W tym czasie światła, słowa, znaki i celebracje prowadzą nas do bliskości Boga. Do Boga, który chce być blisko. Bo kocha.
Najpierw przypomnijmy sobie prawdy ogólne, ale potrzebne. Powtórzmy je, aby dotarły do serca. Bóg kocha mnie, ciebie, każdego człowieka. Jest Doskonałym Duchem obecnym wszędzie, w niebie, na ziemi, w każdym miejscu. O dziwo, chce z być z człowiekiem także fizycznie. Lubi się wcielać, spotykać, prowadzić z nami dialog. Przychodzi w sakramentach, w postaciach eucharystycznych, w swoich ubogich, we wschodach słońca. Jego przychodzenie do człowieka i dla człowieka tworzy historię zbawienia.
Ostatnim etapem tej historii Bożych przejść, historii zbawienia – po Starym i Nowym Testamencie – jest „czas Kościoła”. Trwa od zesłania Ducha Świętego w dniu Pięćdziesiątnicy do ostatecznego przyjścia Pana. Święty Leon Wielki powiedział w V w.: „Wszystko, co było uchwytne w Chrystusie, przeszło w sakramenty Kościoła”. Przecież Jezus obiecał, wstępując do nieba: „A oto Ja jestem z wami przez wszystkie dni, aż do skończenia świata” (Mt 28,20). Chrystus dalej rodzi się, naucza, sprawia cuda, umiera i zmartwychwstaje. Nie w Palestynie, ale w całym swoim Kościele. W sakramentach i w każdym wierzącym. Chrystus jest, działa i kocha nas, Kościół, we wszystkich naszych czynnościach, ale szczytem tego jest liturgia. Mówimy o liturgii: wspominanie uobecniające. Wspominamy mękę i śmierć Chrystusa podczas Eucharystii – i to naprawdę się wtedy dzieje. Wspominamy narodzenie Pana Jezusa – i On naprawdę się wtedy rodzi w Kościele. Dlaczego? Bo tak chce. Bo kocha.
Porządek w tym przechodzeniu Pana przez ludzkie życie wprowadza rok liturgiczny. Wyznacza go cykl stworzonej przez Boga przyrody. Rok w rok powtarzamy te same obrzędy, powolnie zbliżając się do Boga, do liturgii wiekuistej. Rok liturgiczny przypomina, ale także sam Chrystus się temu poddaje i chce, aby przez cały rok czynić to, co czynił dwa tysiące lat temu. Tylko teraz z nami. Tu i teraz. A naszą zasługą jest wiara: przyjęcie, że On przychodzi. Szczególnym czasem pielęgnacji wiary jest Adwent.
POTRÓJNE CZEKANIE
Adwent to radosne, pobożne i miłe oczekiwanie – słyszymy co roku. Na kogo? Na Zbawiciela, który był, który jest i który przychodzi. Greccy chrześcijanie mówili:
ho Erchomenos – Przychodzący. Ale przede wszystkim jest to oczekiwanie na kogoś, kogo się z wzajemnością kocha. Jest to oczekiwanie potrójne. Bo Jezus przyszedł w ukryciu, przyjdzie w chwale, ale przychodzi także dziś. Czekamy więc na Jezusa Maleńkiego i Bliskiego, na Jezusa Potężnego i Ostatecznego, ale przede wszystkim na Jezusa Przychodzącego Tu i Teraz: ukrytego w Słowie, w sakramentach, w Kościele, w wydarzeniach codziennego życia i w znakach przyrody. Najważniejsze jest to trzecie przyjście; najmilsze – to pierwsze. Ostateczne przyjście Pana Jezusa jest już tylko ostateczną konsekwencją. Dla tych, którzy zaufali Panu, będzie dniem wielkiego szczęścia Dla tych, którzy Boga odrzucili, będzie to dzień straszny i smutny. Warto jednak wyraźnie akcentować w myślach o Sądzie Ostatecznym: przyjdzie Jezus, Ten, który nas do szaleństwa kocha. Dlatego prosimy w każdym Ojcze nasz: „Przyjdź królestwo Twoje”. Błędem jest obawianie się ukochanego Boga.
Okres Adwentu dzieli się na dwie części tematyczne. Do 16 grudnia oczekujemy na kochanego Jezusa w czasach ostatecznych. Od 17 grudnia przygotowujemy się na Jezusa malusieńkiego, czyli na Narodzenie Pańskie. Chodzi o to, żebyśmy nie rozminęli się z przychodzącym Zbawcą. Przestrogę stanowią dla nas ci synowie Izraela, którzy nie rozpoznali Jego przyjścia. Trochę jak żona tęskniąca za mężem – a niewpuszczająca go do domu, kiedy ten wraca. Chcemy uniknąć ich błędu. Prostujemy drogi, równamy ścieżki. Postaciami poprawnie przeprowadzającymi nas przez Adwent są prorok Izajasz, Jan Chrzciciel i Maryja Niepokalana.