Dorosłych mróz przejmuje do kości, każe się kulić i ze spuszczoną głową przemykać w swoim celu tak szybko, jak się da. Ale się nie da. Pieszo nie przejdziesz, samochodem nie przejedziesz, wózka z dzieckiem nie przepchniesz. Wszędzie zwały brudnego śniegu. Chodniki, ulice, przystanki zawalone ohydną breją, przez którą brnąć równie ciężko, co wstrętnie. Chcąc wyminąć przechodnia, skacz w zaspę, a i tak usłyszysz przy okazji narzekanie na służby miejskie albo i siarczyste przekleństwo. Byle tylko znowu nie zaczęło padać, dopust Boży! „Zima nudna, zima trudna, zima żmudna – żaden bal!” – żeby zacytować Jeremiego Przyborę, klasyka zimowych utyskiwań.
Dzieci się cieszą. Cóż za przygoda: na własnej skórze przeżyć zimę, o której czytały w podręczniku, ale jakiej w całym swoim krótkim życiu nigdy nie widziały! Ten śnieg, lód, szron – naprawdę istnieją?! Sanki, śnieżki, bałwany – to nie bajka?! Mróz – rzeczywiście szczypie w nosy i uszy, maluje hoże czerwone policzki? Takie to inne, fantastyczne! Mój półtoraroczny syn siedzi nieruchomo w oknie, patrząc na lecący biały puch, na świat zmieniający się w oczach jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki. – Co to? – pyta. – Śnieg – odpowiadam. – Śnieg – powtarza mały. – Co to? I tak godzinami. Jakby trudno było o piękniejszy widok i większy spokój niż ten, gdy padają, padają wielkie, ciche płatki z nieba.
Tkwimy więc razem na parapecie, zapatrzeni, olśnieni i radośni. Zapominam, że mnie nie wypada, bo jestem dorosła i powinnam widzieć to wszystko w kategoriach straconego czasu, kosztów, utrudnień komunikacyjnych i wszelkich innych. Czyżbym jednak potrafiła choć trochę, mimo wszystko, zachwycić się zimą? Czyli jeszcze się we mnie zachowało coś z dziecka. Dziecka, które z dumą mówi: – A mój Tata robi najpiękniejszą zimę na świecie!
***
Felietony publikowane w cyklu "Obrazki na Boże Narodzenie" znajdziesz pod tagiem "Obrazki na Boże Narodzenie" i na stronie głównej w sekcji "Rodzina i życie".