Kiedy przydarzy im się kłótnia, starają się nie trwać długo w napięciu. – Wychodzimy z założenia, że nasza relacja jest ważniejsza niż jakiś głupi problem – śmieje się Ula. – Stosujemy też biblijną zasadę, żeby wszystkie spory rozwiązywać „przed zachodem słońca”, bo następnego dnia może być jeszcze trudniej podać rękę na zgodę.
Wiara na co dzień
Gdy wyjeżdżają na rekolekcje, głoszeniem Słowa zajmuje się głównie Michał, a Ula w tym czasie wspiera go duchowo i spędza czas z dziećmi. Dziewczynki od paru lat uczą się w trybie edukacji domowej. – Już przed ślubem miałam pragnienie, żeby nie zajmować się karierą i rozwojem zawodowym, tylko dbać o dom. Dzieciom to bardzo wiele daje. Wcześniej przez cztery lata studiowałam pedagogikę, więc teraz korzystam z tej wiedzy – mówi Ula. Gdy zastanawiała się, jak jeszcze może brać udział w rodzinnej misji, odkryła powołanie do pomocy kobietom po stracie dziecka. Ona sama doświadczyła utraty dwójki poczętych dzieci: Miriam i Franciszka. Teraz przygotowuje stronę internetową, poprzez którą chce wspierać kobiety w podobnej sytuacji (www.stracilamdziecko.pl).Choć życie rodziny Piekarów bywa nieprzewidywalne,
wszystkie czynności są dokładnie rozplanowane. Na pierwszym miejscu stoi modlitwa. Ula i Michał codziennie wstają o piątej rano, kiedy dzieci jeszcze śpią, i przez godzinę rozważają Słowo Boże. Przy śniadaniu czytają dzieciom fragment Biblii i rozmawiają o nim. Mają też wyznaczone pory modlitwy w środku dnia i wieczorem. Dwa razy w roku każde z nich może przeżyć swój „czas pustyni”, czyli trzydniowy wyjazd w ustronne miejsce, spędzony na modlitwie w ciszy.
Do ich zasad należy też comiesięczne oddawanie dziesięciny. Stałym zwyczajem jest, że za pieniądze z grudnia przygotowują paczki dla uboższych rodzin. – W Wielkim Poście dodatkowo zachęcamy dzieci do podejmowania dobrych uczynków. W tym roku córki wpadły na pomysł, że chciałyby ze swoich drobnych pieniążków przygotować ciepłe jedzenie i dawać je ubogim, mówiąc im o Jezusie. Wpisało się to w nasze pragnienie rekolekcji dla bezdomnych. I tak, dzięki Panu Bogu, udało nam się wspólnie urządzić Triduum Paschalne dla najuboższych – opowiadają.
Odkąd Michał zrezygnował z pracy, nie mają żadnych stałych dochodów. Utrzymują się z ofiar, które można wpłacać na ich konto w fundacji God’s Foundation, oraz ze sprzedaży książek i kart do dialogu. – Często ktoś daje nam to, czego akurat potrzebujemy, albo pojawiają się środki na to. Pan Bóg zaopatruje nasze potrzeby, chociaż to nie znaczy, że spełnia nasze zachcianki – zaznacza Ula. – Nie pamiętam, kiedy ostatnio byłam w jakiejś galerii handlowej, dla mnie to strata pieniędzy. Lubię ubierać siebie i dzieci elegancko, ale kupuję w ciucholandach albo outletach. Można tam znaleźć bardzo ładne tanie rzeczy, trzeba tylko troszkę wysiłku.
Oczywiście, oboje miewają też chwile obaw. Kiedy pojawia się jakaś pilna potrzeba, na którą brakuje pieniędzy, nie zawsze padają na kolana z ufnością, ale często w zwątpieniu. – Na szczęście zwykle jest tak, że kiedy na mnie przychodzi lęk, to Pan Bóg daje łaskę Ulci, żeby czuła się silniejsza. I odwrotnie: kiedy ona słabnie, wtedy ja mam w sobie większą wiarę – wyznaje Michał. Mimo trudności jest przekonany, że nie chciałby wrócić do stabilnego, spokojnego życia, które wiedli przedtem. – Służba Bogu to nieporównywalnie więcej niż spełnienie swoich zawodowych ambicji. To ogromna radość, pewność, że jesteśmy na właściwym miejscu, poczucie najgłębszego sensu, a przede wszystkim pójście za wolą Bożą dla naszego życia.
Więcej informacji na stronie www.powrotdodomu.org
Hanna Dębska |