Rosyjska napaść na Ukrainę stanowi milowy krok na drodze do pojawienia się nowego światowego układu, do pewnego stopnia przypominającego ten, z jakim mieliśmy do czynienia przed rozpadem bloku sowieckiego.
Tym razem jednak naprzeciwko szeroko pojętego Zachodu stoi związek państw, którego centrum znajduje się w Pekinie, a nie w Moskwie. Rosja gra drugie skrzypce i żwawo zmierza ku roli chińskiego wasala. Ten duet jest wspierany przez Iran i jego bliskowschodnich sojuszników oraz Koreę Północną.
Z wyjątkiem Iranu wszyscy członkowie tej koalicji posiadają broń atomową. Z jednej strony daje im to pewien stopień niezależności we wzajemnych stosunkach, a z drugiej komplikuje stosunki międzynarodowe, bo Zachód ma do czynienia nie z jednym, ale z kilkoma podmiotami. W okresie pierwszej zimnej wojny szczyty pomiędzy prezydentem USA i sekretarzem generalnym KPZR określały wzajemne stosunki obu bloków. Dziś nawet amerykańsko-chińskie porozumienie nie gwarantuje powstania stabilnego układu.
INTERESY, NIE IDEOLOGIA
W czasach pierwszej zimnej wojny elementem scalającym sowiecki blok była ideologia – wszędzie rządziły moskiewskie ekspozytury formalnie wyznające marksizm-leninizm. Obecnie najsilniejszym – jeśli nie jedynym – spoiwem nowego bloku jest niechęć do Zachodu. W tamtych czasach komunizm cechował się dynamizmem i ekspansywnością, dziś mało kto pamięta, że w Pekinie rządzą komuniści – z użycia wyszła nadal oficjalna nazwa państwa, Chińska Republika Ludowa. Chiny nikogo nie namawiają do przyjęcia ich systemu. Z ideologicznego punktu widzenia na przykład związek ateistycznego Państwa Smoka z szyickim, teokratycznym Iranem budzi zaskoczenie. To, co te kraje łączy, to obawy przed ideami demokratycznymi i wolnościowymi.
Dzięki tym ideom Zachód ciągle wykazuje dynamizm. To NATO przyjmuje nowych członków, podczas gdy Układ Warszawski od ponad trzech dekad nie istnieje. Dlatego też mówienie o zmierzchu Zachodu jest nieco przedwczesne. Obecnie wiele państw od wieków należących do kręgu cywilizacji chrześcijańskiej wykazuje skłonność do ulegania prądom niemającym wiele wspólnego z najlepszymi jej tradycjami, ale to nie znaczy, że te idee umierają. Tak jak chrześcijaństwo obumiera w Europie, ale szybko rozwija się w Afryce i Azji, tak ideały wolności i demokracji zyskują popularność poza ich tradycyjną kolebką. Dla autorytarnych reżimów w Pekinie, Moskwie i Teheranie, nie mówiąc o totalitarnym Pjongjangu, pomysł, że władze mogłyby być wybierane w równym i powszechnym głosowaniu, stanowi śmiertelne zagrożenie. Stąd ich osobliwy alians.
Oś Pekin – Moskwa – Teheran – Pjongjang cieszy się sympatią, jeśli nie daleko idącym poparciem innych autorytarnych reżimów. Moskwa i Pekin od lat wspierają dyktatury na Kubie i w Wenezueli. Dzięki ogromnemu zaangażowaniu Rosji i Iranu w Syrii przy władzy utrzymał się Baszszar al-Asad. Cała Azja Środkowa jest pod wpływem Pekinu i Moskwy. Stąd na obszarze Eurazji mamy do czynienia z niemałą zmianą w stosunku do okresu pierwszej zimnej wojny. W Europie strefa demokratycznego świata przesuwa się na wschód, podczas gdy w „rdzeniu” Eurazji mamy do czynienia z konsolidacją wpływów autorytarnych.
W 1961 r. doszło do rozłamu pomiędzy dwoma komunistycznymi gigantami, ZSRR i ChRL. Nie tylko wszelka współpraca została przerwana, ale w 1969 r. doszło do poważnych granicznych starć zbrojnych. Odwilż pomiędzy USA i ChRL spowodowała dalsze pogłębienie się przepaści pomiędzy komunistycznymi potęgami. Obecnie Rosja i Chiny powróciły do ścisłego sojuszu.
Podobne procesy zachodzą na Bliskim Wschodzie. Zarówno za rządów szacha, jak i w czasach Republiki Islamskiej stosunki pomiędzy Iranem i Rosją były wrogie. Podczas niesłychanie krwawej i wyczerpującej wojny iracko-irańskiej Kreml z całych sił wspierał reżim Saddama Husajna. Dziś irańskie drony są na wielką skalę używane przez rosyjskiego najeźdźcę w Ukrainie.
Podjęcie bliskiej współpracy pomiędzy Moskwą i Teheranem daje Rosji nadzieje na spełnienie marzeń, których nie był w stanie zrealizować dużo potężniejszy ZSRR – uzyskanie wyjścia na ciepłe wody Oceanu Indyjskiego. Rosja usiłuje budować szlak komunikacyjny północ–południe przez Morze Kaspijskie do Iranu. Niemniej urzeczywistnienie tego zamiaru stoi pod wielkim znakiem zapytania, ze względu na rosyjską słabość gospodarczą i finansową. Natomiast dużo większe szanse powodzenia ma chiński projekt jednego pasa i jednej drogi, w ramach którego Kraj Smoka pragnie uzyskać połączenia komunikacyjne z Bliskim Wschodem i z Europą poprzez Pakistan, a z pominięciem cieśniny Malakka. Zatem, w przeciwieństwie do teatru europejskiego, na azjatyckim odcinku zmagań przewagę uzyskuje sojusz państw autorytarnych.
