Dziesięć obrazów Jezusa Miłosiernego autorstwa wybitnych malarzy współczesnych znalazło już swoich nabywców. Siedem z nich zostanie w diecezji warszawsko-praskiej. Jest to początek zakrojonego na wiele lat przedsięwzięcia, mającego na celu odnowienie sztuki sakralnej.
Krużganki klasztoru ojców dominikanów w Krakowie ledwie pomieściły wszystkich przybyłych na wernisaż współczesnych obrazów Jezusa Miłosiernego według wizji z „Dzienniczka” s. Faustyny Kowalskiej. Przy dźwiękach muzyki i przygaszonych światłach odsłonięto dziesięć wizerunków.
ŚWIATŁO Z WNĘTRZA
Jezus jako światło świecące w ciemności oraz źródło światła – to idea obrazu o. Jacka Hajnosa OP. Dzieło trafi do powstającego kościoła w Wielgolesie Brzezińskim. Malarz – jak sam mówi – włożył dużo wysiłku w to, by oczy Chrystusa z każdej strony patrzyły z miłością na osobę, która będzie się przed tym wizerunkiem modlić.
Beata Stankiewicz na malowanie obrazu poświęciła trzy miesiące. Zastanawiała się, skąd wziąć twarz Jezusa. Inspirowała się wizerunkiem z Manoppello, którego jednak nie da się prosto skopiować. Również ona podkreślała, że w twarzy kluczowe jest spojrzenie – aby był kontakt wzrokowy z odbiorcą, ponieważ dzieło ma pomagać ludziom w modlitwie.
Malarz i pedagog prof. Jarosław Modzelewski przyznawał, że przedstawienie Jezusa Miłosiernego było wielkim wyzwaniem. Najpierw stworzył wstępny obraz. Przyświecała mu myśl o białej szacie; zdecydował się na biel tytanową. Jego dzieło ma zawisnąć w planowanej kaplicy hospicjum przy kościele św. o. Pio na warszawskim Gocławiu. To właśnie do Jarosława Modzelewskiego zadzwonił pomysłodawca przedsięwzięcia dr Dariusz Karłowicz. Następnie artysta zapraszał do włączenia się w nie swoich kolegów po fachu.
Jak oddać twarz, tło i promienie – z tym mierzyli się wszyscy artyści. Artur Wąsowski, który proces tworzenia dzieła nazywa rodzajem modlitwy, zdecydował się na nietypowe rozwiązanie. Otóż Jezus otoczony jest licznymi promieniami układającymi się w kształt mandorli, dawniejszej formy aureoli, symbolizującej obecność Bożą. Jak mówi artysta, celem było pokazanie nieskończoności miłosierdzia, które wchodzi w kosmos, nie ogranicza się. – Miałem pragnienie, żeby to był Jezus, który przychodzi do naszej codzienności – dodaje. Stąd ruch postaci i szarość tła. Jego obraz trafi poza diecezję warszawsko-praską.
Ponadto zaprezentowano dzieła: Bogny Podbielskiej, Ignacego i Wincentego Czwartosów, Jacka Dłużewskiego, Wojciecha Głogowskiego oraz Krzysztofa Klimka.
Po odsłonięciu obrazów publiczność długo wpatrywała się w wizerunki, żywo dyskutując o nowych interpretacjach, innych niż znane nam dotychczas. W dominikańskich krużgankach dzieła te będzie można oglądać jeszcze do 6 stycznia.
W momencie rozpoczęcia wernisażu siedem spośród dziesięciu obrazów było wykupionych. Następnego dnia już wszystkie wizerunki znalazły swoich nabywców. Jeden z nich został przeznaczony do dominikańskiego ośrodka w Jamnej.
Choć samo przedsięwzięcie powstało w środowisku warszawskim, na miejsce wernisażu wybrano klasztor ojców dominikanów w Krakowie. Frekwencja świadczy o tym, że był to dobry wybór, choć sporo osób przyjechało na to wydarzenie specjalnie ze stolicy. – W krużgankach dominikanów w latach 80. odbywały się bardzo ważne wystawy malarskie. Kiedy Kościół nie stał plecami do sztuki, a sztuka plecami do Kościoła, tu działy się ważne rzeczy. Być może zamyka się jakaś pętla, podnosimy tradycję, która istniała, a zamarła – wyjaśnia jeden z powodów wyboru Krakowa Dariusz Karłowicz.
PRÓBA OGNIA
Przedsięwzięcie rodzi wiele pytań. Czy nowe obrazy zostaną zaakceptowane przez wiernych? Czy nie wystarczą znane dotychczas i otoczone kultem wizerunki „Jezu, ufam Tobie?”.
– Nie chodzi o rewolucję czy odrzucenie tego, co było, ale o odnowienie języka sztuki i przemyślenie na nowo tematu miłosierdzia Bożego – wyjaśniała dr Izabela Rutkowska, znawczyni „Dzienniczka”, w czasie sesji panelowej kolejnego dnia. Wraz z dr Dorotą Lekką i bp. Jackiem Grzybowskim prowadziła ona warsztaty przygotowujące artystów do podjęcia tematu. – W samym „Dzienniczku” nie ma zapisów, by nie malować nowych obrazów – dodała. Zresztą, dzieło s. Faustyny zaczyna się od słów „każesz malować obraz swój święty”. A najbardziej rozpowszechniony wśród wiernych nie jest obraz Eugeniusza Kazimirowskiego, który powstawał przy udziale świętej, ale późniejszy wizerunek autorstwa Adolfa Hyły.