1 maja
środa
Józefa, Jeremiasza, Filipa
Dziś Jutro Pojutrze
     
°/° °/° °/°

DEBATA pUbLICZNA

Ocena: 0
1946

Pochody KOD-u i czarne marsze pokazują, że wyprowadzanie ludzi na ulicę jest proste, gdy ci nie rozumieją, po co wychodzą. Niestety, 11 listopada inaczej nie będzie,

fot. Wikimedia Commons / Zorro2212 / CC BY-SA 4.0

Bezkarnie rzucająca się z parasolką na policjanta, znieważająca go i zrzucająca mu z głowy czapkę z orzełkiem feministka wyznacza w ostatnich tygodniach nowy standard publicznej dyskusji. Ten nowy standard, podchwycony ochoczo przez media, działacze KOD-u i aktywistki spod znaku „wieszaka” umiejętnie lada dzień wykorzystają. Bo przecież – jak się zachęcają wzajemnie na Facebooku – „czym większa rozpier(…), tym o nas głośniej”.

 

Protest dla protestu

Coraz powszechniejsze jest przekonanie, że „KOD się powoli wypala, więc czas na parasolki”. I to uzbrojone w parasolki feministki były ostatnio najbardziej aktywne zarówno w stolicy, jak i w innych miastach. Nie warto jednak ich wyczynom poświęcać wiele uwagi. Można powtórzyć za politologiem prof. Piotrem Wawrzykiem, że „kobiety pokazujące środkowy palec to po prostu obrzydlistwo; nawet pomijając ich agresję”. Można docenić ich nieznającą zdrowego rozsądku inwencję. Bo jak uwierzyć, że przyczyną aborcji jest program 500+?

Uczestnikom i marszów KOD-u i czarnych protestów zupełnie nie przeszkadza brak powodów do ich organizowania. Że to protest dla protestu, a nie dla rozwiązania jakiejkolwiek sprawy – to nic. W szukaniu na siłę pretekstu, aby wyprowadzić ludzi na ulice, są sprawni. Tyle warto o tych manifestacjach napisać.

O wiele ważniejsze jednak jest pytanie o przyczyny. Jak to się stało, że Polacy nie potrafią już ze sobą rozmawiać, że debatę publiczną zastąpiły manifestacje wrogości, uliczna pyskówka i prostackie w przekazie, kłamliwe transparenty, których nie wstydzą się nieść normalni zdawałoby się ludzie?

Według wielu socjologów rzecz dopiero wymaga głębszej analizy. Faktem bezspornym pozostaje jednak, że jest to wyraz słabości państwa i skarłowacenia massmediów.

Eryk Mistewicz, wybitny znawca komunikacji społecznej, doradca polityczny i prezes Instytutu Nowych Mediów rok temu, kiedy PiS obejmował władzę, zwracał uwagę na brak w mediach świeżego oddechu debaty publicznej – zrównoważonej, spokojnej dyskusji. Jej miejsce – jak zauważał – zajęły wykorzystujące polityków emocjonujące „ustawki”.

 

Zrejterowało państwo

Niestety, po objęciu przez PiS władzy niewiele się zmieniło. Sprzyjających PO dziennikarzy, którzy stali się politykierami, zaczęli w mediach publicznych zastępować podobni im dziennikarze sprzyjający PiS-owi, a w mediach prywatnych zostało, jak było. Jednak – jak dziś komentuje Eryk Mistewicz – podstawowy problem nie leży w mediach. Upadek debaty publicznej i mediów jest efektem upadku państwa, jego wycofania się od 1989 r. z bardzo wielu obszarów życia społecznego.

– Zaważyła na tym dominująca po 1989 r. liberalna myśl, że państwo powinno się trzymać z daleka od kwestii światopoglądowych, nie mieszać się do gospodarki i do postępowania obywateli. Dlatego w Polsce pokomunistycznej odpuszczono sobie kształtowanie postaw i tożsamości Polaków. Przestano dbać, by społeczeństwo było coraz mądrzejsze i rozumiało procesy zachodzące w świecie. Państwo zrejterowało, uwierzyło, że media i edukacja to tylko i wyłącznie kosztowny problem, który trzeba zostawić samemu sobie. W efekcie przestano tworzyć poważne programy kulturalne czy edukacyjne – diagnozuje Eryk Mistewicz.

Oddanie całej sfery świadomości społecznej na pastwę napierających do Polski mód i idei poskutkowało zaczadzeniem wielu Polaków neoliberalizmem. Bo bierne stało się państwo, ale nie polskie i europejskie środowiska lewicowe. – Środowiska te nie traciły czasu. Przez ostatnie 27 lat działały pełną parą, zajmując miejsce państwa i wyręczając je. Wtłaczały społeczeństwu swój światopogląd, ściągając z Zachodu pieniądze na różne lewicowe, genderowe i inne programy – dodaje prezes INM.

Efektów tego wieloletniego urabiania Polaków można się doszukać właśnie w obecnych czarnych protestach. Jak niedawno mówił w „Rzeczpospolitej” socjolog dr Michał Łuczewski, wicedyrektor Centrum Myśli Jana Pawła II („Czarny marsz jak greckie Dionizje”, 15-16 października), marsze te przypominały gigantyczne rytuały. A te „pojawiają się tam, gdzie społeczeństwo jest rozchwiane, gdzie zanikają różnice i hierarchie”. – Nasze społeczeństwo znajduje się właśnie w takim stanie. Nie wiemy, kto jest elitą, a kto nie jest. Rozchwianiu uległy tożsamości seksualne, płciowe, religijne, narodowe. A kiedy pojawia się chaos, społeczeństwa poszukują rytuałów – mówił dr Łuczewski.

Niestety państwo, a przynajmniej PiS po roku rządów, nadal nie ma pomysłu na dobrą zmianę w tej kwestii. Nie ma mechanizmu, który pozwoliłby wpływać na to, by Polacy byli mądrzejsi, nie odzywali się do siebie jak dwa zwaśnione plemiona, żeby szukali przestrzeni do rozmowy o tym, co łączy. I za wcześnie winić za to wicepremiera Piotra Glińskiego, któremu środowisko mainstreamowych artystów III RP zorganizowało osobną manifestację, krzycząc, że zagarniętej przez neoliberalizm kultury państwu nie odda. A jak ta kultura dziś, po okresie rządów PO-PSL, wygląda – to także pokazują czarne marsze.

PODZIEL SIĘ:
OCEŃ:

Katolik, mąż, absolwent polonistyki UW, dziennikarz i publicysta, współtwórca "Idziemy" związany z tygodnikiem w latach 2005-2022. Były red. naczelny portalu idziemy.pl. radekmolenda7@gmail.com

 

DUCHOWY NIEZBĘDNIK - 30 kwietnia

Wtorek, V Tydzień wielkanocny
Chrystus musiał cierpieć i zmartwychwstać,
aby wejść do swojej chwały.

+ Czytania liturgiczne (rok B, II): J 14, 27-31a
+ Komentarz do czytań (Bractwo Słowa Bożego)
+ Nowenna do MB Królowej Polski 24 kwietnia - 2 maja

ZAPOWIADAMY, ZAPRASZAMY

Co? Gdzie? Kiedy?
chcesz dodać swoje wydarzenie - napisz
Blisko nas
chcesz dodać swoją informację - napisz



Blog - Ksiądz z Warszawskiego Blokowiska

Reklama

Miejsce na Twoją reklamę
W tym miejscu może wyświetlać się reklama Twoich usług i produktów. Zapraszamy do kontaktu.



Newsletter