GLOBALNE POŁUDNIE
W czasach zimnej wojny pomiędzy ZSRR i USA i ich sojusznikami większa część globu należała do tak zwanego Trzeciego Świata. Państwa te nie angażowały się w zmagania pomiędzy blokami. Dziś mamy do czynienia z bardzo podobnym zjawiskiem i tę część świata zwie się Globalnym Południem, bo niemal wszystkie kraje leżące na południowej półkuli należą do tej grupy. Z tym że do pewnego stopnia Globalne Południe jest większe od niegdysiejszego Trzeciego Świata.
W dawnych czasach tak istotne kraje, jak Arabia Saudyjska czy Republika Południowej Afryki, blisko współpracowały z USA, dziś tego o nich już powiedzieć nie można. Podobnie mają się sprawy w Ameryce Południowej. Dawniej w Chile, Brazylii i Argentynie rządziły proamerykańskie junty wojskowe, obecnie zaś państwa te często wykazują odwrotne sympatie. Grupa BRICS (Brazylia, Rosja, Indie, Chiny, Republika Południowej Afryki) wykazuje pewną solidarność z Rosją. Indie, nawet jeśli w ONZ głosują za rezolucjami potępiającymi rosyjską napaść, to z drugiej strony nie nakładają na napastnika żadnych sankcji. Przeciwnie, należą do największych odbiorców rosyjskiej ropy naftowej. Indyjskie rafinerie pracują pełną parą, przerabiając rosyjskie surowce, a potem sprzedają Europie towary ropopochodne.
Inne kraje też nie próżnują i korzystają z koniunktury, jaką stworzyło nałożenie na Rosję sankcji gospodarczych. Turcja, członek NATO, nie uczestniczy w sankcjach i stała się wielkim pośrednikiem handlowym pomiędzy Rosją i resztą świata. Arabia Saudyjska, która dzięki chińskiemu pośrednictwu rozpoczęła proces odwilży w stosunkach z Iranem, w ramach grupy OPEC+ czyni Kremlowi uprzejmości. Na światowych rynkach zbóż Argentyna i Brazylia zajmują pozycje dotychczas zajmowane przez eksporterów ukraińskich.
Szczególnie zaskakujące są zmiany na obszarze, który do niedawna stanowił wyłącznie amerykańskie podwórko – na Bliskim Wschodzie. Już nie tylko Arabia Saudyjska, ale i Zjednoczone Emiraty Arabskie zacieśniają stosunki z Pekinem. Tu zbieżność interesów jest oczywista. USA pod kierunkiem Joe Bidena forsują odchodzenie od pozyskiwania energii z węglowodorów, podczas gdy Chiny, wbrew szumnym deklaracjom, takiego zwrotu nie dokonują. Ponadto państwa te mają systemy polityczne dalekie od demokratycznych, więc jest im po drodze z blokiem państw autorytarnych. Państwa arabskie, jeśli są ku temu sprzyjające warunki, chętnie grają na kilku fortepianach, więc o ich jednoznacznym przejściu do obozu chińskiego nie ma mowy, ale nie ulega wątpliwości, że ich sojusz z USA ulega rozluźnieniu.
MOCARSTWA REGIONALNE
Istotną zmianą w stosunku do okresu sprzed 1991 r. jest pojawienie się państw, które będą stanowić regionalne potęgi. Takim państwem są już Indie, obecnie najludniejszy kraj świata, a w wartościach realnych (parytet siły nabywczej) – trzecia potęga gospodarcza. Gdyby nie to państwo, Chiny miałyby wielką szansę zdominować całą Azję. Biorąc pod uwagę szybkość rozwoju gospodarczego Indii, w dłuższej perspektywie mogą one stać się trzecim „biegunem” polityki światowej. Jednak kraj ten jest zapóźniony w zakresie technologii wojskowych, jego przemysł zbrojeniowy jest w powijakach. Te czynniki powodują stosunkowo małe znaczenie Indii na światowej arenie.
Kolejnymi pretendentami do odgrywania przywódczej roli w swoim regionie są Indonezja i Turcja. Szczególnie aktywna jest ta druga, która usiłuje ustanowić strefę wpływów na obszarze byłego imperium osmańskiego. Z Rosją i Iranem rywalizuje o wpływy w Syrii, jej macki sięgają także do Libii. Kolejna wygrana Recepa Erdogana w ostatnich wyborach prezydenckich gwarantuje kontynuację ofensywnej polityki międzynarodowej.
W czasach pierwszej zimnej wojny Sowiety nie były atrakcyjne jako partner gospodarczy, natomiast Chiny taką rolę odgrywają. Dzięki temu mamy do czynienia z emancypacją państw Ameryki Łacińskiej, które dzięki wymianie handlowej z Chinami uzyskały gospodarczą niezależność od Waszyngtonu. Tym sposobem przed Brazylią rysują się możliwości odgrywania wiodącej roli w tamtej części świata.
Na tym tle polska polityka zagraniczna rysuje się blado. Nasze władze nie posiadają żadnej długofalowej strategii, choćby dotyczącej przyszłych stosunków z Ukrainą. Brak również jakiegokolwiek planu dotyczącego wyrwania Białorusi z rosyjskiej orbity. Podobnie sprawa przyszłości enklawy królewieckiej nie zaprząta uwagi naszych elit. Tak niestety być musi w państwie, w którym naczelnym celem politycznym nie jest obrona interesu narodowego, tylko obrona interesu partyjnego, o czym dobitnie świadczy ostatnia „ekwilibrystyka” ustawodawcza.