Prawdziwa miłość narzeczeńska jest cierpliwa.
fot. pixabay.com
Dla naszych dzieci czekanie na noc poślubną stanowi myślenie nie z tej epoki. Jak zachęcić nasze dorastające dzieci do czystości przedślubnej?
Drugiego człowieka można wziąć do łóżka, kiedy pobłogosławi to Bóg i rodzice. Prawdziwa miłość narzeczeńska jest cierpliwa. W narzeczeństwie dozwolone są wszystkie formy wyrażania przyjaźni: przytulanie, obejmowanie i pocałunki. Granicą dla tych gestów ma być podniecenie. Ciało i usta narzeczonych mają mówić: „Kocham Cię bardziej niż pragnę”. Bo dopiero w małżeństwie pożycie seksualne jest bezpieczne i błogosławione.
Jak zachęcić dzieci? Pomysłów jest wiele. Moim zdaniem akcentować należy, że narzeczeństwo to wyjątkowy czas. Czas, który nie wróci. Bawiąc się w małżeństwo w narzeczeństwie, stracimy narzeczeństwo. Subtelne znaki delikatnej miłości z narzeczeństwa raczej się już nie powtórzą. A małżeństwo będzie trwać. Wszystko ma swój czas.
Narzeczeństwo winno być przedstawiane nie jako bierne odsuwanie w czasie namiętności, lecz jako aktywne budowane przyjaźni i wzajemnego szacunku. Bliskość seksualna może nawet zaślepić narzeczonych na tyle, że nie będą budowali mądrego związku, a będą popełniać poważne błędy w zakładaniu fundamentów wspólnego życia. Wstrzemięźliwość narzeczonych jest też niezwykłym wyrazem wiary. Narzeczeni żyjący w czystości są jakimś skarbem na tym zmysłowym świecie. Mówią: „Nie mogę Cię wziąć, jak się bierze rzecz. Należysz do Boga i do rodziców. Chcę Cię przyjąć w prezencie od nich”. Gdy narzeczeni opierają się grzechowi, obdarzają się nawzajem błogosławieństwem. Jeśli ulegają pokusom, wprowadzają się wzajemnie w grzech ciężki, utratę stanu łaski uświęcającej.
Warto czasem zamiast tłumaczenia zadać dzieciom pytanie: A dlaczego nie poczekać na miesiąc miodowy? „Czystość narzeczeńska jest w takim samym stosunku do czystości małżeńskiej jak nierozwinięty jeszcze pączek do różanego ogrodu kwitnącej i dojrzałej miłości. Szron, który pada na przedwcześnie rozwinięty pączek, godzi też niszczycielsko w późniejsze małżeńskie pożycie” (Bernard Haring).