Przed nami pierwsza – już 11 marca. W funkcjonowaniu handlu szykują się zmiany. Za dwa lata zakaz handlu obejmie wszystkie niedziele.
fot. ks. Henryk Zieliński/IdziemyOd marca pracownicy handlu pracować będą tylko w pierwszą i ostatnią niedzielę miesiąca. W przyszłym roku – tylko w jedną. Za dwa lata zakaz handlu w niedziele, z określonymi w ustawie wyjątkami, ma być już pełen. Zanim jednak w 2020 r. wszystkie niedziele staną się wolne, toczyć się będzie o nie walka na argumenty i szalbierstwa. Na to trzeba być przygotowanym.
Przeciwnicy masakrują ustawę z taką siłą, że aby nie zaogniać konfliktu, minister pracy Elżbieta Rafalska deklaruje: – Jeżeli zaistnieje potrzeba nowelizacji, nie zawahamy się, będziemy zmieniać ustawę o zakazie handlu.
Ustawa jest, bój trwa
W mediach i na forach internetowych trwa nagonka liberałów twierdzących, że ten zakaz to zamach na prawa wolnościowe Polaków. Używają przy tym argumentu, że przecież nie ma przymusu robienia zakupów w niedziele, kto nie chce kupować, nie musi.
Nie ma już w niedziele w supermarketach tłumów, jak niegdyś. Sęk w tym, że Polacy – zwłaszcza mniej zasobni – w niedziele chodzą do galerii handlowych całymi rodzinami. Jest to dla nich erzac drogiego w Polsce uczestnictwa w kulturze.
– Przez ostatnie 20 lat Polacy nabrali nowych nawyków konsumenckich związanych ze spędzaniem wolnego czasu w centrach handlowych, co niekoniecznie oznacza robienie zakupów. Wiele osób po prostu spędza tam czas. Wprowadzenie zakazu oznacza konieczność zmodyfikowania nawyków konsumenckich. Ludzie nie lubią zmian, i stąd może brać się opór – zauważa dr Joanna Szalacha-Jarmużek, socjolog i wykładowca Wyższej Szkoły Bankowej w Toruniu.
Jaką ofertę zagospodarowania wolnego czasu w niedziele
przedstawią gminy, domy kultury i parafie?
Socjolog prof. Janusz Czapiński twierdzi, że Polacy zaakceptują zakaz handlu w niedziele, bo będą mieli czas przygotowywać się na to przez dwa lata. A oglądacze witryn w galeriach handlowych wrócą przed telewizory, bo wcześniej oglądanie telewizji było ich ulubioną rozrywką.
Nowa sytuacja rodzi nowe wyzwania. Istnieje wręcz konieczność odpowiedzi na pytanie, jaką ofertę zagospodarowania wolnego czasu w niedziele mogą przedstawić „galernikom” gminy, domy kultury i parafie. Chodzi o uczestnictwo w kulturze i rekreacji, koncerty, spektakle, filmy czy festyny.
Będą zwalniać czy zatrudniać?
Związkowcy z „Solidarności”, którzy projekt tej ustawy przedłożyli Sejmowi jako inicjatywę obywatelską, przekonują, że nie należy się spodziewać redukcji zatrudnienia ani obniżek płac, ponieważ w handlu brakuje obecnie 150 tys. pracowników, których sklepy są gotowe wchłonąć natychmiast. – Pracownicy w ogóle nie zgłaszają takich obaw – zapewnia Alfred Bujara, szef handlowej „Solidarności”. Związkowcy tłumaczą to nie tylko niedoborem handlowej kadry, ale też dobrą koniunkturą gospodarczą oraz ogólną sytuacją na rynku pracy: łatwiejszym dostępem do zatrudnienia.
Z racjami „Solidarności” nie zgadza się wiele środowisk biznesowych. Zwolnienia pracowników przewiduje Andrzej Maria Faliński z Polskiej Organizacji Handlu i Dystrybucji. Uważa, że zamknięcie sklepów w niedziele oznacza zwolnienia nawet 100 tys. ludzi w branży handlowej. Trudno w to uwierzyć, bo raport Polskiej Rady Centrów Handlowych pokazuje, że w centrach handlowych – a głównie one mają być w niedziele zamknięte – jest zatrudnionych 400 tys. ludzi. Czy symulacje redukcji personelu o jedną czwartą to ekonomia, czy polityka?
Według Business Centre Club, zakaz handlu w niedzielę może bardzo negatywnie odbić się na polskiej gospodarce. Z prognoz firmy doradczej PwC i PRCH wynika, że ustawa może spowodować pięcioprocentowy spadek obrotów w handlu (co najmniej o 9,6 mld zł), redukcję zatrudnienia o 36 tys. osób oraz spadek dochodów budżetu państwa o 1,8 mld zł rocznie.
Ekonomista dr Cezary Mech uważa za nieporozumienie opinie, że wprowadzenie wolnych niedziel dla pracowników handlu wielkopowierzchniowego byłoby ciosem dla gospodarki. – Jeśli mamy określoną sumę przeznaczoną na konsumpcję, to nie wydawszy jej w niedzielę, wydamy ją w innych miejscach i w innym czasie – dowodzi. – Wielka szkoda, że dopiero po dwudziestu kilku latach Polski niepodległej dopracowujemy się standardów w takich kwestiach.
Dr Mech uważa też, że na sprawę kosztów powinniśmy patrzeć systemowo. – Społeczeństwo powinno mieć czas na odpoczynek, na rodzinę i na inwestycje w infrastrukturę społeczną – twierdzi.
Gra w odbijanego
Najpierw była bitwa o wolne od handlu święta. Ze strony tych samych co dziś liberalno-lewicowych i liberalno-prawicowych środowisk oraz reprezentujących je mediów padały wtedy te same argumenty. Organizowane przez NSZZ „Solidarność” akcje protestacyjne i strajki włoskie pracowników supermarketów polegały na skrupulatnym, stąd spowolnionym, wykonywaniu pracy i rozdawaniu klientom ulotek informujących, dlaczego pracownicy protestują.