Był ich świadkiem bierzmowania. Zastępował im ojców, którzy byli na froncie albo już nie żyli. Dla nich stworzył sierocińce, szpitale i – co może najważniejsze w uratowanym życiu – szkołę
fot. Monika Odrobińska/IdziemyW warszawskim Muzeum Wojska Polskiego do 30 lipca trwa wystawa „75-lecie powstania Szkoły Młodszych Ochotniczek. Od Karkin-Batasz do Foxley”, bo właśnie 20 maja 1942 r. w Jangi-Julu w Uzbekistanie dowódca Polskich Sił Zbrojnych gen. Władysław Anders wydał rozkaz utworzenia Szkoły Junaczek. Podobnie jak Junackie Szkoły Kadeckie dla chłopców powstałe w 1941 r., była to formacja nieznana ani w historii polskiego wojska, ani w polskiej edukacji. Wyrosły z nich Szkoły Młodszych Ochotniczek (SMO).
Gwizdki i palanty
W obozach przebywały dzieci wojskowych, ale i sieroty po żołnierzach czy dzieci wdów niezdolnych do transportu. Jedna z absolwentek SMO wspomina, że podobne były do kościotrupków w łachmanach – nierzadko pracujące lub kradnące, żeby przeżyć i utrzymać rodzinę. Szkoła nagle przywróciła im dzieciństwo. – Dla wielu sierot była i domem, i rodziną – mówi Alicja Całówna-Szkuta, przewodnicząca Towarzystwa Byłych Uczennic, Wychowanek i Przyjaciół SMO oraz współautorka wystawy.
Na początku SMO dla ośmiuset dziewcząt mieściła się w Karkim-Bataszu w Uzbekistanie. Nazwa ta oznacza Dolinę Śmierci – latem step zamieniał się bowiem w pustynię. Wśród towarów deficytowych, jak woda, znalazł się też papier. Lekcje odbywały się więc w formie pogadanek – bez podręczników, zeszytów i ołówków. Ale uwaga: uczennice miały do dyspozycji zabrany przez kogoś z domu egzemplarz „Pana Tadeusza”. Z czasem dostały 50 ołówków, 15 notesów, paczkę kredy, pięć gwizdków, dwie księgi-zeszyty, dwie piłki, jedną siatkę i piłkę do palanta. Podręczniki były szmuglowane w skrzyniach amunicyjnych.
W obozie szerzyły się choroby – 75 proc. dzieci cierpiało na awitaminozę, pelagrę, dyzenterię i tyfus. – Komendantka prosiła o przeniesienie obozu, bo nie wiadomo, ile dzieci zdołałoby przeżyć – mówi Alicja Całówna-Szkuta. – I gen. Anders podjął taką decyzję.
Dziewczęta hołdowały dewizie komendantki Sychowskiej: „Poznajemy się po uśmiechu”.
Przez Krasnowodsk i Morze Kaspijskie dotarli do Pahlevi w Iranie. „Śliczne, bogate miasto, palmy i kwiaty, jak w bajce! (…) Jedzenia do woli. (…) Było to nie do wiary” – pisała jedna z uczennic. Stamtąd ona i reszta dziewcząt wędrowały dalej: przez Iran, Irak Jordanię aż do Palestyny – wreszcie SMO osiadła w Nazarecie. Aż do 1947 r., kiedy została przeniesiona do Foxley w Anglii, siedzibę miała w klasztorze Franciszkanów.
Były tam: szkoła powszechna – ale bez oddziałów I-IV, bo uczennice przyjmowane były od 14. roku życia – gimnazjum i liceum. Wykładali nauczyciele przedwojennych szkół powszechnych i średnich, uratowani z łagrów, gdzie znaleźli się po wywózkach w 1940 r. Choć szkoły otrzymały od władz w Londynie pełne prawa szkół państwowych, nie miały oficjalnego uznania władz brytyjskich – utrzymywały się z dobrowolnego opodatkowania się żołnierzy Armii Polskiej na Wschodzie.
Optymistki, altruistki
W Foxeley – gdzie było już chłodniej i nie tak uroczo jak w Nazarecie – dziewczęta zamieszkały w murowanych barakach, ogrzewanych żelaznymi piecykami. Uczyły się jednak w drewnianych, już nieogrzewanych. Zadośćuczynieniem za te niewygody były wypady do pobliskiego Herefordu czy do kina albo na skromne zakupy. Szkoła wielokrotnie była zagrożona rozwiązaniem, mimo to po wojnie odbyła się w niej jeszcze ostatnia matura. Placówkę rozwiązano 15 kwietnia 1948 r.
Wiele z dziewcząt pozostało na wychodźstwie, bo nie miały dokąd wrócić albo powrót był utrudniany przez ówczesne władze komunistyczne w Polsce.
Barbara Furmanowicz uwieczniła na taśmie filmowej wywiady z trzydziestoma młodszymi ochotniczkami i trzema ich nauczycielkami. Film udostępniła Muzeum Wojska Polskiego – i stał się częścią ekspozycji. – Dziewczęta opowiadają o trudnych początkach, gdy znajdowały się w obozach w ZSRR, i o wyjściu z nich – mówi dziennikarka. – Jedna z nich, wówczas 12-letnia, zostawiła w obozie matkę, bo jej zdrowie nie pozwalało na transport. Do końca wojny nie wiedziała, czy matka żyje. Kiedy w 1947 r. została przeniesiona do Anglii, tam ją odnalazła!