Dwadzieścia lat był uzależniony od heroiny. W Medjugoriu został cudownie uzdrowiony. Zamieszkał tu, pomaga w kościele, pielgrzymom głosi swoje świadectwo.
Dwadzieścia lat był uzależniony od heroiny. W Medjugoriu został cudownie uzdrowiony. Zamieszkał tu, pomaga w kościele, pielgrzymom głosi swoje świadectwo.
W sanktuarium w Medjugoriu wszyscy dobrze znają Wiesława Jindraczka. Franciszkanie doceniają jego pracę jako zakrystianina. Głosi też grupom pielgrzymów świadectwo swojego nawrócenia. Przez osiem miesięcy w roku przebywa w Medjugoriu, a kiedy maleje ruch pielgrzymkowy – od stycznia do marca – w Polsce. Spotyka się wtedy z młodzieżą w szkołach i w kościołach podczas rekolekcji. Kilkuset nastolatków w zupełnej ciszy, z zapartym tchem słucha wtedy niezwykłej historii przemiany życia.
– Jestem najszczęśliwszym człowiekiem na świecie – mówi teraz o sobie. W Medjugoriu narodził się na nowo. Dziękuje Panu Bogu za powrót do wiary. Mimo 20 lat narkotykowego uzależnienia nie stracił życia, jak większość jego kolegów. Z uszkodzoną wątrobą, ma poczucie życia na kredyt Bożego Miłosierdzia. We wrześniu ubiegłego roku w sanktuarium w Medjugoriu zawarł związek małżeński – to kolejny prezent od Pana Boga.
WYPROWADZKA ALBO COENACOLO
– Moja mama i nieżyjąca już babcia wymodliły mi przemianę. To były lata ich modlitw i cierpień – opowiada Wiesław.
Do Medjugorja przyjechał w kwietniu 2000 r., nie z własnej woli. Jesienią 1999 r., w Kołobrzegu, gdzie mieszkał z mamą, wracając do mieszkania, spotkał na ulicy księdza. – Do dziś nie wiem, dlaczego do niego podszedłem. Od 25 lat nie chodziłem przecież do kościoła, nie modliłem się. Uważałem, że Bóg nie istnieje – opowiada. Ów ksiądz, Wacław Grądalski, proboszcz miejscowej parafii, pracował z narkomanami. Zaprosił Wieśka do kancelarii, opowiedział o wspólnocie Coenacolo prowadzącej skuteczną terapię narkomanów. Zaproponował wyjazd do Medjugoria. – Nie byłem zainteresowany, dopiero kiedy mama postawiła warunek: wyjazd do Coenacolo albo wyprowadzka z domu, uległem – wspomina Wiesław.
Pobyt we wspólnocie rozpoczął się od okresu próbnego. Surowy regulamin bez telewizji, internetu, muzyki, ze skupieniem się na pracy i modlitwie, okazał się dla niego nie do przejścia. Zrezygnował, opuścił dom Coenacolo i szukał transportu do Polski. Bez skutku, nikt nie chciał zabrać do autokaru narkomana. Znalazł się na ulicy, w narkotykowym głodzie. Za ostatnie pieniądze kupił alkohol. Pił bez opamiętania, aż po stan z depresją i myślami samobójczymi. Czekając na obiecany przez jednego z przewoźników transport do Polski, spotkał pod kościołem franciszkanina, z którym przyjechał do Medjugoria, o. Mirosława Kopczewskiego. Ten polecił udać się do miejscowego franciszkanina o. Slavka Barbaricia, pracującego z ludźmi uzależnionymi od narkotyków, alkoholu, pogubionymi w życiu. W zamian za pracę otrzymał tymczasowe mieszkanie i wyżywienie. Ojciec Barbaric mówił do swoich podopiecznych: „Pamiętajcie, że jesteście bardzo chorzy, a Pan Bóg jest najlepszym Lekarzem. Dlatego musicie modlić się więcej niż zwykli ludzie”.
Cudu przemiany doznał w kościele, gdzie udali się całą grupą na ponad dwugodzinną modlitwę. – Początkowo nudziłem się, Msza Święta była dla mnie tylko widowiskiem. Mimo to pozostałem z innymi na adoracji Najświętszego Sakramentu. Nie potrafiłem jednak modlić się, myślałem tylko o swoim nałogu, który był jak bariera oddzielająca mnie od świata – wspomina Wiesław Jindraczek. Przyszedł jednak moment, kiedy ten mur się rozpadł. – Moją duszę ogarnęła ciemność, poczułem czarną, bezgraniczną rozpacz i paniczny strach. Zgasły we mnie wszelkie uczucia, ostatnia iskierka nadziei. Zrozumiałem, że jeśli czegoś natychmiast nie uczynię, to nie dotrwam do końca adoracji, i stanie się ze mną coś złego. To, co przeżywałem, było nie do wytrzymania. W pewnym momencie opadłem całkowicie z sił i w akcie desperacji zwróciłem się o pomoc do Boga: „Jeżeli istniejesz to albo mnie stąd zabierz, albo zmień moje życie” – opowiada. W tym momencie zniknęły ciemność, rozpacz, strach, ból. Doznał błogiego spokoju, jakiego nie potrafił dać żaden narkotyk.
Pełnia szczęścia przyszła po przystąpieniu do sakramentu spowiedzi. – Wtedy też pierwszy raz w życiu poczułem się naprawdę wolny. Taką wolność może dać człowiekowi tylko Bóg. Nikt nie może mi jej już zabrać, ona jest w moim sercu. Fakt, że jestem trzeźwy i nie biorę narkotyków, zawdzięczam Jezusowi – podkreśla Wiesław.