W marcu wydalono z Polski wicekonsula z rosyjskiego Konsulatu Generalnego w Poznaniu. Został uznany za persona non grata.
Agencja Bezpieczeństwa Wewnętrznego ujawniła, że wicekonsul „prowadził działania niezgodne ze statusem dyplomatycznym, które mogły szkodzić relacjom polsko-rosyjskim”. Tak w języku dyplomacji określa się szpiegostwo. Dowiedzieliśmy się też, że pod koniec 2017 r. ABW objęła zakazem wjazdu na teren Polski i całej unijnej strefy Schengen trzy osoby, politologów i publicystów, których podejrzewa się o kierowanie nielegalnymi rosyjskimi działaniami. Ponadto – jak przypomniał rzecznik ministra koordynatora służb specjalnych Stanisław Żaryn – w październiku 2017 r. wydalono z terytorium RP obywatela Rosji Dmitrija Karnauchowa, formalnie rzecz biorąc – naukowca, historyka.
W ODPOWIEDZI
Ale to tylko element większej, coraz bardziej skomplikowanej układanki w stosunkach polsko-rosyjskich. Przypomnijmy, że niejako w odwecie za wydalenie Karnauchowa kilka tygodni później władze w Moskwie nakazały wyjazd z Rosji historykowi Uniwersytetu Jagiellońskiego i pracownikowi Instytutu Pamięci Narodowej prof. Henrykowi Głębockiemu. A w 2018 r. na podobnej zasadzie Rosjanie nakazali natychmiastowe opuszczenie kraju doktorantowi Uniwersytetu Warszawskiego Michałowi Patrykowi Sadłowskiemu. Prawie w tym samym czasie zakazano wjazdu do Rosji dr. Łukaszowi Adamskiemu, wicedyrektorowi Centrum Polsko-Rosyjskiego Dialogu i Porozumienia, instytucji powołanej na podstawie umowy międzypaństwowej między naszymi krajami.
Niestety, potem było tylko gorzej. We wrześniu moskiewski sąd skazał obywatela polskiego oskarżonego o szpiegostwo na 14 lat kolonii karnej o zaostrzonym rygorze. Według FSB, skazany próbował organizować przewóz do Polski części do systemów rakietowych S-300, co jest o tyle dziwne, że nie jest to nowa broń i jej konstrukcja jest w Polsce doskonale znana. Rosjanie podali, że zatrzymali Polaka na gorącym uczynku.
NAUKOWCY, PUBLICYŚCI CZY…
Z pozoru Rosjanie, których nasze służby specjalne nie chcą widzieć w Polsce (a najchętniej i na całym terytorium Unii Europejskiej), to politolodzy, historycy i dziennikarze. Uważna analiza ich działalności wskazuje jednak na związki z instytucjami nieprowadzącymi wyłącznie działalności naukowej.
Deportowany Dmitrij Karnauchow ma bardzo interesujący życiorys: historyk specjalizujący się w średniowieczu, profesor Nowosybirskiego Państwowego Uniwersytetu Pedagogicznego. W 2011 r. wykładał na Uniwersytecie Warszawskim, a w latach 2016-
-2017 na Uniwersytecie Jagiellońskim. Jest nawet członkiem nowosybirskiej organizacji Dom Polski, skupiającej miejscowych Polaków. „Wydalenie rosyjskiego naukowca z Polski to kolejny skandal wynikający ze szpiegomanii. Incydent wskazuje na niechęć Warszawy do powstrzymania eskalacji napięcia” – oświadczył wówczas rosyjski MSZ. – Moja historia to czysta prowokacja, przygotowywana od dawna – przekonywał Karnauchow.
Ale Karnauchow był też przedstawicielem Rosyjskiego Instytutu Studiów Strategicznych (RISS) w Polsce. A RISS uważany jest za coś więcej niż instytucję analityczną i badawczą. „New York Times” pisał, że jest „przytułkiem dla byłych oficerów rosyjskiego wywiadu”. Instytut obwiniano m.in. o mieszanie się w ostatnie wybory prezydenckie w USA, przede wszystkim poprzez sieci społecznościowe, tak by wygrał kandydat przychylny wobec Rosji. W 2017 r. na zlecenie prezydenta Władimira Putina RISS miał jakoby opracować strategię działań w tej dziedzinie. Chociaż więc na stronie internetowej instytutu są analizy dotyczące polityki Tadżykistanu, stosunków gruzińsko-rosyjskich, a nawet wewnętrznej sytuacji politycznej w Polsce, to jednak faktyczne zadania RISS miałyby być całkiem niejawne. Na przykład – pisał „New York Times” – jego ludzie mieli pracować nad osłabieniem współpracy Szwecji z NATO i przeciwdziałać dążeniom Czarnogóry do członkostwa w Sojuszu (ostatecznie weszła do niego w czerwcu 2017 r.).