30 kwietnia
wtorek
Mariana, Donaty, Tamary
Dziś Jutro Pojutrze
     
°/° °/° °/°

Bilans prezydentury

Ocena: 0
3897

Pod orłem z czekolady

Było kilka momentów, kiedy prezydentura Komorowskiego miała szansę wnieść własne treści. Na przykład kiedy w roku 2011 pałac prezydencki wtrącił się w konflikt dotyczący lekcji historii w szkołach średnich, ograniczonych w ramach reformy programów edukacyjnych. Komorowski zaprosił wtedy do siebie grono historyków, także krytycznych wobec rządowych zmian. Ale była to interwencja dramatycznie spóźniona, dokonana pod presją strajków głodowych grupy solidarnościowych działaczy. Reforma już się dokonała i nie można jej było odwrócić. Efektem była jedynie zapowiedź kosmetycznych zmian.

Nie wszystko w polityce historycznej prezydenta zasługuje na zbagatelizowanie. Najpierw na pogrzebie Wiesława Chrzanowskiego, a potem podczas kolejnych obchodów święta 11 Listopada dokonał on, wbrew lewicowemu mainstreamowi, swoistej rehabilitacji tradycji ruchu narodowego. Także w relacjach z Niemcami wspólne z prezydentem Gauckiem otwarcie wystawy Powstania Warszawskiego w Berlinie zdawało się otwierać nową epokę wzajemnych rozrachunków opartych na prawdzie.

Ale przyćmiły te osiągnięcia zdarzenia tak mało poważne, jak uczczenie 3 Maja groteskową paradą z czekoladowym orłem wymyśloną przez „Gazetę Wyborczą”. Były i poważniejsze wpadki, wynikające z kurczowego trzymania się politycznej poprawności. Nie chodzi o to, że Komorowski uczcił kolejną rocznicę zbrodni w Jedwabnem, ale że w swym przemówieniu de facto obciążył nią cały polski naród.

Także poszukiwania w relacjach polsko-niemieckich będą się kojarzyć przede wszystkim z niezręczną, podjętą na sam finał decyzją zestawienia pułkownika Stauffenberga z powstańcami warszawskimi. Wpisującą się bardziej w niemiecką niż w polską politykę historyczną.

Konserwatysta makatkowy

Przez lata uchodził Komorowski za platformerskiego konserwatystę. W czasach PRL był aktywistą bardziej konserwatywnego środowiska ROPCiO. W roku 1996 opuszczał z kolei Unię Wolności, skarżąc się, że partia ta stała się zanadto zdominowana przez środowiska liberalno-lewicowe. Ale już w kilka lat później jego ówczesny towarzysz w tym marszu Jan Rokita przestrzegał, że konserwatyzm Komorowskiego jest nazbyt „makatkowy”. Że oznacza świętowanie rozmaitych rocznic i śpiewanie patriotycznych pieśni przy równoczesnym bezkrytycznym podporządkowaniu się nowym trendom cywilizacyjnym.

Mało kto zauważył de facto polemizujące ze stanowiskiem Kościoła wypowiedzi na temat in vitro. Z tych powodów, jeszcze jako marszałek Sejmu, Komorowski zwalczał osobę i poglądy Jarosława Gowina wewnątrz PO. Przez lata swojej prezydentury unikał tej tematyki, ale uczynił ją tematem kampanii 2015 roku.

Co więcej, uczynił w sposób wyjątkowo brutalny. Nie o to już nawet chodzi, że manifestacyjnie podpisał konwencję o przeciwdziałaniu przemocy wobec kobiet, będącą w istocie ideologicznym manifestem środowisk feministycznych i homoseksualnych. I że popierał liberalną wersję ustawy regulującej in vitro. Ale o to, że zgodził się uczynić kampanijny sztandar z ataków na ludzi, którzy myśleli w tej sprawie inaczej. Dawny „konserwatysta” skończył jako człowiek przestrzegający przed „mrokami średniowiecza”, kryjącymi się jakoby za Andrzejem Dudą.

To nie uratowało jego rządów. Jego bezkrytyczny optymizm dotyczący kondycji ekonomicznej – ale też moralnej – polskiego społeczeństwa stał się nieznośny dla coraz bardziej pobuntowanych Polaków. Prezydent padł też ofiarą tego, czego sam kiedyś używał – czarnego marketingu. Okazał się zbyt tradycyjny w sposobie uprawiania polityki.

Dlaczego przegrałem?

W ostatnich miesiącach próbował zmieniać jej treść. Polityka wschodnia stała się polityką limitowanych antyrosyjskich i proukraińskich gestów. W sprawach wewnętrznych pozgłaszał najróżniejsze projekty sprawiające kłopot rządowi – od częściowego cofnięcia reformy emerytalnej po gwarancje dla praw podatników. Uderzający był jednak wyborczy koniunkturalizm tej spóźnionej aktywności. Przez lata Komorowski nie próbował niczego takiego forsować, nawet w dyskusjach wewnątrz PO.

Poprawny politycznie, nieznośnie mainstreamowy, gnący się w różnych kierunkach, przegrał z nie do końca przejrzystą zmianą. Stał się jednym więcej politykiem nierozumiejącym przyczyn swojej porażki.

Nie otworzył drogi nawet lepszym obyczajom. Nieustannie mówił o kompromisie, ale w następstwie splotu okoliczności (pospieszne przejmowanie władzy w roku 2010), a po części też swojego temperamentu raczej rozdrapywał podziały niż je łagodził. Być może uwierzył w podsuwany mu przez Adama Michnika mit Polski racjonalnej. Jak w wielu podobnych przypadkach rzeczywistość okazała się inna.

Piotr Zaremba
Idziemy nr 31 (514), 2 sierpnia 2015 r.



PODZIEL SIĘ:
OCEŃ:

DUCHOWY NIEZBĘDNIK - 30 kwietnia

Wtorek, V Tydzień wielkanocny
Chrystus musiał cierpieć i zmartwychwstać,
aby wejść do swojej chwały.

+ Czytania liturgiczne (rok B, II): J 14, 27-31a
+ Komentarz do czytań (Bractwo Słowa Bożego)
+ Nowenna do MB Królowej Polski 24 kwietnia - 2 maja

ZAPOWIADAMY, ZAPRASZAMY

Co? Gdzie? Kiedy?
chcesz dodać swoje wydarzenie - napisz
Blisko nas
chcesz dodać swoją informację - napisz



Blog - Ksiądz z Warszawskiego Blokowiska

Reklama

Miejsce na Twoją reklamę
W tym miejscu może wyświetlać się reklama Twoich usług i produktów. Zapraszamy do kontaktu.



Newsletter