od jej treści, potrzebuje poparcia lub sprzeciwu, zależnie od jakości – poparcia lub nacisku. Skutecznie możemy to robić tylko wspólnie.
Marek Jurek |
Od redakcji: Cieszymy się, że nasz Autor został wybrany do Parlamentu Europejskiego wspaniałą liczbą 66 505 głosów. Gratulujemy!