Dwa lata trwa przygotowanie do zawarcia sakramentu małżeństwa w diecezji Gozo na Malcie. Po ślubie zaś nowożeńcy mogą przez kolejne pięć lat korzystać z dalszej formacji.
2015-10-16 10:40
pb (KAI/lavie.fr) / Watykan, sg
fot. ARHiggins / Foter / CC BY-ND
To inicjatywy wprowadzone przez tamtejszego biskupa Marco Grecha.
W rozmowie z francuskim tygodnikiem „La Vie” przewodniczy konferencji episkopatu Malty przyznał, że w dwuletnim przygotowaniu do małżeństwa uczestniczy aż 93 proc. par. Prowadzą je ludzie świeccy, kapłan pełni jedynie rolę pomocniczą. Z kolei w formacji dla młodych małżeństw bierze udział już mniej par, tymczasem to właśnie w pierwszych latach rodzi się najwięcej problemów we wspólnym życiu – zaznacza bp Grech.
– Wiele par, które uczestniczą w programie dało jego bardzo pozytywną ocenę. Na początku przychodzą niechętnie, a potem powoli stają się entuzjastami. Po jego zakończeniu przychodzą, by nam podziękować. Fakt, że na zajęcia przychodzi ponad 90 proc. par jest znaczący – dodaje hierarcha.
Zauważa, że Kościół musi zmienić sposób kontaktu ze społeczeństwem. – Moim zdaniem ważniejsza jest praca z osobami, jednostkami niż ze zbiorowością. Kościół nie może być sprowadzany do roli biura etycznego, jakim był przez długi czas. Naszą racją bytu jest Jezus Chrystus. To Jego piękno ma nas przyciągać – stwierdził ordynariusz Gozo.
Według niego ta zmiana paradygmatu właśnie się dokonuje. W swoim wystąpieniu na trwającym w Watykanie zgromadzeniu Synodu Biskupów zauważył, że ludzie są dziś rozczarowani przez nauki społeczne, politykę, gospodarkę, ale także Kościół. Przyczyną jest to, że gdy proszą o pomoc, „stają czasem wobec ludzi, którzy proponują Kościół moralności normatywnej, a więc moralności bardzo skrupulatnego przestrzegania prawa, przykazań, przepisów, a nie moralności cnót”.
– Nie odnajduję się w moralności normatywnej. W moralności cnót, gdy patrzymy na dobro i czujemy się przez nie pociągani, stopniowo [za nim] podążamy. Nie wszyscy maszerujemy jednym krokiem, w jednym rytmie. Każdy ze swą marszruta i własnym rytmem powinien znaleźć swe miejsce. Droga wiary zawiera w sobie tę stopniowość. Obawiam się, że niektórzy w Kościele nadal proponują tę moralność normatywną, która bardziej troszczy się o prawo niż o osobę. Moralność cnót to kładzenie akcentu na dobro, które swym pięknem pociąga i wzbudza ciekawość... Powinniśmy bardziej skupiać się na tym dobru, pomagając, zachęcając osobę do kroczenia naprzód, rozwijania życia cnotami: sprawiedliwością, szczerością, szacunkiem, miłością. Miarą dobrego lub złego postępowania nie jest prawo zewnętrzne, lecz uwewnętrznione przez osobę, która stara się czynić dobro w procesie dążenia do doskonałości – podkreślił bp Grech.
Odnosząc się do obrad synodalnych, dał wyraz oczekiwaniu, że „Synod da odpowiedź na oczekiwania licznych osób, które po rozwodzie zawarły nowe małżeństwa” i które nadal chcą być uczniami Chrystusa. – Jako pasterze nie możemy ignorować ich krzyku. Odróżniam tych, którzy stracili zainteresowanie Kościołem – ale mimo to wartych naszej uwagi – od tych, którzy pomimo życiowych niepowodzeń chcą żyć z Jezusem. Zdarza się nawet, że niektórzy byli niewierzący, gdy zawierali małżeństwo, a po jego rozpadzie znaleźli wiarę. Czy nie zasługują na naszą pomoc? Jeśli mówimy językiem moralności normatywnej, pozostaje nam powiedzieć, że zerwali nierozerwalne małżeństwo i popełniają błąd chcąc odbudować swe życie [z kimś innym – KAI]. Taka mowa mi nie odpowiada – dodał maltański hierarcha.
Ujawnił, że w swym synodalnym wystąpieniu zaproponował przestudiowanie praktyki Kościołów prawosławnych, które głosząc nierozerwalność sakramentu małżeństwa, jednocześnie stosują „zasadę ekonomii”. – Współczucie wobec każdego szczegółowego przypadku nie jest populizmem, ani ogólnym poluzowaniem, lecz postawą Pana. Dla każdego szczegółowego przypadku Kościół prawosławny proponuje drogę pojednania, a potem błogosławieństwo drugiego związku. Dzięki temu błogosławieństwu na nowo jest się włączonym w pełną komunię Kościoła, łącznie z sakramentami – wyjaśnił bp Grech.